Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zamordowali Popiełuszkę, później Suchowolca. Kto zabijał kapłanów?

Jerzy Doroszkiewicz
Mord księdza Jerzego Popiełuszki to właściwie jedyna udowodniona zbrodnia komunistyczna. Tajemnicą nadal jest śmierć kapłana w białostockich Dojlidach. W PRL ginęli też działacze opozycji i wychowani w patriotycznym duchu uczniowie.

Patryk Pleskot, dociekliwy historyk Instytutu Pamięci Narodowej, a przy tym bardzo sprawny pisarz siłą rzeczy nie mógł opisać wszystkich nieudowodnionych zbrodni z czasów komunizmu. Wiele z nich już na zawsze pozostanie tylko w sferze domysłów, a przecież im dalej od tragicznych wydarzeń, tym trudniej o odnalezienie nowych faktów. Grozę u czytelników i dziś mogą wywołać informacje nie tylko o zabójstwach politycznych, ale też i kolejnych tajemniczych śmierciach osób powiązanych z ofiarami.

Dzięki inteligentnej konstrukcji książki autor stopniowo wciąga czytelnika w mroczne sieci, jakie na obywateli w teorii demokratycznego państwa, rozciągała policja polityczna zwana eufemistycznie Służbą Bezpieczeństwa. Swoją opowieść rozpoczyna od legendarnej, szczególnie w Warszawie, akcji oblania białą i czerwoną farbą oraz podpalenia pomnika Feliksa Dzierżyńskiego z 10 lutego 1982 roku. Dokonali tego nastolatkowie konspirujący na wzór Armii Krajowej, w dodatku uzbrojeni. SB, korzystając z usług konfidentów, rozpracowało grupę, a zaledwie 17-letniego Emila Barchańskiego mocno pobiło. Jakże zdziwili się oprawcy, kiedy podczas publicznego procesu nastolatek odwołał wymuszone przemocą zeznania i zadeklarował, że będzie w stanie rozpoznać swoich oprawców. Dwa tygodnie później jego ciało wyłowiono z Wisły.

Fachowcy woleli milczeć

„Zabić” to także opowieść o strachu. Strachu medyków sądowych, strachu świadków oraz służalczości biegłych i dyspozycyjności prokuratorów. Jak inaczej można wytłumaczyć, że wyłowione 5 czerwca ciało nastolatka nie było przechowywane w chłodni. Nim biegli przystąpili do sekcji zwłok, rozkład tkanek uniemożliwił zebranie dużej ilości śladów. Umarzanie śledztw to już właściwie była oczywista oczywistość. Śmierć podziemnego bojownika zdaje się być w opinii Pleskota „wypadkiem przy pracy”, bo bezpieka raczej chciała być może tylko nastraszyć odważnego młodzieńca. Jeszcze mniej szczęścia miał 19-letni Piotr Majchrzak z Wrocławia. Nie był żadnym działaczem, przyglądał się tylko w maju 1982 roku bójce przed jedną z nocnych knajp, a po chwili leżał w pobliżu, umierając. Dopiero po śmierci ktoś zauważył, że oprócz śladów pobicia miał niewielką ranę w pobliżu gałki ocznej. Dziś uważa się, że dziurę w czaszce młodego człowieka spowodować mógł wycior broni. Jeszcze w czasach komunistycznych kilka razy wznawiano śledztwo, jednak ilość preparowanych fałszywych zeznań i tropów skutecznie pozbawiła rodziców nastolatka możliwości poznania prawdy o śmierci ich syna. Zdecydowanie przypadkowej, niepotrzebnej i nie mającej związku z antykomunistycznymi przekonaniami ucznia technikum.

Naturalnym jest, że w książce Pleskota pojawia się szeroko opisywana w wielu wydawnictwach zbrodnia na Grzegorzu Przemyku. Jest też powrót do tajemniczej śmierci krakowskiego studenta Stanisława Pyjasa, przyjaciela Bronisława Wildsteina i wspomnienie męczeńskiej śmierci bł. księdza Jerzego Popiełuszki.

