Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojna na Ukrainie. Rosja przyznała się, że wysyłała na Ukrainę niedoświadczonych żołnierzy

Andrzej Pisalnik
Andrzej Pisalnik
Dowództwo floty dosyć długo próbowało ukrywać przed rodzicami marynarzy prawdę o losach krążownika Moskwa. Twierdziło, że nie ma wiedzy o tym, co spotkało młodych majtków.
Dowództwo floty dosyć długo próbowało ukrywać przed rodzicami marynarzy prawdę o losach krążownika Moskwa. Twierdziło, że nie ma wiedzy o tym, co spotkało młodych majtków. Rex Features/East News
Chodzi o 600 żołnierzach zasadniczej służby pochodzących tylko z zachodnich regionów Rosji i ewakuowanych ostatnio na terytorium kraju z teatru działań wojennych na Ukrainie - poinformował we wtorek członków rosyjskiej Rady Federacji prokurator Zachodniego Okręgu Wojskowego Rosji Artur Jegijew.

Według Artura Jegijewa dochodzenie prokuratorskie potwierdziło, iż do udziału w wojnie na Ukrainie angażowani byli niedoświadczeni, osiemnasto-, dziewiętnastoletni żołnierze, odbywający zasadniczą służbę wojskową z poboru.

Ujawniona tajemnica Poliszynela

Potwierdzony przez wojskowego prokuratora fakt wykorzystania przez Rosję własnych obywateli w charakterze mięsa armatniego jest jedynie ujawnieniem tajemnicy Poliszynela.

To, że na Ukrainie są obecni niedoświadczeni żołnierze, odbywający służbę zasadniczą, przyznawała już wcześniej pod presją opinii publicznej rosyjska generalicja. Upoważniony do kontaktów z mediami rosyjski generał Igor Konaszenkow, jeszcze w marcu ujawnił, że mają miejsce incydentalne przypadki trafienia takich żołnierzy do ukraińskiej niewoli.

Chodziło według niego jednak o takich, których ukraińskie grupy dywersyjne porywały w momencie pełnienia służby w zakresie tyłowego zabezpieczenia oddziałów walczących na froncie.

Od chwili wybuchu wojny, czyli od momentu rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na Ukrainę, o niedoświadczonych żołnierzach rosyjskich, wykorzystywanych przez dowództwo w charakterze mięsa armatniego, regularnie informowała strona ukraińska. Właśnie słabym przygotowaniem bojowym rosyjskiej armii ukraińscy wojskowi tłumaczyli ogromne straty ludzkie Rosjan, szacowane obecnie na ponad 31 200 żołnierzy.

Zatopiona „Moskwa” jako chwila prawdy

Wydarzeniem, które w sposób spektakularny zdemaskowało kłamstwo generalicji i Kremla o tym, że żołnierze służby zasadniczej nie biorą bezpośredniego udziału w działaniach bojowych, a informacje strony ukraińskiej to tylko bezczelna propaganda, stało się trafienie przez Ukraińców rakietami „Neptun” i zatopienie rosyjskiego okrętu flagowego Floty Czarnomorskiej - krążownika „Moskwa”.

Po utonięciu okrętu, liczącego ponad 500 osób załogi, dowództwo Floty Czarnomorskiej rozpowszechniło najpierw kłamliwą informację o tym, że „załoga w pełnym składzie została z tonącego okrętu ewakuowana, a przyczyną zatopienia „Moskwy” stał się wybuch obecnej na pokładzie amunicji, nie zaś trafienie okrętu przez Ukraińców.

Na wieść o ewakuacji załogi informacji o miejscu pobytu ich synów zaczęli głośno się domagać od dowództwa Floty Czarnomorskiej rodzice marynarzy, odbywających na „Moskwie” służbę zasadniczą. To dzięki nim wyszło na jaw, że marynarze z poboru stanowili na okręcie około połowę załogi.

Prawda o losie marynarza to tajemnica wojskowa

Dowództwo floty dosyć długo próbowało ukrywać przed rodzicami marynarzy prawdę. Twierdziło, że nie ma wiedzy o tym, co spotkało młodych majtków. Według oficjalnych komunikatów rosyjskich na „Moskwie” zginęła tylko jedna osoba , a 27 marynarzy uznano za zaginionych.

Rodziców „zaginionych” marynarzy zwodzono kłamstwami przez prawie dwa miesiące od zatonięcia „Moskwy”, do którego doszło13 kwietnia 2022 r.

Nawet po trwającej przez dwa tygodnie operacji przeszukania wraku okrętu, dowództwo Floty Czarnomorskiej nie chciało ujawnić, jaki los spotkał kilkudziesięciu członków załogi, których nie doliczono się wśród ewakuowanych z okrętu.

- Żadnych zwłok oni tam nie znaleźli – skarżyła się dziennikarzom matka jednego z marynarzy Albina Romanowa po otrzymaniu odpowiedzi od dowództwa floty na pytanie o wynik dwutygodniowych przeszukiwań wraku „Moskwy”. Dodała, że po zażądaniu pisemnej odpowiedzi o losie jej syna, usłyszała, że to jest „tajemnica wojskowa”.

„Moskwa” nie walczyła na Ukrainie

Dwa miesiące chodzenia po instancjach i pisania listów bez odpowiedzi zaliczył ojciec kolejnego marynarza z „Moskwy”, którego spotkał niejasny los. Mowa o Dmitriju Szkrebiecu, którego syn Jegor służył na zatopionym okręcie i zabrakło go wśród ewakuowanych kolegów.

W odpowiedzi na jeden ze swoich listów Dmitrij Szkriebiec przeczytał, iż jego syna uznano za „nieobecnego na terenie jednostki”, a okręt, na którym służył, „nigdy nie wchodził w pas wód terytorialnych Ukrainy” i nie „był wpisany na listę jednostek, angażowanych w specjalną operację wojskową na Ukrainie”.

„Nigdy was tutaj nie było”

Rodzicom żołnierzy z poboru, którzy trafili na wojnę, po okruchach udaje się dowiadywać o losie swoich synów. Ludmiła, matka jednego z nich opowiedziała dziennikarzom, że pewnego razu udało się jej odebrać telefon od syna, który ujawnił, że trafił na Ukrainę. - Od razu potem dowódca oświadczył synowi i jego kolegom: „Powinniście wiedzieć, że nigdy was tutaj nie było” - streszcza rozmowę z synem Ludmiła.

Liczba żołnierzy służby zasadniczej, zaangażowanych przez Rosję w wojnę na Ukrainie jest niezwykle trudna do oszacowania. Znane są przypadki, kiedy dowództwo jednostek po przybyciu na Ukrainę zmuszało poborowych do podpisania kontraktów o podjęciu służby zawodowej. - W razie czego, wiedz, mamo, ja niczego nie takiego podpisywałem – mówił matce przez telefon żołnierz, planujący po odbyciu służby podjęcie studiów.

Walka o prawdę ma sens

Okruchy przedostających się do mediów informacji o sytuacji w rosyjskiej armii, której prawdziwy obraz starają się zafałszować władze, mają znaczenie.

Utrzymująca kontakt z mediami i informująca je o swoich problemach z dotarciem do informacji o statusie syna, matka rannego marynarza z krążownika „Moskwa” ujawniła dzisiaj za pośrednictwem kanału „Ombudsman wojskowy” na Telegramie, że otrzymała oficjalne pismo, z którego wynika, iż dowództwo Floty Czarnomorskiej uznało, że okręt jej syna jednak "brał udział w działaniach wojennych na Ukrainie".

Dzięki tej informacji służący na „Moskwie” marynarz z poboru Bułat Szakirzianow, przebywający obecnie w szpitalu wojennym, zostanie uznany oficjalnie za uczestnika działań wojennych i będzie mógł liczyć na otrzymanie świadczenia pieniężnego, jako żołnierz, który odniósł kontuzję podczas działań bojowych.

Według opinii ekspertów jednym z powodów, dla których władze rosyjskie zaniżają liczbę ludzkich strat wojennych na Ukrainie i ukrywają, że wykorzystują tam jako mięso armatnie żołnierzy z poboru, są wysokie odszkodowania i rekompensaty, które na mocy prawa należą się kontuzjowanym na wojnie żołnierzom oraz rodzinom ich poległych kolegów.

W przypadku śmierci żołnierza jego bliscy mogą liczyć na otrzymanie nawet 7,5 miliona rubli. Matce kurującego się w szpitalu wojennym marynarza Bułata Szakirzianowa jego dowództwo obiecało natomiast, że otrzyma za kontuzję syna rekompensatę w granicach 3 milionów rubli.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wojna na Ukrainie. Rosja przyznała się, że wysyłała na Ukrainę niedoświadczonych żołnierzy - Portal i.pl

Wróć na poranny.pl Kurier Poranny