Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wolontariat - pomagają z potrzeby serca

Julita Januszkiewicz [email protected] tel. 085 715 45 45
Wolontariat to nasz sposób na życie - mówią Karolina Kowalewicz i Mariola Średnicka – Jesteśmy bardzo szczęśliwe, kiedy możemy pomóc drugiemu człowiekowi – podkreślają
Wolontariat to nasz sposób na życie - mówią Karolina Kowalewicz i Mariola Średnicka – Jesteśmy bardzo szczęśliwe, kiedy możemy pomóc drugiemu człowiekowi – podkreślają
Są nastolatkami. A wrażliwości na ludzkie cierpienie może im pozazdrościć niejeden dojrzały.

Karolina Kowalewicz i Mariola Średnicka są jak ogień i woda. Ta pierwsza jest przebojowa, rozgadana, pełna werwy i dynamizmu (mówi, że nie umie usiedzieć w jednym miejscu). Tej drugiej nie brak za to uśmiechu, charyzmy, wrażliwości, ale i powagi.

Na co dzień są uczennicami Zespołu Szkół Mechanicznych w Łapach. Ale poza nauką łączy je wspólna pasja. Obie bezinteresownie kochają pomagać innym, słabszym od siebie. Służyć im w różnych, codziennych sprawach.

Ot, zwyczajne nastolatki, które jak każdy mają swoje problemy, obowiązki, znajomych. Zwyczajne, ale jednocześnie wyjątkowe, bo umiejące pochylić się nad drugim człowiekiem.

Poszła z ciekawości

Karolina w wolontariacie działa już rok. A wszystko rozpoczęło się całkiem przypadkowo. Zaczynała naukę w klasie o profilu administracyjno- ekonomicznym.

Pewnego dnia zauważyła ogłoszenie o zebraniu koła wolontariuszy przy łapskim “mechaniaku". Poszła z ciekawości. Chciała spróbować, zobaczyć, czy sobie poradzi. Tym bardziej, że o wolontariacie słyszała wiele dobrego od starszych koleżanek. Na zebraniu też nie stała na uboczu. Od razu ją to wciągnęło.

I chyba zrządzeniem losu było, że Karolina na spotkaniu poznała starszą o rok Mariolkę, która, od kiedy pamięta zawsze interesowała się pomaganiem innym. Oglądała telewizyjne audycje i reportaże, a także czytała na ten temat. Z zainteresowaniem słuchała też opowieści wujka, który jest księdzem i pracuje jako misjonarz we Włoszech.

Złapała bakcyla

Już w gimnazjum należała do Kółka Misyjnego, prowadzonego przez katechetkę Jolantę Sokół. Potem, kiedy szkoła “zaadoptowała" chłopca sierotę z Rwandy, Mariola bardzo się w tę sprawę zaangażowała. Poprzez akcję “Adopcja serca" młodzież utrzymywała Ernesta, czyli co miesiąc wysyłała do Afryki pięćdziesiąt złotych Ale wiadomo, że dzieci nie pracują, a kieszonkowe też nie zawsze starczało na składkę. Dlatego młodzi wolontariusze urządzali różne kwesty.

- Tuż przed Wielkanocą robiliśmy świąteczne palmy, a przed Bożym Narodzeniem organizowaliśmy sprzedaż sianka wigilijnego. Oprócz tego piekliśmy ciasta i sprzedawaliśmy je na przerwach za symboliczną złotówkę - mówi dziewczyna.

Niby nic wielkiego...

Pamięta, że podczas tych akcji spotykała się ze zrozumieniem, a ludzie chętnie wrzucali pieniądze do puszki.

- Owszem, czasami zdarzały się przykre słowa, że jesteśmy oszustkami. Ale nie zrażało nas to - przyznaje.

Przez jakiś czas wraz z innymi wolontariuszami odwiedzała oddział dla przewlekle chorych w łapskim szpitalu. Pomagała tam starszym, schorowanym ludziom. Ot tak po ludzku, rozmawiała z nimi. Niby nic wielkiego, a jednak: - Bo takie osoby potrzebują duchowego wsparcia, otuchy, dobrego słowa, szczególnie w trudnych chwilach. Przeżyłam śmierć pani, którą wraz z kolegami często odwiedzałam. Było nam bardzo smutno - wspomina Mariola.

Kiedy rozpoczęła naukę w szkole ponadgimnazjalnej, myślała, że jej przygoda z wolontariatem skończy się na dobre. Żal jej było tych wszystkich spotkań. W duszy czuła pustkę i tęsknotę.

Na szczęście ta rozłąka nie trwała zbyt długo. Aż do dnia, kiedy na tablicy ogłoszeń spostrzegła plakat zachęcający do udziału w wolontariacie. Ucieszyła się, że znów będzie mogła ofiarować siebie innym, zrobić coś dobrego, bezinteresownego dla drugiej osoby.

Prawa ręka

Poszła więc na spotkanie. Nie miała tremy, nie myślała co ją czeka, przecież zdobyła już nieco doświadczenia.

- Na początku szkoły średniej uczęszczałam do łapskiej świetlicy socjoterapeutycznej - mówi. Była to już "wyższa szkoła jazdy", gdyż do tej placówki przychodzą często trudne dzieci.

Tam była prawą ręką wychowawcy. Opiekowała się dziećmi, bawiła się z nimi, pomagała odrabiać lekcje. Przygotowywała też posiłki. Dawało jej to ogromną satysfakcję.

Są niezastąpione

Dziś Karolina i Mariola działają w Środowiskowym Domu Samopomocy. To placówka, do której uczęszczają osoby niepełnosprawne. Wolontariuszki odwiedzają ośrodek raz w tygodniu. Przychodzą od razu po lekcjach. Pogadają, pośmieją się z podopiecznymi placówki, w ten sposób pomagając im rozładować napięcie psychiczne. Uczestniczą też w organizacji różnych imprez, np. wspólnej Wigilii, andrzejek, dyskotek, wycieczek itd. Po prostu są niezastąpione. Ale najważniejsze, że wnoszą dużo radości w życie podopiecznych. Przyznają, że nie nudzi ich ta praca.

- Mogłabym przychodzić tutaj codziennie. Czas płynie bardzo szybko. - uśmiecha się Karolina, która opowiada, że w wakacje też odwiedzała swoich podopiecznych.

To są nasi przyjaciele

- Pamiętam moje pierwsze spotkanie. Zżerała mnie trema. Po prostu byłam trochę zestresowana. Zastanawiałam się co mam powiedzieć? Jak zareagują podopieczni? Poza tym pierwszy raz miałam do czynienia z osobami sprawnymi inaczej. Wcześniej spotykałam ich przypadkowo na ulicy. I tylko tyle - nie ukrywa Karolina.

Ale szybko się przełamała. Wystarczyło tylko kilka spotkań, a znalazła wspólny język: - Są to wrażliwe, potrzebujące ciepła i zainteresowania osoby. Podobnie jak my miewają złe i dobre chwile. Między nami a podopiecznymi jest duża więź emocjonalna. Rozmawiamy, zwierzamy się sobie. To są moi przyjaciele - przekonuje Karolina.

Cenne doświadczenie

Na pytanie dlaczego poświęcają czas, skoro za swoją pracę nie dostają pieniędzy, szybko odpowiadają: - Dla nas wystarczającą zapłatą jest uśmiech podopiecznych i "magiczne" słowo: Dziękuję. Cieszę się, że mogę wspierać innych, słabszych. Jest mi bardzo miło, kiedy widzę radość i uśmiech na twarzy moich podopiecznych - wyjaśnia Mariola.

- A nam nie zależy na kasie. Przychodząc tutaj wiem, że czuję się potrzebna - dodaje jej koleżanka.

Dziewczyny mówią, że pomagając innym, same wiele zyskują - chociażby cenne doświadczenie.

- Przez ten czas bardzo się zmieniłam. Na przykład kiedyś bałam się wyrazić własne zdanie. Dzięki tej pracy stałam się odważniejsza, bardziej śmiała, a przede wszystkim tolerancyjna - przyznaje Karolina.

- Od kiedy jestem wolontariuszką zaczęłam doceniać życie. Staram się cieszyć każdą chwilą. Inaczej podchodzę do pewnych spraw - przekonuje Mariolka.
Bo wolontariat uczy pokory, cierpliwości, opanowania, ale i aktywności, odpowiedzialności, zaradności.

Uczennice nie ukrywają, że chciałyby wyjechać daleko, by pomagać słabszym: - Oczywiście, że trochę bałybyśmy się. Ale byłoby to wielkim wyzwaniem - mówią.
Wolontariat nie tylko kształtuje ich charakter, ale jest podpowiedzią na dalsze życie. Dziewczyny chciałyby po maturze spróbować sił na pedagogice. Karolina marzy o pracy z niepełnosprawnymi. Mariola chce studiować resocjalizację.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny