Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojna na górze. Prezydent miasta, wojewoda i alkohol. Jak to z wódką w Białymstoku bywało

Aneta Boruch
Wódka poróżniła radnych, prezydenta i wojewodę
Wódka poróżniła radnych, prezydenta i wojewodę Fot. sxc.hu
Starł się podlaski wojewoda z prezydentem Białegostoku. Temat mocny, gorący, bo poszło o wódkę. Wojewoda postawił weto: Nie będzie tysiąca miejsc sprzedaży alkoholu w Białymstoku.

Do tej pory alkohol można było sprzedawać w Białymstoku w 550 miejscach. Za mało - ocenili radni. I uchwalili, że miejsc takich ma być tysiąc. Trwają spekulacje, co mieli na myśli, podnosząc do góry rękę - jestem za. Czy tylko wolność gospodarczą? Teraz zastanawiać się nad tym będzie sąd administracyjny. Bo wojewoda unieważnił uchwałę rady miejskiej, tę na tysiąc miejsc.

Ale po kolei. Cała historia zaczęła się pod koniec sierpnia, kiedy prezydent Białegostoku zaproponował, by miejski limit miejsc na sprzedaż mocnego alkoholu zwiększyć z 550 do 620. Argumentował, że dotychczasowy wyczerpał się, a przedsiębiorcy, którzy chcą zdobyć koncesję na handel alkoholem, odchodzą z magistratu z kwitkiem. Tylko ostatnio trzeba było odmówić kilkunastu chętnym.

Nowy to trend w polityce antyalkoholowej w mieście. Pamiętamy czasy, kiedy miejscy rajcy tak pragnęli wychowywać nas w trzeźwości, że wprowadzili nawet zakaz sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych.

Zakazowi wypowiedział wojnę koncern Shell, składając w 2003 roku protest dotyczący białostockiej prohibicji. Pismo rozpętało burzę. Powinniśmy przestać być zaściankiem, z którego naśmiewa się cała Polska - argumentowali nawet niektórzy działacze prawicy.

Sprawa trafiła w końcu do Naczelnego Sądu Administracyjnego, który we wrześniu 2004 uznał, że decyzja białostockiej rady miejskiej była bezprawna. Podobny wyrok wydał również białostocki wojewódzki sąd administracyjny.

Ale to historia. Teraz na posiedzeniu komisji trwał prawdziwy targ między zwolennikami wolnorynkowego podejścia do handlu wódką a radnymi odwołującymi się do wartości.

- Tysiąc miejsc chcecie? Dlaczego tylko tysiąc? Lepiej dwa tysiące - rzucił ironicznie radny Józef Nowak, znany przeciwnik alkoholu. I komisja, chyba równie ironicznie, jego poprawkę przyjęła.

Dość rozpasania wódką

Potem Nowak tłumaczył, że to był tylko żart. Jego reakcja na propozycję przewodniczącego rady Włodzimierza Kusaka, który chciał, by takich miejsc było aż tysiąc. I ostatecznie radni tyle uchwalili.

Nowak przyznaje, że gotowy jest na różne spektakularne działania w walce z alkoholowym rozpasaniem w Białymstoku.

- Ja bym i dziesięć tysięcy powiedział, żeby uzmysłowić bezsensowność zwiększania limitu - tłumaczy Nowak. - Bo miejsc z alkoholem powinno być w Białymstoku tyle, ile było do tej pory.

Zapewne dlatego Nowak nie odpuścił. Naskarżył na uchwałę do wojewody i poprosił, by ten ją w ogóle uchylił. Tłumaczył, że jest sprzeczna z ustawą o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. I wygrał. Prawnicy wojewody uznali, że brak jest uzasadnienia, dlaczego w stolicy Podlasia nagle ma być aż o 82 procent więcej miejsc, gdzie serwuje się mocne trunki.

Prezydent nie był zadowolony. Uważa, że wojewoda mógł poprosić o uzasadnienie, a nie tak od razu uchylać uchwałę. Dlatego zaskarży decyzję wojewody.

W całej sprawie z alkoholem magistrat jednak trzeźwo nie postępuje. Bo dosłownie dwa tygodnie temu miejscy rajcy przyjęli z kolei program profilaktyki antyalkoholowej w mieście, który ma na celu tępić pociąg do kieliszka.

- Myślę, że jest to sprzeczność - przyznaje Bożena Kulikowska, wiceprzewodnicząca Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych.

Dlatego trzeba poczekać na sądowy finał procesu o wódkę między dwoma najważniejszymi urzędnikami na Podlasiu. I pewne jest jedno: jeśli chodzi o procenty, to ani wojewoda, ani prezydent nie są bez grzechu.

Białostoczanie pamiętają, że właśnie w urzędzie miejskim mieściło się Biuro Rzeczy Znalezionych. I to z niego, choć za rządów nie tej ekipy, wyparował alkohol, który straż miejska zarekwirowała na bazarach Rosjanom. W latach 1996-2000 do biura miało trafić około 400 flaszek różnego rodzaju trunku. Zaginęło 200 butelek. Pracownica biura powiedziała kontrolerom, że wiosną lub latem 2000 roku butelki zabrali strażnicy miejscy. Mieli je zawieźć do urzędu celnego. Pani pamiętała nawet, że pytani, dlaczego to robią, powiedzieli, że tak im kazał ich komendant. Dokumenty podobno mieli dostarczyć później. Nie dostarczyli. Smakoszy darmowej wódki nie znaleziono.

Z drugiej strony, nie tak dawno, bo przed rokiem, wojewoda gościł na Podlasiu przedstawicieli świata dyplomatycznego. Zjechało do nas 43 szefów misji dyplomatycznych urzędujących w Polsce, m.in. z Brazylii, Chile, Chin, Indonezji, Kolumbii, Nowej Zelandii czy Konga.

- Pragniemy zaprezentować nasze województwo jako najbardziej ekologiczne, a zarazem rozwijające się, bogate w miejsca niezwykłe, sprzyjające odpoczynkowi i refleksji - przywitał dostojnych gości wojewoda podlaski Maciej Żywno.

Co zatem zaprezentowaliśmy do zwiedzenia, by szacowni goście mogli rozsławić Białystok po całym świecie? Polmos Białystok.

Pijany jak ułan

Nie trzeba być dyplomatą, aby zobaczyć, że w narodzie po wódce budzi się iście ułańska fantazja. W Białymstoku widać to wyraźnie nawet na Rynku Kościuszki. I dzieci, i starsi pamiętają występ z okazji Święta Niepodległości szwadronu im. Dywizji Kawalerii Zaza. Chwiali się ułani na koniach, a w czasie przemarszu wyraźnie przysypiali. Później zatrzymała ich policja. Na 18 jeźdźców 11 było pijanych.

Rok później, jak każe tradycja, szwadron stawił się Choroszczy. Razem z kilkuset innymi osobami, właścicielami i opiekunami zwierząt. Wszystkich pobłogosławił abp Edward Ozorowski. Wśród kawalerzystów był też 52-letni jeździec, który po zakończeniu mszy zaatakował 21-letniego przechodnia. Groził, że szablą utnie mu głowę. W izbie wytrzeźwień okazało się, że wojak ma półtora promila alkoholu we krwi.

Wojsko i alkohol ma zresztą ze sobą o wiele więcej wspólnego. Przy okazji ostatniej uchwały alkoholowej okazało się, że projekt zwiększenia liczby miejsc w mieście, gdzie sprzedawane będą wysokoprocentowe trunki, musi opiniować dowódca garnizonu. My garnizon mamy.

Tak nakazuje ustawa o wychowaniu w trzeźwości z 1982 roku. Czyli z czasów, gdy w Polsce trwał stan wojenny, kiedy władza należała do wojskowych. Zapis przetrwał do naszych czasów. Zadziwiło to Jarosława Matwiejuka, bezpartyjnego posła z klubu Lewica, prawnika konstytucjonalistę. Ma pisać w tej sprawie do samego premiera.

Po zacier do muzeum

Za parę miesięcy okaże się, czyja opcja wygra. Będzie tysiąc miejsc, a może mniej. Pewne jest jedno. Pięć kadzi na zacier i aparatura do pędzenia bimbru stoją od czerwca w Białostockim Muzeum Wsi. Pierwszym w Polsce Muzeum Bimbrownictwa, promocyjnym hicie Białegostoku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny