Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojciech Lipoński: Polacy zadeptali własne sporty

Tomasz Malinowski
Gdy słyszę, że taniec na rurze ma aspirować do programu olimpijskiego, to szlag mnie trafia.
Gdy słyszę, że taniec na rurze ma aspirować do programu olimpijskiego, to szlag mnie trafia. sxc.hu
Staliśmy się narodem papug, które tylko naśladują sporty innych narodów. Brakuje nam poczucia narodowego w sporcie. Jesteśmy ogonem Europy, daleko, daleko za Albanią, która co cztery lata ma swoje igrzyska sportów narodowych.

Igrzyska Olimpijskie to dobry wynalazek, za który powinniśmy dziękować baronowi Coubertinowi?
Wojciech Lipoński, profesor filologii angielskiej i humanistyki sportu:
- To nie jest, jeżeli posługuje się pan już taką retoryką, wynalazek Coubertina. Igrzyska wymyślili starożytni Grecy. A po nich Anglicy. Przed Coubertinem, w czasach nowożytnych, odbyło się aż siedemnaście prób wskrzeszenia igrzysk olimpijskich. W Grecji cztery bardzo udane, w Anglii dwie - w 1618 i 1849 roku. W 1850 roku powstało pierwsze na świecie Brytyjskie Stowarzyszenie Olimpijskie. Założycielem był William Penny Brookes, notabene twórca idei medalu olimpijskiego.

Coubertin uczył się jednocześnie od Greków i Anglików. Od pierwszych wziął ideę, od drugich podstawy nowożytnego sportu. Rewolucja, jakiej dokonał francuski baron, to umiędzynarodowienie igrzysk. Wszystkie próby przed nim miały charakter wyłącznie narodowy.

Jakie prawdy przypominają nam igrzyska olimpijskie?

- Dla większości igrzyska, to tylko zmagania na olimpijskich arenach. Tymczasem nie są one bytem samodzielnym. Igrzyska olimpijskie, według Pierre de Coubertina, miały tylko pomagać w realizacji idei olimpizmu. Jest ona ideą wzajemnego szacunku, fair play; ideą doskonalenia ludzkiego ciała i umysłu jednocześnie, ćwiczeniem woli poprzez sport, ale nie tylko dla sportu. To był zamysł edukacyjny, dla którego igrzyska miały być narzędziem pomocniczym. A tymczasem, za sprawą jednoczesnej komercjalizacji i eksploatacji medialnej, to co miało być pomocnicze, stało się dominujące. Idea została w ten sposób wywrócona.

Jak więc należy postrzegać olimpizm? To ideologia, ruch społeczny czy styl w kulturze posługujący się uniwersalnym językiem?

- Olimpizm jest od ponad stu lat ideą pedagogiczno-filozoficzną, do której ani szkoła, ani - media, nasz największy nauczyciel, nie usiłują się specjalnie zbliżyć. Dla większości z nas najważniejsze są: Igrzyska, rekord, medal. Media, zwłaszcza media dokopują potężnie tej wielkiej idei. Mało kto podejmuje próbę przekazania tego, co humanistyczne w olimpizmie.

Strasznie Pan nas poniewiera. Przecież nie można czynić dziennikarzy jedynymi odpowiedzialnymi za edukację olimpijską!

- A co, nie mam racji? Miał pan w ręku mój podręcznik "Olimpizm dla każdego", czy "Filozofię olimpizmu" profesora Józefa Lipca z UJ? W naszym sporcie dominuje siła mięśni, rywalizacja przeradzająca się w wyścig szczurów. Często w opakowaniu nacjonalistycznym. Byle był złoty medal dla Polski, flaga na maszcie i Mazurek Dąbrowskiego. Nie przeczę - to jest ważne dla samopoczucia narodu, ale nie można wyłącznie się na tym skupiać. Kiedy słyszę sprawozdawców sportowych, to często przerażenie bierze, co opowiadają o idei olimpijskiej. A słuchają tego i utrwalają to w świadomości miliony ludzi. Podczas jednej z ostatnich olimpiad usłyszałem np., że maraton to pamiątka bitwy między Ateńczykami i Spartanami. Trudno o większą głupotę historyczną. Pod Maratonem Grecy bronili cywilizacji europejskiej przed Persami. Wyścig po medale to za mało.

Czy dostrzega Pan wyraźną cezurę między olimpizmem epoki Coubertina - amatorskim, romantycznym czy wręcz idealistycznym a ery Samarancha - profesjonalnego, przesyconego gigantyzmem i komercją.

- Jest to, owszem, jakaś cezura, ale niezbyt wyraźna. Przed Samaranchem nadużycia na igrzyskach olimpijskich następowały nawet dosyć hurtowo. Bezspornie największym obrońcą czystości olimpizmu był Avery Bundage, olimpijczyk ze Sztokholmu, pięcioboista. Nikt wytrwalej niż on nie bronił prawdziwej idei olimpijskiej.
Co jest dziś największym zagrożeniem dla ruchu olimpijskiego?

- Głównie brak zrozumienia dla idei olimpijskiej w mediach i w szkołach. To, co dociera do przeciętnego odbiorcy sportu, dotyczy samych igrzysk, medali albo... chuliganerii na stadionach. Dopiero wtedy podnosi się larum, jakby zapomniano, że przyczyny tkwią m.in. właśnie w braku wychowania młodzieży w duchu olimpizmu, wzajemnego szacunku. Jest na ten temat książka Coubertina zatytułowana po prostu "Wzajemny szacunek", naprawdę, warto przeczytać... Tymczasem zapytam, czy słyszał pan o Thomasie Arnoldzie?

?

- A to właśnie Arnold, twórca pedagogiki sportu brytyjskiego ukształtowanej w College Rugby - skąd wywodzi się ta sławna gra - uważał, że przez sport można wychować człowieka. Można w nim kształtować poczucie moralności z pomocą idei fair play, można kształtować estetykę ciała poprzez trening, silną wolę poprzez długotrwały wysiłek, a charakter i współdziałanie w zespole poprzez gry. To jest wielka pedagogika, o której mało kto ma dziś w sporcie i w szkołach pojęcie.

Jest Pan twórcą "Encyklopedii sportów świata" opublikowanej w 4 wersjach językowych pod auspicjami UNESCO , w której znalazło się aż 3 200 dyscyplin. Co w takim razie zmieniłby w programie IOl. Jakie dyscypliny powinny z niego zniknąć, które należałoby wprowadzić?

- Na pewno powinny w nim pozostać dyscypliny, które oddziałują humanistycznie na człowieka. Ale gdy słyszę, że... taniec na rurze ma aspirować do programu olimpijskiego, to szlag mnie trafia! Za dużo jest sportów walki, a należałoby wprowadzić więcej konkurencji lekkoatletycznych, bo to rzeczywiście królowa sportu. Wiele konkurencji zostało niepotrzebnie polikwidowanych.

A pana ulubiony krykiet?

- To jest bardzo piękna i szlachetna gra, jedna z nielicznych zachowujących jako tako etos sportu. Ale nie jest ona popularna. Do niedawna "Karta olimpijska" określała warunki minimum dla danego sportu, by aspirował do programu olimpijskiego: musiał być uprawiany na minimum czterech kontynentach w 75 krajach. Obecnie te kryteria rozluźniono, ale takie proporcje umownie się stosuje. A krykiet? Niestety, nie jest popularny poza krajami angielskiego obszaru językowego.

A któryś z polskich sportów?

- O czym pan mówi?! My jako Polacy zadeptaliśmy wszystkie własne sporty. Jako jedyny naród w Europie nie mamy sportu stworzonego od podstaw, u nas. W Norwegii jak na górce ze śniegu chłopi skakali na nartach, a z biegiem czasu Norwedzy uczynili to sportem olimpijskim. Podobnie Szkoci, którzy suwali kamieniami po lodzie. I ma pan dziś olimpijski curling.

Twierdzimy wszem i wobec, że mamy szacunek do własnej tradycji, ale w sporcie go nie mamy! Mógłbym jednym tchem wymienić sporty stworzone w naszej kulturze jeszcze w średniowieczu: rochwist, kułajki, czoromaj, piłka chwytka. Ale, gdy tworzyły się w XIX w. podstawy nowoczesnego sportu, poszliśmy na gotowe, bo łatwiej było skorzystać ze szwedzkiej gimnastyki, amerykańskiej koszykówki czy angielskiego futbolu. W ten sposób staliśmy się narodem papug, które tylko naśladują sporty innych narodów. Brakuje nam poczucia narodowego w sporcie. Stadion Narodowy nie jest żadnym narodowym! To jest stadion do piłki nożnej, sportu narodowego Anglików.

Trudno nie zapytać, przy tej mizerii w polskim sporcie, o szanse medalowe.

- Ja nie mówię o mizerii w polskim sporcie, mam tylko na myśli mizerię sportów tradycyjnych, których w Polsce praktycznie nie ma. Proszę wymienić chociaż jeden ze sportów stworzony u nas od podstaw? Jesteśmy ogonem Europy, daleko, daleko za Albanią, która co cztery lata ma swoje igrzyska sportów narodowych.

Ale polski sport olimpijski jest w rozkwicie, bo w stosunku do potencjału ekonomicznego i ludzkiego zasługujemy na trzy, góra cztery medale i jeżeli zdobywamy 10 jak w Pekinie, to i tak dużo.

A pomysł igrzysk olimpijskich w Polsce pozostaje wciąż realny czy bardziej wirtualny?

- Na igrzyska samodzielne nie posiadamy potencjału ekonomicznego. Nie wytrzymamy tego; skończyłoby się to kryzysem ekonomicznym, jak w przypadku Grecji. Polska w ciągu najbliższego ćwierćwiecza nie da rady podjąć takiego wyzwania. A później? Daj nam boże.

Wybiera się pan do Londynu?

- Będę nad Tamizą tuż po igrzyskach, na podsumowaniu ich przez Brytyjskie Stowarzyszenie Historii Sportu, którego jestem członkiem. Na miejscu nie miałbym oglądu całości. Stąd będę się przyglądał uważnie rywalizacji w telewizji.

Jednak media coś pożytecznego dla ruchu olimpijskiego potrafią zdziałać.

- Mogą, nie zaprzeczam, lecz wyłącznie w sensie ukazywania przebiegu zawodów. Ich humanistyczna interpretacja to odrębna sprawa, która w mediach jest płytka, a często żadna.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny