Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Za kilka lat o Palikocie nikt nie będzie pamiętał

Adam Willma (Media Regionalne)
Janusz Palikot
Janusz Palikot AAR Gambit / Wikipedia PL
Młodzi, chcąc być lepsi od swoich starszych kolegów, przejmują od nich werbalną manierę napastliwości, ale rozkręcają ją na szybszy bieg. Bo w polityce trudno już wymyślić coś nowego, ale można oczywiście kręcić tę karuzelę szybciej. To paradoks, bo młodzi powinni wnosić do partii świeży powiew. Ale tego powiewu najczęściej nie ma, jest za to większe napięcie.

Boli?

Prof. Marian Filar, karnista: Nie. Przechodziłem z tym zerwanym ścięgnem dwa miesiące. Cieszę się, że wreszcie jestem po zabiegu.

Myślałem o wyborczej porażce.

- Ból to zbyt wiele powiedziane, tym bardziej że trochę jednak tych głosów zdobyłem. Poza tym mam dokąd wrócić - czekają na mnie studenci, recenzje, komentarz do kodeksu karnego. Ale dyskomfort oczywiście jest. Czuję się jak podstarzały kawaler, który przyszedł do potencjalnej narzeczonej z bukietem kwiatów. Ta narzeczona powiedziała: "jesteś nie najgorszy, ale są od ciebie lepsi". Strzeż mnie Boże od bólu fizycznego, z tym psychicznym jakoś sobie poradzę.

Gdy będzie Pan spisywał pamiętniki, napisze Pan: "kadencja w Sejmie to były najpiękniejsze cztery lata życia"?

- Nie, tak nie napiszę. Napiszę, że to były najbardziej pouczające lata mojego życia. Ja jestem klasycznie akademickim prawnikiem. Uczę studentów czym jest prawo, jakie są jego źródła, czym jest duch prawa itd. Teraz natomiast miałem okazję zobaczyć ducha prawa z bliska.

Przerażający?

- Duch jak duch - trochę mglisty, w szarej szacie, o wyszczerzonych zębach i charakterystycznej zawartości czaszki. A mówiąc serio - boli mnie, że prawo karne jest coraz częściej wykorzystywane jako instrument marketingu politycznego. W coraz mniejszym stopniu chodzi o to, żeby przy pomocy prawa przeciwstawić się patologii, załatwić jakiś globalny problem. Prawo stało się doraźnym narzędziem - jeśli w Pułtusku ukradną babci torebkę - posłowie prześcigają się, aby w kodeksie karnym zapisać poprawkę, że jeśli ktoś "kradnie babci w Pułtusku torebkę, podlega karze włożenia torebki do nosa". Takie są inspiracje do tworzenia prawa. To mnie trochę zmartwiło, ale lepiej wiedzieć, z czym ma się do czynienia, niż żyć w iluzji.

Gdy Pan Bóg dał Mojżeszowi 10 przykazań, Mojżesz zaniósł je do ludu i wszystko było jasne. Teraz prawo karne jest elementem przetargu politycznego. Jako przewodniczący komisji musiałem więc kombinować, jak przepychać projekt. Nie da się tego zrobić bez wskakiwania w polityczne buty. Trzeba użyć argumentów czasami demagogicznych, by przepchnąć słuszną sprawę albo zablokować fatalne w skutkach pomysły. Racjonalne argumenty w tej sytuacji nie skutkują - koledzy poklepią po plecach i powiedzą "prawdopodobnie masz rację, ale nasze szefostwo kazało inaczej". Nie da się tu "rubla zarobić i cnoty nie stracić", ale można zarobić pół rubla i zachować trochę cnoty. To było doświadczenie bolesne, ale z punktu widzenia profesora prawa - świetna lekcja.

Zetknął się Pan z posłami idealistami?

- Zetknąłem się z posłami, którzy przemawiali w idealistycznym tonie, choć mam wątpliwości, czy zawsze był to idealizm szczery. Ale prawdziwi idealiści, czyli ludzie wierzący, że idea decyduje o wszystkim, na pewno w Sejmie są i to głównie po prawej stronie. Tak postrzegałem posła Cymańskiego - mam przekonanie, że on głęboko wierzy w te idee, które na mównicy prezentuje. Gdy w podobnym duchu przemawiał poseł Mularczyk, w tle pobrzmiewała polityka. Chyba tak jest, że im bardziej skrajna partia, tym więcej idealistów.

Bywały przemówienia, przy których wychodził Pan z sali obrad?

- Na początku. Były momenty, kiedy słuchając wystąpień pytałem sam siebie, czego ty tu chłopie szukasz. Człowiek chciałby oczywiście przenieść do Sejmu swój profesorski styl, ale trzeba mieć świadomość, że taki język nie trafi ani do kolegów z ław sejmowych, ani do dziennikarzy. Dlatego rzeczy dobre i pożyteczne starałem się przybierać w błazeńskie szaty z dzwoneczkami. Trzeba było wziąć udział w tej grze. Ale sala obrad plenarnych to bardzo niepełny obraz Sejmu. Notabene nie zdarzyło mi się widzieć tej sali zapełnionej do połowy. Zawsze jest albo prawie pełna, albo prawie pusta. Pusta - gdy trwają pracę nad konkretną ustawą, pełna - gdy szykuje się rozróba. Jedni wówczas przychodzą żeby wziąć w niej udział, drudzy - żeby na to popatrzeć.

Współtworzy Pan polską politykę od 20 lat. System się sprawdził?

- Zasadniczo tak, choć korekty wymaga system wyborczy i drastyczna nierówność w dostępie do mediów i reklamy. Kampania jest zależna od ilości pieniędzy na materiały wyborcze oraz ludzi, którzy te materiały rozprowadzą. Jedyną alternatywną metodą jest głoszenie chwytliwych haseł á la Palikot.

Na czym polegał Pana błąd?
- Okazałem się amatorem, który nie docenił kilku podstawowych spraw. Po pierwsze tego, że system polityczny w Polsce tworzą partie. Żeby partia miała siłę, musi wygrać wybory. Żeby wygrać wybory, trzeba mieć członków, struktury i pieniądze. Członkowie dają pieniądze, struktury - pracę. Oprócz tego, trzeba mieć ideologię - możliwie nieskomplikowaną, bez wydziwiania. Prostą jak u Palikota. Wieszać krzyże albo je ściągać. Jak się takich haseł nie posiada, to nie ma co szukać w polityce. Mówiąc obrazowo - ja postrzegałem politykę jako kogel-mogel: wymieszane jajko, cukier i czasem trochę kakao. A w polityce wygrywa albo jajko, albo cukier, rzadziej kakao. Warto było się tego nauczyć.
A od kogo warto się uczyć w Sejmie?
- Od prawdziwych polityków, czyli tych, którzy działają w dobrej wierze. Tacy ludzie ubierają swoje wypowiedzi w ładne szaty, ale nie kłamią. Są tacy ludzie w polskim życiu politycznym.
Poproszę o nazwiska.
- Raczej nie od Tuska, bo on jest klasycznym liderem, ale na liderowaniu jego polityczne emploi się kończy. Na lewicy takim typem polityka jest Kwaśniewski. Trudno mi sobie wyobrazić Kwaśniewskiego jako ministra czegokolwiek.
Politykiem wielkiego formatu był Geremek. Bardzo kompetentnymi i inteligentnymi politykami są Michał Boni i Marek Balicki. Politykiem dużej klasy jest Marek Borowski. Żałuję, że nie zrobi dużej kariery, bo nie jest Palikotem.
Jeśli miałbym zabrać się z kimś z PSL na szalupę tonącego okrętu, to ze Stanisławem Żelichowski z PSL. Zabrałbym też Wojciecha Szaramę z PiS, który nie jest tylko sierżantem wojsk PiS-owskich, jak wielu jego kolegów, ale uczciwym i rozsądnym człowiekiem.
Sama starszyzna plemienna. A młodzi?
- Tu jest niebezpieczne zjawisko. Młodzi, chcąc być lepsi od swoich starszych kolegów, przejmują od nich werbalną manierę napastliwości, ale rozkręcają ją na szybszy bieg. Bo w polityce trudno już wymyślić coś nowego, ale można oczywiście kręcić tę karuzelę szybciej. To paradoks, bo młodzi powinni wnosić do partii świeży powiew. Ale tego powiewu najczęściej nie ma, jest za to większe napięcie. Oczywiście ogromna w tym nasza wina. Wyobrażam sobie jak 16-letni Zbyszek Girzyński siedzi sobie przed telewizorem, ogląda jak naparzają się politycy i myśli sobie "będę jeszcze lepszy".
Najmłodszy nowo wybrany poseł ma 22 lata.
- Szczerze mu współczuję. W tym wieku człowieka powinny obchodzić wypady w plener, dziewczyny i muzyka, a nie słuchanie przemówień i pyskówek z ludźmi często w wieku pradziadka tego posła. Na świecie jest wiele przyjemniejszych spraw niż polityka.
W jakim kierunku idzie nowe? Po sukcesie Palikota wszyscy zachodzą w głowę.
- Ja żadnego programu u Palikota nie widzę. Czego nie można powiedzieć o Jarosławie Kaczyńskim - on ma wizję Polski. To jest wizja dla mnie zupełnie nie do przyjęcia, ale jego wizja składa się w jakąś logiczną i konsekwentną całość w stosunku do podstawowego założenia. Program zlepiony ze zdejmowania krzyża, uwolnieniu miękkich narkotyków i praw dla transseksualistów (wiem coś o tym, bo przed laty sam napisałem pierwszą książkę na ten temat) to jest zbiór politycznych gadżetów, które się ludziom opatrzą. Założę się z panem, że za kilka lat o Palikocie nikt nie będzie pamiętał.
Bo zastąpi go Partia Piratów?
- Nie wierzę w to, żeby takie wynalazki zastąpiły klasyczne podziały na lewicę, prawicę i centrum. Taki podział istnieje wszędzie na świecie, bo jest generowany przez ekonomię. Wszędzie mamy partie pracodawców, pracobiorców i partie profesorków, którzy lokują się na ogół w centrum. Nie da się stworzyć systemu politycznego wbrew tym podziałom. Staruszek Marks miał rację twierdząc, że o zapatrywaniach politycznych decyduje stosunek do środków produkcji. Można oczywiście założyć, że wskutek rozwoju technologii te środki produkcji tak się zmienią, że potrzebne będzie jakieś inne zarządzanie światem, ale ja już na pewno tego nie dożyję, a i zapewne pan również.
Zobaczymy. Szykuje się pan do wyborów za 4 lata?**
- Nie, za cztery lata będę miał 73, a to trochę za dużo na politykę. Być seniorem Sejmu i zajmować się uderzaniem lachą w podłogę, nie bardzo mnie podnieca. Chętnie będę trenerem albo masażystą. Trzeba być odpowiedzialnym w życiu.

Czytaj e-wydanie »

**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny