Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabójca został... Wolontariuszem Roku

Adam Willma [email protected]
W 2014 będzie starał się o przedterminowe zwolnienie. Jeśli nie wyjdzie - posiedzi do 2024
W 2014 będzie starał się o przedterminowe zwolnienie. Jeśli nie wyjdzie - posiedzi do 2024 Adam Willma
Organizatorzy nie mogli się spodziewać, że nagroda dla Wolontariusza Roku przypadnie skazanemu na 25 lat. Za zabójstwo.

Joanna Nowicka z Europejskiego Centrum Wspierania Inicjatyw Społecznych do tej pory nie może uwierzyć: - Czegoś takiego polski system penitencjarny nie pamięta. To ludzie zagłosowali.

Sok brzoskwiniowy

W 1996 roku ludzie orzekli, że dla Dybizbańskiego nie ma miejsca na wolności. Dostał 25 lat, podobnie jak dwóch współsprawców. Trzeci odsiedzi 15 lat.

Inaczej się nie dało. Czytelnicy poznańskich gazet domagali się więcej. Śmierć za śmierć.

Nic dziwnego. To była brudna historia, w której nawet po latach trudno dopatrzyć się okoliczności łagodzących.

Codziennie do pracy z więzień wychodzi stu skazanych. Bez dozoru

Dla Mariusza zaczęła się od soku brzoskwiniowego. Miał 17 lat i w głowie plan, żeby zostać prezenterem muzycznym, jak Niedźwiedzki czy Sierocki z Teleekspresu. A raczej marzenie, bo wiedział, że i tak zostanie fotografem, jak wszyscy w rodzinie.

To były piękne czasy dla ludzi z fantazją i odrobiną grosza. Wyposażyli dyskotekę, zarabiali na niej tak, że po płyty jeździli z walizką. OMD, Pet Shop Boys i przede wszystkim Depeche Mode. Za jedną fuchę na dyskotece w Poznaniu zgarniało się ponad 3,5 starych milionów. Żyć nie umierać.

Z sokiem brzoskwiniowym było tak, że Mariusz wracał wieczorem do rodzinnego miasteczka po treningu karate. Naszło go nas sok, wiec po drodze wpadł do dyskoteki. Zaczepił go Jasiu, kolega z Buka. Niby się umówili, ale Mariusz spał jak kamień. Dopiero Jasiu go wykopał z łóżka. Pojechali do Poznania, łazili pół dnia. Kiedy się pojawił pomysł, żeby "zgarnąć" samochód - dokładnie nie wiadomo.

Były więzień skatował swoją ofiarę. Teraz przeprasza za śmierć

Czarne i białe

Akt oskarżenia Dybizbańskiego przeczytałem raz. - Było tam napisane "wspólnie", "w porozumieniu", "z premedytacją". Ale tak życie wygląda tylko na papierze.

Nie wiadomo kto, kiedy i co powiedział. W śledztwie kłamali wszyscy. Wiadomo, że w końcu wpadł im w oko czarny volkswagen, że w pewnym momencie, podczas próbnej jazdy zatrzymali się przy lesie. Kierowca dostał pięścią w twarz. Taśma klejąca na usta i do bagażnika. Jeździli później z tym człowiekiem bagażniku. Ktoś rzucił hasło, więc nieudolnie naśladowali Rosjan. Aż się znudzili i na powrót zostali Polakami.

Wymyślili, że do zabicia najbardziej nadaje się Śliwa. Zadzwonili, przyjechał. Śliwa, który dusił kierowcę, dostał później w więzieniu ksywę "Killer". Ale nie wiadomo czy mężczyzna jeszcze żył, gdy dostał się w ręce Śliwy.

Ciało zostawili w lesie. Później wracali jeszcze parę razy. Żeby zakopać i zatrzeć ślady.

Mariusz wrócił do domu samochodem zabitego mężczyzny. Dziw, że policja zgarnęła go dopiero po trzech tygodniach.

W sądzie zachowali się jak gówniarze. Jeden przerzucał winę na drugiego. To dlatego czwarty z nich, który nie brał bezpośrednio udziału w zabójstwie, wylądował z 15-letnim wyrokiem.

Babcia

Więzienie było jak głęboka studnia. Na początku gniew. Psychologowie dokładnie znają tę reakcję obronną. Zbrodniarz sam uznaje się za ofiarę, a niekiedy wręcz zaczyna wierzyć w swoją niewinność. - Poznałem to uczucie. To najprostszy schemat, koło ratunkowe, którego można się złapać - mówi Mariusz. - Dziś czuję swoją winę zdecydowanie bardziej niż kiedyś. Żal mi tylko Michała. Ten facet naprawdę nie wiedział co się święci, a gdy zrozumiał, natychmiast wrócił do domu. Odsiedział za to 9 lat.

W więzieniu kolega z celi wziął Mariusza na bok, wyjaśnił, co znaczy grypsowanie. Poradził, żeby nie wchodził w ten interes. - Miałem 17 lat i żadnego pojęcia o "życiu" więziennym.

Wiedział jedno, że według kodeksu po 8 latach będzie mógł się starać o przedterminowe zwolnienie. A posłowie kolejnych kadencji zaczęli podwyższać poprzeczkę. Najpierw dowiedział się, że posiedzi co najmniej 12,5 roku. Później - że wniosek będzie mógł złożyć po piętnastu latach. To jest perspektywa, w której człowiek przestaje planować.

Na widzenie przyjechała dziewczyna Mariusza. Mówiła o prawdziwej miłości, o największej przygodzie w życiu. I o tym, że właśnie zaszła w ciążę. Z innym.

Ale jeszcze bardziej bolała wizyta ukochanej babci. Odwiedziła Mariusza w więzieniu w Potulicach. Pół wieku wcześniej, za Niemca, sama tu siedziała. Mariusz: - Było mi tak strasznie wstyd, bo pamiętałem te opowieści, jak za nadgryzienie cebuli na polu dostała 10 batów.

Więźniom poprzewracało się chyba w głowach!

Jeż

Pracę w więziennym radiowęźle przyjął jak wybawienie: - W celi człowiek skazany jest na stały kontakt z czterema osobami. - A w radiowęźle mogłem przez dwie godziny nikogo nie słuchać i do nikogo się nie odzywać.

Choroba kręgosłupa umożliwiła Dybizbańskiemu opuszczenie celi na dwa lata. Tę zaległość musi odrobić. Ale dzięki niej znalazł się w świecie, który odjechał do przodu na parę kilometrów: - Niesamowite wrażenie. Wychodzisz przed bramę i instynktownie czekasz na polecenia. Najbardziej niesamowita była linia horyzontu - coś, czego w więzieniu nie zobaczysz. I jeż, który przeszedł sobie koło mnie jakby nigdy nic.

Po powrocie z przerwy zaangażował się w wolontariat. - Gdybym miała użyć jednego słowa dla opisania Mariusza, użyłabym słowa "smutny", bo jest ten smutek, go przenika. Drugim słowem byłoby - "perfekcjonista" - mówi Joanna Nowicka (ma 24 lata, prawie tyle, co wyrok Mariusza). - Oczywiście wiem o jego przeszłości sprzed kilkunastu lat, ale nie zamierzam go stygmatyzować. Gdy pracujemy razem z dziećmi, jest dla mnie kolegą. I jeszcze jedno - on nigdy nie pyta o to, co będzie z tego miał.
- Mam ten komfort, że nie siedzę w skórze rodziny człowieka, który zginął - mówi Mariusz Sieraczkiewicz ze stowarzyszenia Projekt Włocławek. - To niesamowite, jak ten człowiek łapie kontakt z dziećmi. Nie mam żadnej wątpliwości co do jego resocjalizacji. Ten człowiek już w życiu przestępstwa nie popełni.

Statystyki potwierdzają przeświadczenie Sieraczkiewicza

- Zdecydowana większość zabójców już nigdy nie wchodzi w konflikt z prawem. Co więcej, dla zdecydowanej większości z nich zabójstwo było pierwszym przestępstwem w życiu. I będzie ostatnim - mówi major Ryszard Seroczyński, wychowawca we włocławskim więzieniu.

Ośmiu Wspaniałych

Jacek Pekról, który całe zawodowe życie spędził w więziennictwie (m.in. jako dyrektor toruńskiego Aresztu Śledczego) jest przekonany, że Dybizbański należy do tych, którzy wykorzystali swoją szanse: - W jego przypadku mamy do czynienia nie tylko z resocjalizacją, ale i część jego socjalizacji, jako młodego chłopaka, przypadła na czas odsiadywania wyroku.

Według Pekróla to nie przypadek, że resocjalizacja zabójców należy do najbardziej udanych: - Człowiek, który trafia na tyle lat do więzienia, po etapie buntu dochodzi do wniosku, że musi ułożyć sobie dom za kratami. Tylko w ten sposób może zachować swoje człowieczeństwo.

Profesor Marian Filar zwraca uwagę na inny wymiar sprawy: - Zabójstwo wyzwala w człowieku ogromne napięcie i stawia człowieka w obliczu najpoważniejszych moralnych ocen. Do tego dochodzi czas - dużo czasu na potykanie się ze swoimi własnymi myślami. - Ja już niczego nie liczę. Boję się tylko jednego - że zanim wyjdę, umrze ten świat, któremu mam coś ważnego do powiedzenia.

W przyszłym roku Dybizbańskiego czeka duża próba - po raz pierwszy od lat, to on będzie oceniał innych. Prezydent Włocławka włączył go do kapituły, która wyłoni Ośmiu Wspaniałych.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska