Był też prokurator i policja. Mieli przeprowadzić kontrolę na wszystkich fermach. Zostali wpuszczeni tylko na jedną.
Wigilia? Pani kochana, jaka Wigilia? - mówi z rozgoryczeniem Krzysztof Kazimierski, właściciel fermy lisów w Zawadach.
- Nawet w taki dzień zawiść ludzka nie zna granic.
W poranek wigilijny na fermach lisich miały odbyć się oględziny. Z udziałem policji, prokuratury i... trójki poszkodowanych, sąsiadów zza miedzy.
Przy szlabanie
Godzina 8.30. Przed szlaban ustawiony na drodze prywatnej, należącej do pana Kazimierskiego, wychodzi sam właściciel.
- Nie ma jeszcze nikogo - mówi mężczyzna. - Może zrezygnują i nie przyjadą...
Powoli schodzą się też pozostali właściciele ferm.
- Ta wojna trwa już od sześciu lat - wyliczają. - Robią wszystko, żeby nas zniszczyć za wszelką cenę. Prześladują, podglądają i wyszukują dziury w całym.
W końcu na drogę wjeżdża kilka samochodów. Jest w nich policja, prokurator, lekarz weterynarii i najważniejsi - trójka mężczyzn. To oni między innymi złożyli wniosek w prokuraturze. Posądzają swoich sąsiadów o to, że bezprawnie prowadzą fermy, nie spełniając przy tym odpowiednich norm unijnych.
- To istna samowola budowlana - mówi Wojciech Nierodzik, jeden z nich.
- Te fermy dawno straciły pozwolenia na swoją działalność, a mimo to ciągle tu są.
Nie pozwalacie, nie wchodzimy
Nikt jednak z zapowiedzianych gości nie przekracza szlabanu. Po jednej stronie stoją właściciele ferm. Po drugiej ich przeciwnicy i stróże prawa. Mimo mrozu emocji nie brakuje. Właściciele lisów twardo bronią swoich hodowli.
- Prokurator i policja, owszem, mogą wejść! - krzyczy Cezary Sołomianko, jeden z właścicieli ferm.
- Ale ci, dzięki którym dziś się tu spotkaliśmy, na pewno nie!
Na to jednak nie zgadza się prokurator. Tłumaczy, że to ci, którzy złożyli zawiadomienie w prokuraturze, są poszkodowani i zgodnie z prawem, mogą brać udział w oględzinach.
- Oni poszkodowani?! - oburzają się właściciele ferm. - To my jesteśmy poszkodowani! To oni nas nękają i prześladują!
Tylko w jednej
- Do mnie możecie wejść - odzywa się w końcu pani Grażyna Sosnowska, właścicielka jednej z ferm.
Od jakiegoś czasu nie hoduje już zwierząt. Zrezygnowała ze względów osobistych.
- Chcę mieć święty spokój - komentuje kobieta.
Na fermę wchodzą wszyscy i zaczynają swoją pracę.
- Zrób jeszcze tutaj zdjęcie! - krzyczy do jednego z policjantów Jerzy Nierodzik, sąsiad hodowców.
Przed południem było już po wszystkim. Teraz prokuratura musi dokończyć dokumentację i zastanowić się, jakie podjąć działania, aby móc sprawdzić pozostałe fermy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?