- Po tegorocznych lutowych deszczach, kiedy wiele miejscowości borykało się podtopieniami, w tym także Sternalice, woda na naszej łące stała tydzień, a tam jest słup wysokiego napięcia. Było głęboko na pół metra – mówi Joachim Ligendza. – Co gorsze, woda wlewała się do obory, tam gdzie składujemy obornik i podchodziła wyżej. Dobrze, że nie sięgała poziomu, gdzie są świnie, bo gdyby te napiły się tej de facto gnojowicy, pewnie by nie przeżyły.
Problem zdaniem pana Joachima wynika z tego, że niegdyś na drodze był przepust, a wzdłuż niej rów, którym woda z jego gospodarstwa spływała do stawu. Od jakiegoś czasu przepustu nie ma. Zdaniem mężczyzny najprawdopodobniej zawalił się pod ciężarem tirów i ciężkiego sprzętu, który drogą przejeżdża.
- Gmina położyła wprawdzie rurę, która miała odprowadzać nadmiar wody, jednak zarówno jej przekrój, jak i spad, są za małe, aby podołać ulewie. Rura się zatyka i woda nie spływa do stawu, ale stoi na mojej łące – tłumaczy Joachim Ligendza. – I tak się dzieje kilka razy do roku. W lecie siano gnije, nie można nawet wjechać traktorem z przyczepą, by je zebrać. Ponoszę realne straty materialne, a po drugie jest niebezpiecznie dla ludzi i zwierząt. Będę straty szacował i o odszkodowanie wystąpię do Skarbu Państwa - dodaje.
Piotr Górski, kierownik Referatu Gospodarki Przestrzennej, Komunalnej i Nieruchomości Urzędu Gminy w Radłowie twierdzi, że samorząd zrobił wszystko co mógł, aby pomóc Joachimowi Ligendzie, a nawet więcej.
- Pan Ligendza mieszka pośrodku wioski. Od strony kościoła w latach 70. był robiony drenaż, ale ojciec pana Ligendzy nie wyraził wtedy zgody, aby go poprowadzić dalej, aż do oczyszczalni ścieków. W tym miejscu drenaż jest przerwany i woda wylewa się łąkę – wyjaśnia Piotr Górski.
Co do spornego przepust, to faktycznie był, ale jak informuje Piotr Górki, nie było to urządzenie melioracyjne. Zasypał go sąsiad pana Ligendzy, a nie tiry, bo nie chciał, aby woda wlewała się na jego łąkę.
- Jako gmina zrobiliśmy studzienkę i odprowadzenie z łąki pana Ligendzy. Ponadto położyliśmy rury kanalizacyjne, by odprowadzić tę wodę do stawu przeciwpożarowego, z którego z kolei jest odprowadzenie do kanalizacji deszczowej. Wykonaliśmy to wszystko na koszt gminy, żeby pomóc panu Ligendzie i nie doprowadzić do konfliktu między sąsiadami, bo droga nie jest nasza tylko powiatowa. Ale pana Ligendzy to nie zadowala – tłumaczy Piotr Górski.
Urzędnik uważa, że wyżej wymienione działania gminy spowodują, iż w tym roku nie będzie problemu zalewania gospodarstwa Joachima Ligendzy.
- Pan Ligendza wyprofilował sobie łąkę, zrobił spady, a my zrobiliśmy studzienkę i położyliśmy odprowadzenie, więc moim zdaniem woda nie będzie się zbierała w jeziora, tylko powolnie spływała – dodaje Piotr Górski.
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?