Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbigniew Grycan: w kręceniu lodów mam dużą konkurencję

Maryla Pawlak-Żalikowska
Zbigniew Grycan: Uważam, że branża spożywcza jest jedną z najuczciwszych, bo klient, konsument, nabywca smakując, jedząc, ocenia od razu, czy ten produkt jest dobry czy nie
Zbigniew Grycan: Uważam, że branża spożywcza jest jedną z najuczciwszych, bo klient, konsument, nabywca smakując, jedząc, ocenia od razu, czy ten produkt jest dobry czy nie
Ze Zbigniewem Grycanem, założycielem i właścicielem firmy lodziarskiej Grycan – Lody od Pokoleń rozmawia Maryla Pawlak-Żalikowska

Niedawno były do wygrania w totka 53 miliony złotych. Zagrał Pan?

Zbigniew Grycan: – No nie. Staram się nie grać. Hazard wystarczy mi ten, który mam na co dzień w biznesie.

Pytam nie bez przyczyny. Należy Pan do grona milionerów i ciekawi mnie, czy po 50 latach w biznesie nie ma człowiek zwyczajnie ochoty na łatwy pieniądz.

– Faktycznie pieniądz to byłby łatwy, ale przy takim prawdopodobieństwie wygrania, jakie jest w totolotku… Mimo, że niektórzy mówią, że jestem dzieckiem szczęścia, nie bardzo w to wierzyłem.

Nie irytuje Pana, osobę ciężko pracującą na swoją pozycję w branży, że kręcenie lodów to w slangu robienie szybkich i łatwych interesów.

– Rzeczywiście tak się mówi. I sam się śmieję, że mam ogromną konkurencję. Z tego, co choćby media donoszą wynika, że każdy u nas „kręci swoje lody”, włącznie z tzw. górą. A ja, prawdziwy lodziarz, muszę się w tym wszystkim znaleźć.

Często ludzi sukcesu uważa się za osoby, które tylko wygrywają. Tymczasem znawcy tematu przekonują, że droga do dużego sukcesu to nie ciągłe zwycięstwa. Prawdziwy lider ma umiejętność podnoszenia się z upadku. Pan to potrafił. Po sprzedaży Zielonej Budki zniknął Pan z rynku na trzy lata. Co spowodowało, że wrócił Pan do gry z nową firmą?

– Gdy sprzedałem Zieloną Budkę, miałem problemy zdrowotne. Chyba nastąpiło trochę zmęczenie materiału. Porządkowałem więc po prostu różne pozaczynane sprawy. I wreszcie, pod wpływem rodziny i przyjaciół, nacisków i argumentów, że te moje lody według naszych receptur są tak dobre, w końcu zdecydowałem, że wrócę na rynek. Z drugiej strony wiele osób też pytało, po co ty to robisz.

Ale ja jednak znowu uwierzyłem w siebie, swoje doświadczenie. A przede wszystkim w mój produkt, który jest taki jaki jest, bo dla mnie najważniejszą sprawą jest jakość, jakość i jeszcze raz jakość.

Uważam, że branża spożywcza jest jedną z najuczciwszych, bo klient, konsument, nabywca smakując, jedząc, ocenia od razu, czy ten produkt jest dobry czy nie. Odpowiada mu lub nie. Dobre zje. Niedobrego więcej nie kupi. To prosta selekcja. No i teraz firma moja posiada największą sieć lodziarni w Polsce.

 

Jak pamiętam, w ubiegłym tygodniu otworzył Pan 101 punkt.

– Tak, w Katowicach w Silesia City Center. Tam, gdzie na otwarciu kolejnej części centrum handlowego, jak szeroko komentowano, była Paris Hilton.

I jesteśmy już liderem na rynku w kategorii lodów w pudełkach, tzw. familijnych w klasie premium.

O właśnie – czy naprawdę te cytryny na sorbety Grycana wyciska się ręcznie?

– Daję pani słowo honoru. A z racji tego, że jestem katolikiem, to przenajświętsze słowo honoru, że się wyciska.

 

A niech Pan powie, chciałby Pan być takim Wedlem lodów? Jakościowo już Pan moim zdaniem jest, ale czy chciałby Pan mieć markę z tak silną renomą, jak Wedla. Która przetrzymała i nalepkę 22 lipca, i sprzedaż obcemu kapitałowi.

– Och pewnie, że bym chciał. Każdy człowiek jest trochę próżny i chciałby być jak najlepiej postrzegany. Prawda? Ale ja przyznam pani często wspominam Wedla pod innym kątem. Pamiętam, gdy jako dziecko byłem na pogrzebie Jana Wedla (1960 rok – przyp. red) i ogromne wrażenie zrobiło na mnie, że stali tam nad jego grobem staruszkowie, którzy płakali. Opowiadali przecudowne o nim historie jako o swoim pracodawcy. Mówili to w czasach, gdy przedsiębiorca, pracodawca, był przez propagandę określany jako krwiopijca i wyzyskiwacz.

Utkwiło mi to w pamięci, że pracodawca może być tak normalny. Nie taki, jak w historiach, którymi byliśmy przez lata karmieni przez propagandę.

Ale czy to nie jest już motyw przeszłości? Bo np. Pan sam ma już 1100 ludzi załogi. Jak być wobec nich patriarchalnym szefem, gdy kontakt jest coraz mniejszy?

– Ale można mimo wszystko, proszę mi wierzyć. Mieliśmy np. teraz we wrześniu ponad 750 osób z rodzinami na pikniku rodzinnym. Wie pani, że dziewczyny z lodziarni w Białymstoku mają do mnie bezpośredni telefon? Oczywiście, że ja wszystkich nie znam. Nawet nie byłem w niektórych punktach sprzedaży, bo bym nie nadążył, ale kontakt mam naprawdę bezpośredni. Zażartuje tu cytatem z Lenina, który powiedział: Daj władzę i kontroluj. I ja tak działam. Mamy naprawdę bardzo ludzkie stosunki z naszymi pracownikami. Firma jest moim zdaniem przyjazna.

W przyszłym roku będzie Pan obchodził 50 lat prowadzenia działalności. Gdy Pan porówna te rynki, to kiedy było trudniej – wtedy startować czy dziś?

– Kiedyś był rynek producenta: co pani by nie zrobiła, to pani sprzedała. Oczywiście było problemem dostać cukier, kakao czy bakalie, mówiąc o mojej branży. Ale szło jednak lekko. Były niesamowite bariery, bo był taki system. Jak wspomniałem, prywatny przedsiębiorca to był wedle propagandy prywaciarz, krwiopijca i wyzyskiwacz. I trzeba było trochę jechać slalomem. To wszyscy wiemy.

Dziś z kolei jest potworna konkurencja. Jak to mówi prezydent Wałęsa: Ta globalizacja daje trochę popalić. A my się stykamy z globalnymi firmami na naszym rynku: Algida, Nestle. Oni mają już dokładnie opracowane to, czego my się dopiero uczymy.

Zgłaszają się, żeby Pana wykupić?

– No, nie chciałbym na ten temat w ogóle mówić. Walczymy. Nie chcemy się dać i nie dajemy się.

Nie chcę wchodzić na giełdę, bo wtedy trzeba się bardziej odkryć, i giełda kosztuje, a ja wolę wydać na co innego. Świata nagle się nie zawojuje. Systematycznie i powoli też zaszliśmy dosyć daleko – za nami nic. Nie zasypiamy gruszek w popiele. Mamy fajną załogę. Ona nas odmładza

Wiem, wiem – średnia wieku 27 lat.

– No tak. I to z takimi starymi dzwonami jak ja i jeszcze kilku w firmie. W sumie, jak wielokrotnie mówiłem, ważne jest teraz, żeby pogoda i zdrowie były.

n Mówił Pan, że ma wspaniałą córkę, która pasjonuje się rodzinną branżą.

– Tak, skończyła SGH z bardzo dobrym wynikiem. I roczny kurs coachingowy. Włada czterema językami. I dziewczyna tym żyje, naprawdę. Gdy tymczasem druga jej siostra, bliźniaczka, z której też bardzo jestem dumny, bo doktorantką jest już na uniwersytecie, ma inną duszę. Bardziej artystyczną, humanistyczną.

Czyli ma kto ten biznes dalej ciągnąć. A i moja małżonka też przecież ma bardzo czynny udział w życiu firm.

W jednej z wypowiedzi wspomniał Pan, że po otwarciu setnej lodziarni ruszycie na podbój zagranicznych rynków. Jest już sto pierwsza lodziarnia. I co?

– No właśnie rozmawiamy, ale nie chcę zdradzać szczegółów.


A proszę powiedzieć, jak to jest możliwe, żeby tak naturalny i delikatny towar słać na odległości bez uszczerbku dla jego jakości, którą my, smakosze, wszyscy kochamy.

– Och, to nie trzeba myśleć o zagranicy. Wie pani, ile trwa transport do Szczecina! Dziś są takie łańcuchy chłodnicze, że można bardzo dużo. W mojej poprzedniej firmie lody jeździły nad jezioro Bajkał. Dwa tygodnie z Małaszewicz, białoruskimi wagonami. Bo oni mieli takie mega sekcje. I pewnie jeszcze mają. Cztery wagony chłodnicze i maszynownia. Agregaty na ropę i to jedzie. A do Jekaterinburga lody szły tirem.

Taka technika. Albo przykład z branży piekarniczej: bułki wypiekane pod Warszawą dla McDonald’s pływają i jeżdżą do Azji.

Czyli nowoczesne technologie są waszym sprzymierzeńcem.

– Tak, tylko trzeba zachować łańcuch chłodniczy. Dziś lody produkowane przez wielkie molochy to jedna fabryka. Jeden produkt. Zmienia się tylko rolki papieru, nalepia i produkt idzie do Portugalii czy do Polski. To nie jest dziś problem.

Jakie niespodzianki z Grycana mogą nas jeszcze czekać w najbliższym czasie?

– Na święta będą lody cynamonowe w pojemnikach. W takiej serii Koneser – wyszukane lody w półlitrowych opakowaniach. Cały czas robimy co się da, aby osłodzić życie klientom.

I jak słyszałam, umawiał się Pan z prezesem Leszkiem Czarneckim, prezesem Getin Bank, że kiedyś zjecie kwadratowe gałki lodów.

– Tak, tak właśnie żartowaliśmy.


To ja życzę Panu powodzenia w ich produkcji.

 

 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny