Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wychudzone, brudne, chore i osłabione. Tak, według matki, ojciec opiekuje się dziećmi. Bo sąd dał mu takie prawo

Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Natalia jest teraz sama. W pustym mieszkaniu patrzy tylko na zdjęcia dzieci. – Kiedy były ze mną, ładnie wyglądały – mówi.
Natalia jest teraz sama. W pustym mieszkaniu patrzy tylko na zdjęcia dzieci. – Kiedy były ze mną, ładnie wyglądały – mówi. Fot. Wojciech Wojtkielewicz
- Zawsze kiedy do mnie przyjeżdżały, coś im dolegało - mówi kobieta. - Zawsze miały tak brudne paznokcie, że łzy do oczu napływały, jak spojrzałam - opowiada kobieta. Dlatego zaprowadziła dzieci do lekarza. Poprosiła o zaświadczenie, bo powiedział, że są wychudzone i osłabione.

Pokażcie moje dzieci, niech ludzie się dowiedzą, jak teraz im dobrze u ojca, niech zobaczą, jakie są wychudzone. Ale ja będę o nie walczyć, muszą mi je oddać - mówi Natalia. Jest Ukrainką. Do Polski przyjechała w 2001 roku. Wyszła za mąż. Urodziła dwójkę dzieci. Marta ma 7 lat, Jacek 5. Ale teraz Natalia siedzi w pustym mieszkaniu w Białymstoku. Bo nasz sąd doszedł do wniosku, że dzieciom będzie lepiej przy ojcu. Przynajmniej na razie. Kilka dni temu młodą, zrozpaczoną kobietę można było zobaczyć w telewizji: Ukrainka walczy w Polsce o dzieci!

Spotkali się na Ukrainie

- Poznałam go w 1997 roku, u nas, na Ukrainie - zaczyna swoją historię Natalia. - Spotykaliśmy się przez dwa lata. Potem on wrócił do Polski. Po roku przysłał zaproszenie. Odwiedziłam go, a potem ściągnął mnie na stałe.

Był ślub, kupili mieszkanie na jednym z białostockich osiedli. On wyjeżdżał do pracy do Warszawy, wracał na weekendy. Była sama, potem nadal sama, choć z dziećmi.

- Wiecie, ja mam jeszcze syna na Ukrainie. Mąż obiecywał, że jak tylko się urządzimy, on do nas dołączy. Ale kiedy zaczęłam się o to upominać, przypominać mu, usłyszałam: Mam swoich dwoje!

Do pracy nie poszła. - Kto by mi dzieci pilnował? - pyta.

Ale potem, jak były już trochę odchowane, chciała.

- A siedź w domu, powiedział. A teraz w sądzie wypomina, że ja nic nie robię - Natalia ma żal do męża.

Sama nie wie, kiedy zaczęło być źle w tym jej małżeństwie.

- Chyba od początku było nie tak, jak trzeba. Bo nawet kiedy przyjechał z Warszawy na weekend, a ja zapytałam: A co tam słychać, opowiadaj! A on nic. Im dłużej to trwało, tym mniej pytałam - opowiada. - On zajmował się sobą, a ja do komputera i gapię się w monitor. Bo niby co miałam robić?

Sąd nad rodziną

I w końcu mąż się wyprowadził. A w grudniu 2008 roku do Sądu Rejonowego w Białymstoku, z jego inicjatywy, wpłynęła sprawa o ustalenie pobytu i opiekę nad nieletnimi dziećmi.

7 stycznia w sądzie Natalia dowiedziała się, że dzieci musi oddać mężowi. Choć nigdy nie miała ograniczonej władzy rodzicielskiej, sędzia uznała, że z ojcem na razie będzie im lepiej.

- Ja mogę być z nimi w dwa weekendy w miesiącu. Dlaczego teraz okazałam się dla nich zła matką? - pyta kobieta. - Dlaczego? To ja od małego je wychowywałam! Wtedy byłam dobra?

Ale wyroku posłuchała i oddała dzieci. Mąż przywoził je na początku regularnie. Przywoził w sobotę, zabierał w niedzielę, o 18. Od 4 lipca już nie przywozi.

- Postępowanie jest w toku. Na wniosek ojca zostało wydane postanowienie zabezpieczające i sąd ustalił miejsce pobytu dzieci przy nim na czas trwania postępowania. Matka ma jednak prawo do przebywania z dziećmi. W co drugą sobotę miesiąca może je zabierać do siebie na weekend - mówi sędzia Joanna Toczydłowska, koordynator Biura Prasowego Sądu Rejonowego w Białymstoku. I dodaje, że matka może zwrócić się do sądu o wykonanie postanowienia dotyczącego ustalonych spotkań z dziećmi. Wtedy będzie się toczyło odrębne postępowanie.

Czy ojciec jest lepszy od matki?

- Kiedy sąd wydawał postanowienie zabezpieczające postępowanie dowodowe, dopiero się zaczynało. Według opinii ze szkoły starsze dziecko było zaniedbane. Chodziło w tym samym ubraniu przez kilka dni, nie odrabiało pracy domowej, nie pojawiało się na lekcjach. Nie chciałabym o tym więcej mówić, bo postępowanie dotyczy dzieci, a nagłaśnianie sprawy nie służy ich dobru.

Nieważne, kto cierpi

Okazuje się, że sąd nie musiał wyznaczyć konkretnego adresu pobytu dzieci. Tylko ustalił, że tymczasowo mają przebywać tam, gdzie ojciec.