Najciekawszą teorię spiskową wysnuwa autor łącząc ze sobą zabójstwa księży Stefana Niedzielaka, białostockiego kapłana Stanisława Suchowolca, księdza Sylwestra Zycha z zabójstwem Piotra i Aliny Jaroszewiczów. Otóż 20 stycznia 1989 roku późnym wieczorem widziano dwóch mężczyzn i kobietę, którzy zmierzali na warszawski cmentarz powązkowski. Następnego dnia rano znaleziono ciało proboszcza cmentarnej parafii ks. Niedzielaka z fachowo złamanym karkiem. W mieszkaniu pozostało sporo pieniędzy, a gosposia księdza wcześniej znalazła karteczkę, na której ktoś napisał: „Jak nie przestaniesz, to skończysz jak Popiełuszko”. Winą kapłana było głównie to, że głośno opowiadał o zbrodni katyńskiej i angażował się w rodzący się ruch Rodzin Katyńskich. Teorię o komandzie śmierci można by uznać za służącą podniesieniu sprzedaży książki, gdyby nie śmierć kolejnych kapłanów, w tym księdza Stanisława Suchowolca.

To było bardzo fachowo zaplanowane zabójstwo

Od początku nikt chyba nie wątpił, że ksiądz Suchowolec padł ofiarą nieszczęśliwego wypadku. Zanim ktoś podpalił wnętrze jego pokoju powodując śmiertelne zatrucie tlenkiem węgla, wiele razy ktoś dybał na jego życie. A to w jego volkswagenie pasacie już w grudniu 1987 roku ktoś poluzował śruby w tylnym kole, w styczniu 1988 roku, odkręcił nakrętkę kolumny kierowniczej, w kwietniu uszkodzono mocowanie końcówek wahacza, w maju inne części układu kierowniczego. Księdzu cudem udawało się uniknąć wypadku. Wtedy 4 sierpnia 1988 roku (na dzisiejszej Szosie Baranowickiej) ktoś rzucił kamieniem w szybę, podobnie jak w przypadku ataków na bł. ks. Jerzego Popiełuszkę. Atak był udany, bo przednia szyba rozbiła się, ale księdzu Suchowolcowi znów udało się ujść z życiem.

Na cztery dni przed śmiercią kapłana z Dojlid w komendzie przy ulicy Sienkiewicza w Białymstoku miał się powiesić kapitan Tomasz Marowicz, złapany na jeździe po pijanemu dzień wcześniej kierownik wydziału do walki z opozycją białostockiej SB. Ciało znalezione w pozycji siedzącej przy szafie pancernej, z połamanymi żebrami. Według Pleskota ktoś podczas pogrzebu esbeka miał powiedzieć, że zabito go, bo nie chciał wypełnić rozkazu zamordowania księdza Suchowolca. Sam autor wątpi jednak w prawdziwość tego wątku.

Bliscy przyjaciele księdza wspominają, że wieczorem tuż przed śmiercią odwiedził go tajemniczy mężczyzna. Odwiedził jeszcze kuzynkę oraz rozmawiał w samochodzie z córką zaprzyjaźnionej rodziny. Po powrocie na plebanię, przed północą zadzwonił do nich opowiadając o strachu z powodu widzianego już wcześniej auta zaparkowanego w pobliżu plebanii. Kilka godzin później już nie żył.

Patryk Pleskot plastycznie stara się odtworzyć ostatnie minuty życia księdza. Domyśla się, że zatruto jego sukę Nikę, podejrzewa, że ogłuszono go i siłą wlewano do ust alkohol, bo w krwi niepijącego niemal wcale kapłana było po śmierci aż 1,5 promila alkoholu. W pokoju księdza nikt nie znalazł butelki po wódce. Później sprawca lub sprawcy obleli pomieszczenie niezidentyfikowaną łatwopalną cieczą, która zapalona nie zdążyła nawet spalić elektrycznego termowentylatora w plastikowej obudowie. Zwyczajnie zabrakło tlenu. Niezniszczona do końca „farelka” była jednym z koronnych argumentów obalających tezę o przypadkowym zwarciu. Mimo, że po kompromisie w Magdalence rozpoczynały się obrady okrągłego stołu, w Białymstoku policja polityczna fabrykowała dowody. 2 lutego 1989 roku w cudowny sposób, wywołując wcześniej na zewnątrz mecenasa i członków parafialnej służby porządkowej, jeden z milicjantów odnalazł w połowie opróżnioną i wolną od sadzy czy spalenizny półlitrówkę po wódce Baltic. Dopiero w 1991 roku Marianna Kuc, 77-letnia gosposia księdza wyznała, że feralnej nocy widziała dwóch mężczyzn i kobietę.

