Policjanci zakuwali po kolei kilku mężczyzn w kajdanki. Obok stał radiowóz, a za nim jakieś cywilne auto. Wyglądało to, jak zatrzymanie poważnych przestępców - opowiada świadek zdarzenia. Właśnie przejeżdżał obok samochodem.
Wszystko to rozgrywało się w pobliżu nieczynnych torów kolejowych na ulicy Dojlidy Fabryczne. Było późne niedzielne popołudnie. Pomiędzy pięcioma mężczyznami wywiązała się bójka. Zauważyli ją policjanci z przejeżdżającego patrolu. Jeden mężczyzna leżał na ziemi. Drugi go okładał.
- Biły się tylko dwie osoby. Pozostałe trzy się przyglądały - potwierdza Marta Rodzik, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Białymstoku.
Funkcjonariusze z patrolu zareagowali szybko. Skuli wszystkich czterech mężczyzn w kajdanki. A poszkodowanego pogotowie zabrało do szpitala. Nie był w najlepszym stanie. Policjanci nie zdążyli zdobyć jego danych. Bo już po kilku godzinach mężczyzna wyszedł ze szpitala, na własną prośbę. To znacznie utrudniło policyjne postępowanie.
- Tuż po pobiciu nie dało się z poszkodowanym rozmawiać. Nie było z nim żadnego kontaktu - przyznaje Rodzik.
Co dalej z tą sprawą? - O ile nie zgłosi się do nas pokrzywdzony, zatrzymani będą przesłuchiwani jako świadkowie zdarzenia - tłumaczy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!