Załoga szpitala zakaźnego broni się przed przyłączeniem go do UMB

To trwa już rok. Podejrzewamy, że dopiero 29 sierpnia będziemy wiedzieli, na czym stoimy. Czy nas zwolnią? Co z nami będzie? - pyta Dorota Tałałaj, przewodnicząca związku zawodowego pracowników Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. K. Dłuskiego w Białymstoku.

Na 29 sierpnia zaplanowano bowiem sesję sejmiku województwa podlaskiego, na której rozstrzygną się dalsze losy tego szpitala, a także szpitala gruźliczego i chorób płuc. Zarząd województwa chce przyłączenia obu placówek do Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Ale taką decyzję muszą jeszcze zaakceptować radni wojewódzcy.

- Uważamy, że to i tak jest już dawno rozstrzygnięte. A te głosowanie to tylko formalność. Nas się traktuje jak mebel, który można po prostu przenieść i się na nic nie poskarży - mówią zgodnie pracownicy.

Nie chcą tego przyłączenia. Uważają, że oznacza to likwidację ich szpitala. - Boimy się o oddziały dziecięce. Dochodzą nas słuchy, że uniwersytetowi nie zależy, żeby funkcjonowały - denerwuje się Teresa Cierebiej, zastępca ordynatora dziecięcego oddziału obserwacyjno-zakaźnego.

Dodaje, że gdy panuje epidemia, np. szaleją rotawirusy, jej oddział jest cały czas zajęty. - Żebyśmy byli zadłużeni, to nikt by nas nie chciał - dodaje Mikołaj Breńko, przewodniczący przyszpitalnej Solidarności.
Natomiast związkowcy ze szpitala gruźliczego wysłali wczoraj pismo do zarządu województwa podlaskiego. Pracownicy chcą być stroną w negocjacjach o przejęciu szpitala pomiędzy zarządem a Uniwersytetem Medycznym.