Przed meczem więcej przemawiało za mistrzem Norwegii i ekipa z Bodo potwierdziła na stadionie przy ul. Słonecznej w Białymstoku, że jest bardzo wymagającym rywalem, a Jaga z tej klasy drużyną jeszcze w tym sezonie nie mierzyła się.
Czytaj też: Jagiellonia - FC Bodo/Glimt 0:1. Marzenia o Lidze Mistrzów oddaliły się po golu samobójczym
- Od początku było widać, że Bodo jest jakościowym zespołem. Nie wiem, czy kiedykolwiek zagraliśmy w tak intensywnym meczu, jak ten. Ja nie miałem jeszcze okazji - przyznaje w klubowych mediach Jagi Dominik Marczuk.
Norwegowie zabrali Jadze piłkę
Ekipa ze Skandynawii grała agresywnie, błyskawicznie doskakiwała do białostoczan, odbierała im piłkę i szukała swoich szans bramkowych. Za to gdy sama miała futbolówkę, to potrafiła się przy niej utrzymywać bardzo długo. Najlepiej świadczy o tym statystyka posiadania piłki: 37 do 63 procent. Inne liczby też pokazują przewagę Norwegów:
- sytuacje bramkowe - 8:14
- rzuty rożne - 3:6
- ataki - 120:171
- niebezpieczne ataki - 69:93
To najlepiej świadczy o tym, jak ciężko było Żółto-Czerwonym, bo nikt z ich dotychczasowych rywali nie grał tak twardo i agresywnie, a zarazem tak dokładnie.
- Bodo dobrze utrzymywała się przy piłce, przez niektóre fragmenty meczu kontrolowało przebieg spotkania. Częścią piłki nożnej jest jednak to, że czasem musisz skupić się na obronie - zauważa czeski obrońca mistrzów Polski Michal Sacek.
Jagiellonia - FC Bodo/Glimt 0:1. Końcówka pierwszej połowy to powód do optymizmu
Oczywiście, mecz przy Słonecznej nie był też jedną wielką dominacją gości. Stosowanie agresywnego, wysokiego pressingu w pewnym momencie "przytkało" ekipę z Norwegii i 15-20 ostatnich minut przed przerwą była ona w opałach. Jagiellonia wyprowadziła sporo ciekawych ataków, którym jednak zabrakło wykończenia. Jest to jednak powód do optymizmu.
Szkoda, że Jaga straciła gola w okresie wyrównanej gry na początku drugiej odsłony, bo niewiele na to wskazywało. Drużyna z Norwegii wzorowo wykorzystała jednak prostą stratę rywali i brak zorganizowania się po niej w defensywie. Można się zastanawiać, czy futbolówka wpadłaby do siatki, gdyby nie feralny wślizg Adriana Diegueza, ale wyniku już przecież to i tak nie zmieni.
Gorzej, że gospodarze mieli ponad pół godziny na to, by doprowadzić przynajmniej do wyrównania i nie potrafili stworzyć poważniejszego zagrożenia pod bramką przyjezdnych. Kto wie, czy nie dało o sobie znać rozegranie szóstego spotkania w ciągu 20 dni.
Michal Sacek: Jest jeszcze rewanż
W każdym razie piłkarski raj, jakim jest faza ligowa rozgrywek Ligi Mistrzów, oddalił się od Jagiellonii. Nie oznacza to jednak, że już został bezpowrotnie utracony. Przed Żółto-Czerwonymi jeszcze wyprawa za koło podbiegunowe do Bodo i chociaż ich szanse stopniały, to jednak wciąż istnieją.
- Przeciwnicy pokazali swoją jakość, ale czeka nas jeszcze rewanż, to dopiero połowa rywalizacji. Do Norwegii polecimy po zwycięstwo i awans - deklaruje Sacek.
Rewanżowa potyczka zostanie rozegrana w Bodo 13 sierpnia (wtorek), o godz. 19.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?