Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojciech Hernik woli czołg niż samochód

Julita Januszkiewicz [email protected]
Wojciech Hernik (z prawej) specjalnie dla nas zaprezentował z kolegą Andrzejem Bieluczykiem swój czołg
Wojciech Hernik (z prawej) specjalnie dla nas zaprezentował z kolegą Andrzejem Bieluczykiem swój czołg Andrzej Zgiet
Czołgi są piękne i takie proste - zachwyca się Wojciech Hernik, pasjonat militariów z Białegostoku. W swojej kolekcji ma kilka pojazdów bojowych. Niedawno spełnił kolejne marzenie i kupił czołg T-55 AM Merida. Będzie go można oglądać podczas Pikniku Militarnego w Ogrodniczkach.

Kocham zbierać militaria. Uwielbiam je naprawiać, majsterkować przy nich - mówi Wojciech Hernik ze Stowarzyszenia Inicjatyw Społecznych Czemu By Nie. Ma 34 lata, z zawodu jest alpinistą. Z dumą pokazuje swój nowy nabytek. To powojenny czołg T - 55 AM Merida. Pan Wojtek kupił go pół roku temu. Wytropił aż w Ludwikowicach Kłodzkich (woj. dolnośląskie) - położonych prawie 700 kilometrów od Białegostoku.

- Dwa lata na niego polowałem . Nie jest łatwo kupić taki czołg. W Polsce jest ich zaledwie trzy a może cztery - przyznaje Wojciech Hernik. Dlatego cieszy się, nabył ten unikalny gąsienicowy pojazd bojowy.

Trafiła się super okazja

Poza tym w grę wchodziła też cena. Taki czołg jest bowiem bardzo drogi. Na rynku kolekcjonerskim kosztuje, bagatela od 150 do 200 tysięcy złotych. Pytany o cenę pan Wojtek, uśmiecha się tajemniczo, ale nie chce jej podać. Zdradza jedynie tyle, że za Meridę dał kilkadziesiąt tysięcy złotych.

- Kupiłem ją okazyjnie, po negocjacjach u znajomego kolekcjonera, który ma kompleks turystyczny w Górach Sowich. Woził nim turystów - opowiada.

Poprzedni właściciel z kolei nabył czołg w jednostce wojskowej w Żaganiu. Oczywiście, wcześniej Wojciech Hernik przez cały rok zbierał pieniądze. Na pytanie, jak zareagowała rodzina na jego nowy militarny eksponat, odpowiada z uśmiechem, że dobrze.

- Żona zresztą nie ma nic przeciwko mojemu hobby - przyznaje. - Mieliśmy do wyboru albo czołg, albo nowy samochód. Wybraliśmy razem zgodnie czołg. Nie żałujemy tej decyzji. Na zmianę auta trzeba będzie jeszcze poczekać z kilka lat.

Do Białegostoku z Gór Sowich wóz bojowy pan Wojtek transportował lawetą dwa dni.

- W Białymstoku to pierwszy prywatny czołg. W naszej jednostce wojskowej też ich nie ma - zauważa kolekcjoner.

Więcej stał niż jeździł

Teraz Antek - bo tak czołg nazwał pieszczotliwie właściciel - stoi w bazie podlaskiej firmy Adampol w Zaściankach, pod Białymstokiem.

- Jesteśmy z nią zaprzyjaźnieni. Firma pomaga nam w organizowaniu Pikniku Militarnego. Jej szefostwo zaproponowało, że pracownicy pomogą naprawić czołg - opowiada Wojtek Hernik.

Poza tym, obejrzał i ocenił go już mechanik z 18 Białostockiego Pułku Rozpoznawczego. - Ogólnie jest w porządku. Zachował się w całkiem niezłym stanie. Wóz nie jest wyeksploatowany. Przypuszczam, że więcej stał, niż jeździł. Ma prawie nowe gąsienice, niezużyte gumowe bandaże na kołach - podkreśla pan Wojciech.

Antek jest paliwożerny

Czołg T-55 AM Merida został wyprodukowany w latach 80. ubiegłego wieku w Wojskowych Zakładach Mechanicznych w Siemianowicach Śląskich i Wojskowych Zakładach Motoryzacyjnych nr 5 w Poznaniu. Do standardu T-55 AM Merida zmodernizowano około 630 sztuk T-55A. Od połowy lat 80. czołgi te były na wyposażeniu Wojska Polskiego. Jednak zostały wycofane z uzbrojenia w latach 1999 - 2001. Spośród nich niewiele zachowało swoją sprawność bojową. Jeden można podziwiać w Muzeum Polskiej Techniki Wojskowej w Warszawie.

Merida ma ponad 6 metrów długości oraz 3,27 metrów szerokości. Jednak taki czołg to solidny kawał stali, który waży prawie 50 ton. Jego eksploatacja do najtańszych także nie należy.

- Bo Antek jest paliwożerny - żartuje Wojtek Hernik.

Pali bowiem od 360 do 460 litrów ropy na każde sto kilometrów. Ponadto sporo części zużywa się też znacznie szybciej, niż samochód.

Meridę można było podziwiać w ten weekend podczas IV Pikniku Militarnego - Misja Wschód. Impreza, jak co roku, odbyła się na terenie żwirowni w Ogrodniczkach, w sobotę i niedzielę. To zlot miłośników militariów i rekonstruktorów.

Jak na razie Wojciech Hernik pokaże swój nowy nabytek. Mówi, że jeszcze jest za wcześnie, by móc nim poszaleć na drodze. - Trzeba zrobić kompletny przegląd oraz naprawić zużyte części. Taką jazdą bez przygotowania może się jeszcze bardziej zniszczyć - podkreśla właściciel czołgu. Planuje nim przejechać się w sierpniu podczas zlotu pasjonatów militariów w Czerwonym Borze.

Po remoncie czołg będzie stał w ogrodzie tuż przy domu państwa Herników.

- Żeby mógł swobodnie wjechać na podwórko, musiałem wyciąć bramę i bramkę - wyjaśnia Wojciech.
Chciał jeździć jak Janek z Czterech pancernych

Jego przygoda z militariami zaczęła się, kiedy należał do harcerstwa. On i jego koledzy z ZHP mieli wówczas zajęcia w 18. Białostockim Pułku Rozpoznawczym.

- Żołnierze często pokazywali nam pojazdy militarne i broń. Poza tym jako chłopak uwielbiałem oglądać "Czterech pancernych i psa". Zamarzyłem sobie wtedy, by kiedyś mieć swój taki czołg - opowiada Wojciech Hernik.

Z biegiem czasu te marzenia zaczął urzeczywistniać. Najpierw, pięć lat temu kupił BRDM-2. To opancerzony samochód rozpoznawczy.

- Wówczas był bardzo drogi. Teraz można go dostać za 20 tys. złotych - zdradza właściciel.

Wyglądał kiepsko, złom. Ale od czego smykałka kolekcjonerska. Dziś jest w pełni sprawny. Pan Wojtek i jego żona Asia jechali nim do ślubu. Teraz BRDM -2 stoi w garażu na ul. Węglowej w magazynie. Ale na początku parkował u Herników. Sąsiedzi przyglądali się mu ze zdziwieniem.

Potem pan Wojtek zafundował sobie wyprodukowanego w 1969 roku Volvo B202. To pojazd gąsienicowy przeznaczony do jazdy po ciężkim terenie. Można nim także pływać. - Bardzo fajna maszyna - ocenia pasjonat.

W przyszłości planuje powiększyć swoją kolekcję. Na oku ma PTS - radziecką amfibię gąsienicową. Przyznaje, że jest ona tańsza niż czołg. Ale, żeby spełnić kolejne marzenie, musi zaoszczędzić pieniądze. No i znaleźć odpowiednie miejsce do trzymania amfibii.

Pytany, dlaczego ciągnie go do zabytkowego sprzętu wojskowego, przekonuje, że to nie jest żaden kawał brzydkiej stali, jak niektórzy określają.

- Czołg jest piękny. W mojej Meridzie urzekła mnie prostota - zachwyca się Wojtek Hernik.

Podoba mu się też, że nie ma w nim odkręcanych szyb ani foteli, czyli żadnych udogodnień.

- Jest w nim ciasno, głośno chodzi i śmierdzi. Ale ma to coś, czego nie posiada żaden pojazd - uśmiecha się właściciel.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny