Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wódka dodaje odwagi (kosztem rozumu) i wyzwala od napięć (od pieniędzy także)

Adam Czesław Dobroński [email protected]
Chłopaki na służbie
Chłopaki na służbie
Wakacje za pasem, cieszą się i sprzedawcy wódek wszelakich, bo obroty wzrosną. Temat to wstydliwy, a przecież aktualny przez wieki i epoki polityczne.
Myśliwi na polowaniu
Myśliwi na polowaniu

Myśliwi na polowaniu

A z chorobliwym nałogiem władza podejmowała nawet walkę. Na zdjęciach wydobytych z moich zapasów, zostały uwiecznione dwie sceny z lat przedwojennych: nasze dzielne chłopaki na służbie i panowie myśliwi.

Wśród jednych i drugich nie brakowało nigdy twierdzących, że wódka dodaje odwagi (kosztem rozwagi), wyzwala od napięć (pieniędzy także), a oko czyni sprawniejszym (do czasu). "Zdjęć szemranych" nie ma jednak za wiele, ryzykiem było i jest uwiecznianie się w stanie niestabilnym.

Powodem, dla którego sięgnąłem po prezentowane fotografie była praca magisterska finalizowana na moim seminarium. Małgorzata Olszewska podjęła się opisania bimbrownictwa i alkoholizmu na Białostocczyźnie w latach 1946-1956. Skąd taki pomysł? Może to odzew na chwackie zapowiedzi, że w Białymstoku powstanie muzeum bimbrownictwa? Nie wypada kpić z pomysłu, choć wcale nie marzy mi się uczestnictwo w uroczystości zamoczenia wstęgi w kotle z zaczynem.

Pani Małgorzata odkryła paradoks na miarę mieszanki koniaku z denaturatem. Oto organ Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej też włączał się do zwalczania pijaństwa.

Towarzysz Henryk Matejczyk wezwał "Do walki z plagą alkoholizmu - ponurą spuścizną rządów kapitalistów i obszarników". Tymczasem nawet niezupełnie trzeźwymi oczętami widać było, kto przewodzi (nieformalnie) na tym polu. Niskie wykształcenie i kompleksy sprawiały, że młodzi aktywiści partyjni ze słusznym rodowodem klasowym wysuwali się na czoło klasy pijącej, by podkreślić swój awans społeczny i podtrzymać nadzieję na dalszą, szybką karierę.

A przykład mieli znakomity, lała się wóda w gabinetach sekretarzy, dyrektorów i prezesów. Niektórym nie przeszkadzało nawet picie z "wrogami klasowymi" i "elementem niepewnym politycznie". Czy lud doceniał odporność głów i wątrób towarzyszy? Opowiadano, że w przodującym Związku Radzieckim każdy kandydat do pracy w aparacie partyjnym musiał przejść test odpornościowy, by w trakcie narad roboczych nie gadać głupot, czym mógłby osłabić prestiż partii.

Z doniesień prasowych wynika, że w knajpy zmieniła się znaczna cześć pomieszczeń biurowych i zakamarków magazynowych gminnych spółdzielni. W Narwi gospodarze chore zwierzęta prowadzali do gospody, choć szyld miejscowego weterynarza wisiał w innym miejscu. Funkcjonariusz MO narozrabiał po pijaku w barze o postępowej nazwie "Obywatelski", jak grzyby po deszczy powstawały potajemki, zwane w gminie Giby "mokrymi liliami" (co za romantyka!). W Babikach urzędnik poczty bezinteresownie wypełniał lukę w infrastrukturze kulturalnej, więc przechodnie zatrzymywali się pod oknem, by posłuchać wesołych piosenek w jego wykonaniu (zmarnowany talent!). Ktoś w stanie "wskazującym na spożycie alkoholu" zniszczył transport chleba, ktoś inny zasnął rozkosznie w cieniu pomnika poświęconego poległym w walce o utrwalanie władzy ludowej. Odnotowano wredne dowcipy opowiadane między jedną a drugą musztardówką, bynajmniej nie pustymi i nie z piekącą gardło mazią.

Od czasu do czasu docierał jednak z góry nakaz wzmożenia walki ze szkodliwym nałogiem i wtedy właśnie ukazywały się w "Gazecie Białostockiej" przykłady nagannych zachowań. Pod pręgierz opinii publicznej stawiano maluczkich pijaczków, niekiedy nieszczęśników zagubionych w absurdalnych układach. W tym czasie liderzy pijaństwa, dobrze ulokowani, mogli w atmosferze szczerego zadowolenia kontynuować swą pasję. Czy kiedykolwiek dowiemy się więcej o ich wyczynach? Przed komisariatami MO wywieszano zdjęcia pijanych rowerzystów i traktorzystów, a funkcjonariusze odbierali z tytułu tak znaczących sukcesów medale i oblewali je obficie.

W 1952 roku, gdy krzewił się w Polsce stalinizm-bierutyzm, a stopa życiowa rosła tylko w oficjalnych statystykach, ukazał się w "Gazecie Białostockiej" wyjątkowy artykuł. Był to skutek niedopatrzenia redaktora naczelnego i cenzora (pili razem?), czy też wynik jakiejś tajnej akcji.

W białostockiej olejarni kierownik, będąc nałogowym alkoholikiem, nie wytrzymał presji organizmu i postanowił z rana poszukać lekarstwa. Z pomocą pośpieszyli mu kierownik transportu i strażnik.
Kupione w pobliskim sklepie lekarstwo przyniosło jednak zaskakujący efekt. Dwaj kierownicy po intensywnym zażywaniu "kropli" niespodziewanie wyskoczyli zza biurka na plac zakładowy i zaczęli gonić swoich prześladowców. Tym razem nie były to białe myszki, lecz Bogu ducha winne wróble. Przestraszone ptaszyny wpadły w popłoch, natomiast towarzysz personalny i sekretarz podstawowej organizacji partyjnej przyglądali się ze spokojem i wyrozumieniem swym przełożonym.

Kto wie, ile wróbli padłoby ofiarą tej przeklętej choroby, gdyby nie robotnicy drugiej zmiany, którzy przekonali wojowniczo nastawionych szefów, że ich godziny urzędowania się już skończyły. Po tak intensywnym dniu pracy obaj kierownicy chorowali kilka dni. Redaktor "Zdęp" wyraził pryncypialnie przekonanie, że znajdzie się skuteczniejsze lekarstwo na dolegliwości obu panów (nie użył określenia - towarzyszy!). A tytuł artykułu brzmiał wcale dowcipnie: "Choroba na wróbla".

Życzę wszystkim Czytelnikom zdrowych wakacji i proszę pamiętajcie o słowach poety: Kochajcie panowie wróbelka, wróbelek istota niewielka. I sympatyczna!

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny