Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabójstwo w Krupach. Sąd za brutalny mord

Joanna Krężelewska
Za zabójstwo Danielowi Słowikowskiemu (z lewej) i Tobiaszowi Maroniowi grozi dożywocie.
Za zabójstwo Danielowi Słowikowskiemu (z lewej) i Tobiaszowi Maroniowi grozi dożywocie. Joanna Krężelewska
Ponad miesiąc mieszkał kilkadziesiąt metrów od studni, w której wraz z kolegą ukryli ciało swojej ofiary. Elżbieta K. zginęła w mękach. Jej oprawcy do winy częściowo się przyznali. Dziś ciąg dalszy procesu.

Wczoraj na ławie oskarżonych w Sądzie Okręgowym w Koszalinie zasiedli 25-letni Daniel Słowikowski i 26-letni Tobiasz Maroń, mieszkańcy Krup w gm. Darłowo. Waldemar Katzig, przewodniczący składu orzekającego, zgodził się podać ich dane do publicznej wiadomości. - Przemawia za tym interes społeczny, bo sprawa jest bulwersująca - uzasadnił. Do tragicznych zdarzeń doszło w nocy z 13 na 14 grudnia 2011 roku.

Słowikowski i Maroń oraz jeszcze jeden mężczyzna przy wódce planowali włamanie. Niedaleko. Do sąsiadki Słowikowskiego. Wystarczyło przeskoczyć przez płot. - Daniel powiedział, że u niej w domusą obrazy i gobeliny, na które od razu ma kupca - zeznawał w prokuraturze Maroń. - Okleiliśmy palce taśmą izolacyjną, żeby nie zostawić odcisków - uzupełnił przed sądem. Przystawili do okna sąsiadki drabinę. Jej psy zaczęły wtedy ujadać. Od tego momentu relacje oskarżonych się różnią, a winą za śmierć 51-letniej kobiety jeden obarcza drugiego.

- Elżbieta K. wybiegła z domu. Krzyczała, że zadzwoni na policję, bo zobaczyła Daniela. Mieli konflikt, kiedyś strzelał do niej z wiatrówki - relacjonował Tobiasz Maroń. Twierdzi, że to Daniel Słowikowski zaatakował kobietę, pobił i wciągnął do rowu z wodą. - Usiadł jej na plecach, odciągnął do tyłu ręce i podtapiał. Kazał mi przynieść drewniany kołek i nim uderzał ją w głowę. Kiedy tak ją trzymał, zapaliliśmy papierosa. Potem przestała dawać oznaki życia. Ja ją uderzyłem tylko raz - zarzekał się Maroń.

Daniel Słowikowski twierdzi, że owszem, podtapiał kobietę, ale ciosy w głowę zadawał jego kompan. - To był przypadek, a nie umyślne spowodowanie śmierci - mówił.

Całe zdarzenie trwało około pół godziny. Tyle trwała potworna męka kobiety. - Ona krzyczała, więc znów wpychałem jej głowę do wody. Potem chcieliśmy zatrzeć ślady. Jeździliśmy po wsi, żeby przywieźć od kogoś wapno - opisuje kolejne minuty oskarżony. Wapna nie zdobyli. Przeciągnęli więc ciało Elżbiety K. nad studnię.

Sznurem na bieliznę kobiecie związali nogi, a do nich przymocowali pustak. Ciało wrzucili do studni. Opis zdarzenia potwierdzają obaj, ale jeden zrzuca na drugiego inicjowanie ukrycia zwłok i wrzucenie ich do studni. Na koniec mężczyźni włamali się do domu, w którym Elżbieta K. mieszkała ze swoim partnerem. Zniszczyli meble, sprzęty, usiłowali podpalić mieszkanie. - Bo ona już tak kiedyś zrobiła, że zniszczyła dom i uciekła - wyjaśnił motywy Daniel Słowikowski. Mężczyźni wrócili do domu Słowikowskiego. Spalili ubrania, założyli nowe. Wszystko na oczach żony 25-latka.

Przerażające jest również to, że oskarżeni o sprawie powiedzieli we wsi przynajmniej ośmiu osobom. Nikt z tej grupy nie zgłosił się na policję, choć poszukiwania ciała trwały od połowy grudnia do końca stycznia, kiedy to natrafił na nie przypadkiem 47-letni partner kobiety (przez półtora miesiąca Elżbieta K. uznawana była bowiem za zaginioną) - w domu przymarzły rury i mężczyzna chciał zaczerpnąć wody ze studni.

Przyczyną śmierci 51-latki było utonięcie. Jednak okoliczności sprawy wskazują na to, że zmarła topiona w rowie. - Czas, który jeden z oskarżonych opisuje, jako potrzebny na wypalenie papierosa, był na to wystarczający - powiedział biegły lekarz sądowy. Kobieta miała złamaną kość ramienia, potłuczoną głowę. Umierała w cierpieniu. Sędzia Waldemar Katzig usiłował dociec, dlaczego mężczyźni zdecydowali się na włamanie wiedząc, że jest ona w domu i ma groźne psy. Oskarżeni nie potrafili udzielić odpowiedzi. Z domu ofiary nic nie zabrali. Nie było tam nic cennego.

Wczoraj na krótką rozmowę z nami zgodził się partner ofiary, Piotr Wójtowicz. - Od czasu, jak wezwanie na rozprawę dostałem, znów po nocach nie śpię - mówił roztrzęsiony.

Przeprosin oczekuje, bo ma nadzieję, że oskarżeni żałują tego, co się stało. - No muszą przecież żałować czegoś takiego. Nigdy bym się po nich nie spodziewał. Jeden to bliski sąsiad - mówił ze łzami w oczach. Jakiego wyroku oczekuje? - Przynajmniej 25 lat dla każdego z nich - odparł.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!