Sędzia Hubert Siejewicz zapłacił dobrze opłacaną posadą, bo został nagrany podczas puszczenia kuponu w jednym z punktów bukmacherskich w Białymstoku. Obstawiał mecz tenisowy, choć według regulaminu dyscyplinarnego PZPN sędzia zawodowy nie ma prawa do obstawiania czegokolwiek. Z kolei amok Brytyjczyków związany z narodzinami Baby Cambridge spowodował, że tylko w miniony poniedziałek londyńczycy zostawili u bukmacherów 50 tysięcy funtów, obstawiając zakłady z tym związane.
W co generalnie gramy i dlaczego?
- Zakłady bukmacherskie są jak Totolotek, ale tu człowiek ma wpływ na prawdopodobieństwo wygranej, bo ma lub może mieć wiedzę na dany temat - ocenia 40-letni Arkadiusz Halicki, którego spotykamy przy jednym z punktów bukmacherskich w centrum Białegostoku.
Pan Arkadiusz gra od lat i obstawia głównie mecze piłki nożnej.
- Odrzucam jednak gry wirtualne, które są proponowane przez niektóre firmy bukmacherskie, gdzie "online" startują charty czy konie. Po pierwsze przypomina mi to właśnie "totolotek", czyli losowe gry liczbowe, a po drugie nie wiem, kto i jak tym steruje. Nie mam więc zaufania - mówi.
Z kolei Jacek Gaweł, 30-latek zwraca uwagę na fakt, że jak się obstawi, czy to mecz, czy nawet rozdanie filmowych Złotych Globów, to relacje z takich imprez fajniej się ogląda.
- Ludzie z tego względu zostają fanami jakiejś drużyny pływackiej czy tenisisty i finał takich spotkań ma dla nich dodatkowe znaczenie. Albo jak ktoś śledzi wydarzenia polityczne, to nawet rozgrywka Tusk - Gowin nabiera dla niego rumieńców. Choć wydaje się, że tu zwycięstwo jest chyba oczywiste - mówi.
- Człowiek potrzebuje po prostu adrenaliny. Jak od czasu do czasu się za 2 złote wygra tysiąc, to już w ogóle jest genialnie. Choć z reguły się dokłada. Wiem, bo prowadzę, dla zdrowia psychicznego, statystyki wydatków i wpływów - śmieje się sam z siebie pan Jacek.
Krzysztof Gerard (wiek 50+), fan głównie tenisa, zwraca uwagę, że gracze są trochę jak wędkarze: - Każdy się chwali, ile wygrał, a nie bardzo są wyrywni do tego, żeby opowiadać, ile przegrali. A przecież gdyby przegranych nie było więcej, to jak by działały te firmy bukmacherskie?
- Granica zabawy jest oczywiście w proporcji przegranych i wygranych. Bo to może być niebezpieczne - dorzuca pan Krzysztof.
Pierwszy punkt zakładów bukmacherskich powstał w Białymstoku przy ulicy Białówny pod logo STS (Star-Typ Sport) pod koniec lat 90.
- Otwarte były dwa okienka, do których ustawiały się gigantyczne kolejki w soboty i niedziele, gdy jest najwięcej zdarzeń piłkarskich. To było totalne oblężenie - wspomina jeden z moich rozmówców.
STS był jednak ostro goniony przez konkurencję. Dziś znajdziemy w Białymstoku przede wszystkim jeszcze Fortunę (drugi lider rynku), Totolotek, E-Toto Zakłady Bukmacherskie i Millenium. Łącznie jest ponad 20 punktów w mieście.
Pani Danusia, obstawiająca na Dziesięcinach, jest pasjonatką Formuły 1. Kocha ten sport, może o nim mówić godzinami ku zachwyceniu pracownika punktu bukmacherskiego, do którego przychodzi. Jest unikatem w gronie graczy, bo zdecydowana większość z nich to mężczyźni. Pracownicy firm bukmacherskich, z którymi rozmawiałam przyznają, że panie zazwyczaj są tylko posłańcami w sprawie zakładów swoich mężczyzn.
- Ta proporcja zmienia się jednak nieco, gdy mamy do czynienia z zakładami nazwijmy to zdarzeniowymi, obyczajowymi, a nie sportowymi - podpowiada Marek Frąckiel z E-Toto Zakłady Bukmacherskie, który od ośmiu lat pracuje w tym zawodzie.
Taką właśnie "zdarzeniówką" były narodziny królewskiego wnuczka, które jednak u nas (mówimy o naziemnych punktach bukmacherskich) nie wzbudzały aż takich emocji przekładających się na zakłady, jak w Wielkiej Brytanii.
- Ale obstawiać można było, gdyby ktoś chciał - wyjaśnia pan Marek. - Podobnie jak np. Taniec z Gwiazdami, Voice of Poland, Telekamery, rozdanie filmowych Oskarów, Złotych Globów czy wybory papieża. Teraz na przykład pasjonaci polityki mogą obstawiać wysokość poparcia dla Hanny Gronkiewicz-Waltz podczas ewentualnego referendum za jej odwołaniem w Warszawie, a także wynik wyborów przewodniczącego Platformy Obywatelskiej.
Okazuje się, że zwycięstwo Jarosława Gowina mogłoby nieźle wypchać portfel ryzykantowi dużej wiary. Za 10 złotych postawione na Donalda Tuska można bowiem dostać 11 zł w razie jego zwycięstwa. A za tryumf byłego ministra sprawiedliwości aż 36 złotych. Co swoją drogą jest ciekawym miernikiem szans obu panów na piastowanie stanowiska przewodniczącego PO.
Jeśli chodzi o dziecko brytyjskiej pary książęcej, Polaków ta sprawa nie rozgrzewała. Zakłady były - np. na płeć dziecka i na dzień tygodnia, w którym się urodzi - ale zostały wycofane.
Gracze przede wszystkim stawiają na piłkę nożną. Na 90-procentach kuponów jest co najmniej jeden mecz. Teraz np. obstawiany jest najbliższy mecz Jagi ze Śląskiem Wrocław. Gdyby białostoczanie wygrali, osoby, które na to postawiły, dostaną 40 złotych za każde wydane 10 zł.
A gdyby optymizm gracza był jeszcze większy i postawiłby na zwycięstwo Jagiellonii w Ekstraklasie, to tu przebitka jest z 10 zł na 300. Zwycięstwo Legii jest jednak bardziej prawdopodobne, przez co każde 10 zł postawione na klub z Warszawy daje 20 złotych wygranej.
Na drugim miejscu - po piłce - jest tenis. Co ciekawe nie tylko od momentu, gdy w jego rozgrywkach widoczni są Polacy, co wyzwala w graczach dodatkowe emocje i przyciąga do tej dyscypliny tych, którzy się nią nie interesowali lub nawet wcale nie grali.
Gdy Jerzy Janowicz startował w Wimbledonie, ludzie tak bardzo w niego wierzyli, że obstawiali zwycięstwo Polaka. Jak się skończyło, wiadomo. I to właśnie takie zdarzenia, z niespodzianką - zgodnie mówią pracownicy branży - nakręcają ten biznes. Cóż, adrenalina pracuje.
Kolejne miejsca na liście obstawianych dyscyplin zajmuje hokej i koszykówka. Siatkówka też, ale ewidentnie przy okazji meczów naszej reprezentacji. Tak było np. podczas rozgrywek o miejsce Polaków w światowej szóstce. Którego - wbrew oczekiwaniom - nasi nie zdobyli.
Co może wydać się zaskakujące, bo z napięciami nerwowymi i emocjami ta dyscyplina za bardzo się nie kojarzy, są także gracze obstawiający turnieje szachowe. Ich dynamika powoduje, że można to zrobić nawet w trakcie gry.
Oczywistym jest, że wszelkie olimpiady czy mistrzostwa Europy lub świata to żniwa dla firm bukmacherskich. Warto przy tym dodać, że im goręcej jest w punktach przyjmowania zakładów, tym częściej w kolejce po kupon ustawia się tzw. tajemniczy klient - czyli osoba w imieniu w właściciela firmy sprawdzająca jakość obsługi przez jej pracowników.
A to ważne, bo wielu klientów przychodzi, żeby się przy okazji wygadać. Zwłaszcza w sytuacji, gdy na ich zakładzie składającym się np. z wielu pozycji "nie wypali" jeden mecz i kładzie całą wygraną.
Jeśli chodzi o wiek pasjonatów zakładów bukmacherskich, to pracownicy białostockich punktów nie potrafią wskazać grupy dominującej. Wszyscy grają. Jedno jest pewne - muszą to być ludzie pełnoletni.
- Ustawa jest pod tym względem bardzo rygorystyczna: zgodnie z jej literą do punktu przyjmowania zakładów bukmacherskich osoba niepełnoletnia nie powinna nawet wchodzić. Ba, rodzic, który chce zagrać, nie może tu wstąpić z dzieckiem. Gdyby nawet księżna Kate chciała zagrać, musiałaby zostawić wózek z Baby Cambridge pod opieką ochroniarzy poza lokalem - podkreśla Marek Frąckiel.
Nadzór nad zakładami bukmacherskimi sprawuje w Polsce ministerstwo finansów i urzędy celne. I od czasu do czasu przeprowadzane są kontrole w punktach i sprawdzane świadectwa zawodowe pracowników.
- Osoby przyjmujące zakłady wzajemne są zobowiązane do zdobycia uprawnień. W tym celu muszą zdać egzamin zawodowy w ministerstwie finansów - wyjaśnia pan Marek z E-Toto. - Muszą znać regulaminy gier, obostrzenia dotyczące wieku itp. Za obsłużenie nieletniego grozi grzywna, a w razie powtórzenia się podobnej sytuacji - punkt może być nawet zamknięty.
Według moich rozmówców bardzo wielu graczy ryzykuje niskie kwoty: grają za dwa złote. Ale trafi się, że i w taki sposób można wygrać 1000 zł lub więcej.
Dziś tłok w punktach bukmacherskich jest mniejszy niż kiedyś m.in. przez fakt, że można także grać (na określonych warunkach) w Internecie. W obu przypadkach nie można zapomnieć o podatku od gier. Bo z każdego kuponu - na przykład opiewającego na możliwość wygrania owych 300 zł za zwycięstwo Jagi w Ekstraklasie - od razu odliczana jest wartość 12 procentowego podatku. A potem, gdyby faktycznie wygrana padła, to jeśli będzie ona opiewała na kwotę niższą niż 2280 zł, fiskus więcej nie zabierze. Ale gdyby to było ponad 2280 zł, jeszcze odliczony będzie 10-procentowy podatek.
Wysokość wygranej nie musi być horrendalna, żeby budzić emocje. Marek Frąckiel wspomina klientów, którzy - z sukcesem - przekopali kontener na śmieci, żeby odzyskać nieopatrznie wyrzucony tam kupon z wygraną w wysokości 300 złotych. A kupili go właśnie za dwa złote.
Natomiast swojego błędu pozbycia się kuponu po niedokładnym sprawdzeniu wyników nie mógł już nadrobić gracz, który wrzucił go w niszczarkę dokumentów. Stracił 500 zł.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?