Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zarobić na wiklinie

Dorota Biziuk [email protected] Fot. D. Biziuk
Halina Lenkiewicz z Wierzchlesia swoją przygodę z wikliniarstwem rozpoczęła jeszcze w latach 70-tych
Halina Lenkiewicz z Wierzchlesia swoją przygodę z wikliniarstwem rozpoczęła jeszcze w latach 70-tych
Moda na wyplatane fotele wraca. Jeszcze kilkanaście lat temu w Wierzchlesiu koło Szudziałowa niemal wszyscy mieszkańcy utrzymywali się z wyrobu wiklinowych przedmiotów.

– Zamówienie szło za zamówieniem, a nam brakowało materiału i czasu, żeby zrealizować wszystkie zlecenia. Było to w czasach, kiedy w Kuźnicy funkcjonował państwowy zakład. To on odbierał cały towar. Niestety, 15 lat temu zakład zakończył swoją działalność. Od tego czasu wikliniarzy jest coraz mniej – powiedziała Halina Lenkiewicz z Wierzchlesia.

 

Zajęcie dla wsi

Dla pani Haliny historia z wikliniarstwem zaczęła się na początku lat 70-tych. To zajęcie zainteresowało również jej męża – Eugeniusza.

– Ja plotłam wiklinę, a on pracował w lesie jako drwal – wspomina Halina Lenkiewicz. – Wtedy zarabiałam więcej od męża. Koniec końców Gienek przestał chodzić do lasu i pojechał na kurs wikliniarski do Kuźnicy. Tam ku ogólnemu zdziwieniu, po pierwszym dniu warsztatów uplótł z wikliny aż cztery fotele.

Kobieta zajmuje się wikliniarstwem do dzisiejszego dnia. Z kolei jej mąż kilka lat temu zrezygnował z tego zajęcia.

– Pogorszyło mu się zdrowie i dlatego dał sobie spokój z tą robotą. Jeżeli o mnie chodzi, to bardzo polubiłam wiklinę. Myślę, że nawet gdyby było to niezbyt opłacalne zajęcie, nadal bym się nim zajmowała – przyznaje pani Halina.

W Wierzchlesiu niemal każda rodzina wspomina czasy, kiedy za zbyt wiklinowych wyrobów odpowiadał zakład w Kuźnicy.

– Jedni chowali się przed drugimi z robotą – mówi Eugeniusz Lenkiewicz. – Przez całą noc wiklinę w koszyki czy coś innego zamieniali. Na długo przed świtem furmanką do Kuźnicy po materiał się jeździło. Był z tego niezły zarobek.

Wyrobu koszyków uczyły się już małe dzieci. Panowało nawet przekonanie, że jak ktoś nie miał głowy do nauki, to z wikliną dobrze mu szło.

– W tym wszystkim chodziło jednak o to, że ze względów finansowych sporo rodziców nie mogło sobie pozwolić na wykształcenie całej gromadki dzieci – wyjaśnia pani Halina. Szukało się zatem jakiegoś zajęcia dla swoich pociech. To zajęcie miało im w przyszłości zapewnić chleb.

 

Fotele zastąpiły leżaki

 

Zdaniem Lenkiewiczów, w wiklinowym fachu liczą się przede wszystkim umiejętności matematyczne.

– Trzeba dobrze liczyć, bo w przeciwnym razie nigdy się nie pojmie, jak te witki trzeba przeplatać, żeby odpowiedni wzór wyszedł – mówi mieszkanka podszudziałowskiej wsi Wierzchlesie. – Dawniej najlepszy zbyt był na leżaki dla psów, a teraz różne rzeczy się robi. Są to chociażby stoły, kufry, fotele, szuflady do regałów, a także leżanki do opalania. Zbyt na wiklinowe towary był znacznie lepszy, kiedy większość z nich szła za granicę. Ta tendencja utrzymywała się jeszcze w 2000 roku. Człowiek, który obserwuje ten biznes tak długo jak ja, bez problemu zauważy, że moda na wiklinę powoli wraca, ale tylko nieliczni decydują się na zakup wykonanych z tego surowca przedmiotów. Żeby ludzie zaczęli lepiej zarabiać, wtedy sytuacja materialna wikliniarzy też by się poprawiła.

Wiklinowa sofa kosztuje ok. 250 zł. Z kolei tego typu fotel trzeba zapłacić w granicach 150 zł. Oczywiście klienci zawsze mogą się potagrować.

 

Uprawa na długie lata

 

Wiklina przypomina swoim wyglądem zieloną wierzbę. Młode, jednoroczne pędy rośliny ścina się tuż przy ziemi. Te, które są proste, przygotowuje się do zdjęcia kory.

– Kiedyś mieliśmy własną plantację wikliny – Halina Lenkiewicz. – Niestety, musieliśmy zrezygnować z tej uprawy. Powód był taki, że okoliczne ziemie są bardzo słabe, więc trudno spodziewać się, że dadzą one dobre i wysokie plony. Jeżeli ktoś założy plantację w odpowiednim miejscu, wówczas będzie z niej zbierał wiklinę nawet przez 30 lat. Nadmienię jeszcze, że teraz odbiorcą wiklinowych produktów jest firma „Palma”, która ma siedzibę w naszej wsi.

Wiklinowe żniwa zaczynają się wraz z nadejściem mrozów lub na wiosnę. Pościnane witki są gotowane w specjalnych kotłach, tzw. warzelniach. Potem moczą się przez kilka dni w moczarkach, czyli wypełnionych wodą pojemnikach. Następnie pozostaje już tylko okorować wiklinę i materiał jest gotowy do wyplatania.

 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na poranny.pl Kurier Poranny