Sędzia Joanna Toczydłowska podkreśla, że przy rozstrzyganiu takiej sprawy dla sądu nie jest istotne to, które z rodziców bardziej cierpi z powodu utraty dzieci, ale które z nich lepiej potrafi dzieci wychować. Musi się kierować zasadą dobra dziecka.

- Zostały przeprowadzone badania w rodzinnym ośrodku diagnostyczno-konsultacyjnym. W swojej opinii biegli wskazują, który z rodziców ma lepsze predyspozycje do właściwego wychowania dzieci, a jednocześnie dzięki temu dzieci mogły się wypowiedzieć, z którym z rodziców chciałyby mieszkać. A kolejna rozprawa zaplanowana została na 1 września. Ale to wcale nie oznacza, że sprawa zostanie zamknięta, bo rodzice mogą składać wnioski o przeprowadzenie dalszych dowodów - mówi sędzia Toczydłowska.

Chude? Taka uroda!

Dzieci mają być przy ojcu, ale tak naprawdę opiekuje się nimi jego dalsza rodzina.

- Pewnie wywozi je na wieś do rodziców. Raz dadzą jeść, raz nie - podejrzewa Natalia. Ostatni raz widziała dzieci w czerwcu, bo od 4 lipca mąż już ich do niej nie przywiózł. Czy dlatego, że poszła z nimi do lekarza?

- Zawsze kiedy do mnie przyjeżdżały, coś im dolegało. Zawsze miały tak brudne paznokcie, że łzy do oczu napływały, jak spojrzałam - opowiada kobieta. Dlatego zaprowadziła dzieci do lekarza. Poprosiła o zaświadczenie, bo powiedział, że są wychudzone i osłabione.

Poszła do prokuratury, złożyła zawiadomienie. Efekt? Prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania.

- To prawda, otrzymaliśmy zaświadczenie od lekarza o tym, że dzieci są chore i osłabione. Na przesłanych zdjęciach widać, że dzieci są chude. Ale może to wynikać z ich fizjonomii i być naturalnym stanem. Prokuratura uznała, że nie ma wystarczających dowodów, aby stwierdzić niedożywienie - tłumaczy zastępca prokuratora rejonowego Białystok-Północ Anna Milewska. I podkreśla, że zawiadomienie zostanie jednak przekazane do sądu.

Jacuś, porozmawiaj z mamą

Pomyślała: mąż nie chce pokazać jej dzieci, to może pozwoli z nimi porozmawiać? Ale telefon męża milczał przez trzy tygodnie. W końcu się dodzwoniła. - Daj im słuchawkę, przecież słyszę, że Jacuś jest obok ciebie - poprosiła.

- Mamo, nie chcemy z tobą rozmawiać - usłyszała od synka.

Innym razem zapytała: Jacuś, jak się masz? Ale nic nie odpowiedział, nie zdążył, ktoś odłożył słuchawkę.

Było jeszcze spotkanie na mieście. - Jak chcesz je zobaczyć, to przyjdź do parku - oznajmił tata dzieci. Poszła. Podjechał samochodem, w nim jego siostra i dzieci.
Marta wyszła z samochodu i w krzyk: Nie chcę do mamy! A Jacek po prostu schował się w samochodzie.

- Pomyślałam wtedy: zadzwonię na policję, musi mi je na te kilka godzin oddać, bo tak kazał sąd. Ale potem inna myśl. Dzieci zestresowane, płaczą, tylko więcej krzywdy im zrobię. Będzie jeszcze gorzej. Odeszłam - opowiada Natalia i nie może uwierzyć, że takie rzeczy ją spotkały.

Bo dzieciaki są źle do niej nastawione. Przypomina sobie, jak kiedyś rozmawiała z Jackiem. Był jakiś osowiały.

- Co się stało? - zapytałam go, a on, że nie powinien rozmawiać z mamą, bo może rozmawiać tylko z ciocią i tatą - opowiada.

Do prokuratury Natalia złożyła jeszcze jedno zawiadomienie, że mąż ją szarpał i się awanturował, kiedy odbierał dzieci. Że złapał za ubranie, uderzył w głowę. Kłótnię słyszeli sąsiedzi.

Mąż z kolei pokazał obdukcję lekarską, że po tej wyprawie też ma znaki na ciele, otarcia.

I w tym wypadku prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania. Kłócą się, to sprawy rodzinne. On opowiada, że ciężko pracuje, a ona siedzi godzinami przed komputerem.

Ojciec Marty j Jacka nie chce rozmawiać z dziennikarzami. Nie chciał nawet powiedzieć nam, czy widział swoją żonę w telewizji, kiedy mówiła, że będzie walczyła o dzieci.

- Nie chcę komentować zachowania mojej żony. To jest rodzinna sprawa - uciął krótko.

Natalia nie ma z czego żyć, bo mąż przestał dawać pieniądze. Szuka pracy. Trochę pomaga jej mama. Dwa razy zatrudniła się przy reklamie, zbierała jagody.

- Nawet nie mogę zarejestrować się w Białymstoku jako bezrobotna, bo on nie chce mnie zameldować w tym mieszkaniu, które kupiliśmy po ślubie, w tym, w którym teraz jestem - skarży się na męża. - A pracy się nie boję. Ale gdzie nie zadzwonię, to mówią, że słychać, że jestem Ukrainką, że nie mówię dobrze po polsku i pracy nie ma. Może komuś nie będzie to przeszkadzało? Może ludzie daliby mi jakąś robotę? - pyta. - Bo ja muszę tu trwać i walczyć o nie.

Natalia jest zdecydowana: - Chcę, żeby mi oddali dzieci, a z tym małżeństwem nie wiem, jak będzie. Dzieci muszą oddać.

Imiona dzieci zostały zmienione

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny