Bohaterem filmu jest złomiarz, który za wszelką cenę chce przestać kraść. Dzięki internetowi do perfekcji opanował korporacyjne komunały o doskonaleniu i ciężkiej pracy, ale jego potencjalni przełożeni nie potrzebują pracowników. Co innego telewizja informacyjna. Ta karmi się zbrodniami i w przeciwieństwie do polskich mediów - potrafi sowicie wynagrodzić odpowiednio krwawe zdjęcia. Bloom - Gyllenhaal staje do walki wytyczając sobie odległy cel - własną firmę producencką. Szybko staje się jednoosobową fabryką śmierci - najpierw w postaci telewizyjnych newsów, a później zachęcony dolarami, wykańcza konkurencję i sam chce kreować wydarzenia. Przy okazji słyszymy kilka komunałów o oglądalności, korporacyjnych lękach związanych z okresowymi ocenami pracownika i tym podobny bełkot.
Najlepszym elementem "Wolnego strzelca" jest absolutnie opanowany obłędem główny bohater. Do tej roli Jake Gyllenhaal podobno schudł 10 kilogramów, ale efekt ekranowy powala szczerością. Pozostałe postaci są raczej papierowe, podobnie jak ich pseudo dylematy moralne. Za to sceneria, w jakiej Bloom zdobywa swoje krwawe newsy, czyli nocne, niemal wymarłe Los Angeles sfilmowana została z niebywałą maestrią przez Roberta Elswita. Bo sama historia jest tak stara jak telewizja i kino. Wystarczy przypomnieć sobie film "Chłodnym okiem" z 1969 roku.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?