Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy jest już u mnie jakąś chorobą - chorobą, na którą nie ma lekarstwa - śmieje się Andrzej Piotrowski. Znają go wszyscy białostoczanie, którzy choć raz uczestniczyli w jakimkolwiek finale WOŚP. To właśnie on, w przebraniu świętego Mikołaja, kwestuje przed białostockim Ratuszem. - W tym roku też będę - zapewnia.
24 lata temu spontanicznie oblepił puszkę po lizakach i poszedł kwestować. Od tej pory nie opuścił żadnego finału. Dlaczego? - Na to pytanie nie ma odpowiedzi. Po prostu - druga niedziela po Nowym Roku i trzeba iść, trzeba zbierać, trzeba znowu z nimi się przywitać. Oczywiście - ten przymus jest bardzo miły - uśmiecha się.
Pierwsze finały WOŚP pamięta również Maciej Żywno - wtedy harcerz, dziś wicemarszałek województwa podlaskiego.
- Ten pierwszy finał oglądałem tak trochę z ciekawości. Ale gdy zobaczyłem, że są konkretne wyniki tej akcji, że stało się regułą, że co roku kupowany jest konkretny sprzęt, to już nie miałem wątpliwości - warto nie tylko wrzucić do puszki, ale i się zaangażować - mówi.
Dlatego, gdy tylko mógł, wychodził na ulice z puszką. W tym roku też tak zrobi. Pojedzie też orkiestrowym pociągiem do Walił. A jako wicemarszałek - wsparł akcję finansowo.
- Organizacja tak dużych przedsięwzięć kosztuje - tłumaczy. - A my mamy poczucie, że to są nieduże, ale dobrze zainwestowane pieniądze. Bo one przecież wracają w wymiarze ekonomicznym do naszych szpitali w województwie. I co jest istotne - to też element zintegrowania mieszkańców - kiedy ludzie spotykają się w obrębie dobrej idei - nie przeciw, nie w obronie, ale za czymś pozytywnym - to jest bardzo istotne.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?