W zasadzie, dopóki sama spędzam urlopy najdalej pod granicą polsko-litewską, w tak odludnym zakątku Suwalszczyzny, że przysłowiowy diabeł rzeczywiście mówi tu dobranoc, upadłości kolejnych biur podróży specjalizujących się w wożeniu klientów do Egiptu, Grecji czy Tunezji nie powinny mnie obchodzić. A jednak szlag mnie trafia, kiedy słyszę o każdym takim przypadku. Bo zawsze na koniec pada informacja, że tzw. fundusz gwarancyjny, który powinien zapewnić przynajmniej normalny powrót wczasowiczów, albo w ogóle nie istnieje, albo jest tak mały, że prawie na nic nie wystarczy. I wtedy pojawia się marszałek województwa i zapewnia, że sfinansuje powrót rodaków z plaż pod palmami.
A to znaczy, że wyda nasze pieniądze, pochodzące z podatków. Pieniądze, których nie wyda na inne cele. Na pewno ważniejsze, niż sprowadzenie wczasowiczów z ciepłych krajów.
Może akurat na te pieniądze czekać rodzina, której kilka dni temu wiatr porwał dach z domu. Takich rodzin jest niemało po ostatnich wybrykach aury. Trąby powietrzne, gradobicia i wichury szalały w całym kraju sprawiedliwie. I wszyscy poszkodowani wyciągają rękę po pomoc. Tym bardziej że wielu nie ubezpieczało swojego domu w myśl zasady, że jakoś to będzie. To też jest irytujące, jednak gdybym mogła decydować, co się dzieje z moimi podatkami, to jednak wolałabym, aby skorzystały z nich ofiary kataklizmu a nie ofiary upadłych biur podróży.
Ci, którzy decydują się na wyjazd urlopowy za granicę z firmą, której wiarygodności nie sprawdzili, powinni wiedzieć, że podejmują pewne ryzyko. I w razie kłopotów z powrotem do kraju być w stanie zapewnić go sobie we własnym zakresie - a potem egzekwować zwrot kosztów plus jeszcze zadośćuczynienie za straty moralne od organizatora wycieczki.
Klientom Amber Gold na pewno nikt z naszych pieniędzy nie pokryje strat, które staną się ich udziałem. A przyczyny i w przypadku klientów tanich biur podróży, i tych, którzy dali się złapać na haczyk łatwego i dużego zysku, są takie same: naiwność i pazerność. Każdy z nas chce mieć jak najwięcej jak najmniejszym kosztem, to jasne. Ale mało komu to się udaje.
Dlatego nie wzruszają mnie rodziny z dziećmi, którym egipscy kelnerzy odmawiają podania posiłku na wieść o upadłości biura podróży. Nie wzruszają mnie starsi państwo, którzy oszczędności swojego życia powierzyli dziwnej firmie. Wzruszają mnie ci, którzy w kilka sekund utracili dach nad głową - dosłownie. Ale bardzo bym chciała, żeby ubezpieczyli dom przed kolejnym sezonem trąb powietrznych.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?