Ponurym epilogiem śmierci księdza Suchowolca okazuje się śmierć ks. Edwarda Rafało, który na parafii w Dojlidach mieszkał z nim przez ścianę. To on pierwszy odnalazł ciało zaczadzonego kapłana 30 stycznia 1989 roku. 30 października 1995 roku, w Polsce wolnej od SB, późnym wieczorem ks. Rafało powiedział gosposi, że odbył dziwną rozmowę z pewnym księdzem z Poznania, po czym wsiadł do swojego peugeota. Po północy, w pobliżu wsi Radule, kierowca słowackiego tira zauważył rozbite auto. I znów - u księdza abstynenta stwierdzono 2,4 prom. Alkoholu we krwi, biegli podejrzewali, że przyczyną zjechania z trasy pry dużej szybkości była uszkodzona opona. Pozostał otwarty garaż z zapalonym światłem, pies, bez którego ksiądz nigdy nie ruszał się w podróż, nawet zapalone w mieszkaniu światło. Po roku Prokuratura Wojewódzka umorzyła śledztwo. Nie ma dowodów wskazujących, że wcześniejsza śmierć ważnego esbeka i sześć lat późniejsza tragedia ks. Rafało mają coś wspólnego z zamordowaniem ks. Suchowolca. Ale też nie ma wielu akt tajnych służb PRL. Czyżby mordercy zacierali wszelkie możliwe ślady zbrodni?

W pogrzebie księdza Suchowolca 3 lutego 1989 roku brał udział ks. Sylwester Zych. W 1982 roku wziął na przechowanie broń, z której dwaj nastolatkowie zastrzelili w Warszawie milicjanta. W marcu 1989 roku najpierw nieznani oprawcy wciągnęli go do warszawskiej bramy, zaczęli rozbierać i siłą wlewać wódkę do ust. Przeżył, bo zobaczyła to przypadkowa kobieta. Cztery miesiące później, koło dworca PKS w Krynicy Morskiej znaleziono ciało księdza. Podczas sekcji wykryto aż 4 promile alkoholu. Choć było to już po wygranych przez „Solidarność” wyborach do Senatu i kontraktowego Sejmu, Jerzy Urban nadal starał się za pośrednictwem TVP zrobić z księdza pijaka. Czy ten mord polityczny spowodowała zemsta za śmierć milicjanta czy paradoksalnie - rozpoczynająca się transformacja ustrojowa ? Nie wiadomo. Sprawców nie ustalono.

Komando wraca po premiera

Przy śmierci ks. Zycha nikt nie widział żadnych podejrzanych osób, choć mataczenie w śledztwie i zacieranie dowodów można i dziś bez problemu udowodnić. Inaczej rzecz się miała z zamordowaniem Piotra i Alicji Jaroszewiczów. Dlaczego były premier i żona przed śmiercią byli torturowani, jakie przechowywali dokumenty i komu mogli zagrozić zdradzając komunistyczne tajemnice w 1992 roku? Tego już dziś się nie dowiemy. Powraca wątek dwóch mężczyzn i kobiety, których widziano opuszczających miejsce zbrodni.

Książkę kończą opowieści o zbrodniach popełnionych na bliskich Andrzeja Grabińskiego i Krzysztofa Piesiewicza. Prawnicy o takich nazwiskach oskarżali zabójców bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Żonie Andrzeja Grabińskiego w maju 1985 roku ktoś poderżnął gardło. Tyle że był to prywatny biznesmen. Takie samo imię nosiła synowa adwokata Andrzeja Grabińskiego, który z Piesiewiczem walczył o prawdę o zbrodni na kapłanie „Solidarności”. Matka Piesiewicza została zabita dopiero w lipcu 1989 roku. Adwokat znalazł ją związaną tak samo, jak przed utopieniem esbecy skrępowali ciało porwanego księdza.

Patryk Pleskot
- polski historyk i politolog, doktor habilitowany nauk społecznych, profesor nadzwyczajny. Autor ponad 100 artykułów naukowych, a także autor, współautor lub redaktor ponad 20 książek. Jego najnowsza książka “Zabić. Mordy polityczne PRL” wydana nakładem wydawnictwa Znak Horyzont w styczniu trafiła na 1. miejsce najlepiej sprzedających się książek historycznych jednej z największych sieci księgarskich w Polsce.

Śledztwo IPN
30 stycznia 2006 prokuratorzy z lubelskiego Instytut Pamięci Narodowej oświadczyli, że ich zdaniem ponad wszelką wątpliwość ksiądz Stanisław Suchowolec (1958-1989) został zamordowany wskutek działania Służby Bezpieczeństwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny