Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Włodzimierz Wysocki - 32. rocznica śmierci

Włodzimierz Jarmolik
Włodzimierz Wysocki miałby teraz 73 lata. Chociaż od jego śmierci mijają właśnie 32 lata, przy grobie poety wciąż spotykają się ludzie, dla których jego twórczość ważna jest do dzisiaj.
Włodzimierz Wysocki miałby teraz 73 lata. Chociaż od jego śmierci mijają właśnie 32 lata, przy grobie poety wciąż spotykają się ludzie, dla których jego twórczość ważna jest do dzisiaj. Archiwum
Włodzimierz Wysocki żył krótko - ale intensywnie. Kochała go cała Rosja. Nienawidziła władza radziecka.

Włodzimierz Wysocki, znany dobrze w Polsce rosyjski poeta, pieśniarz i aktor, przeżył wszystkiego 42 lata. Zmarł w Moskwie, w nocy z 24 na 25 lipca 1980 roku. Żył szybko i zachłannie. Cieszył się ogromną popularnością w całym byłym Związku Radzieckim, a także poza jego granicami. Przy okazji kolejnej rocznicy śmierci artysty, warto przypomnieć chociaż jeden rok z jego barwnego życiorysu. Choćby ten, w którym napisał i wykonał po raz pierwszy swoją słynną balladę "Polowanie na wilki".

Rok 1968 zaczął się tradycyjnie. 25 stycznia, w trzydzieste urodziny barda, teatr na Tagance świętował. Cała teatralna trupa i przybyli goście ochoczo wznosili kieliszki za zdrowie jubilata. On sam też nie próżnował. Urodziny przeciągnęły się na kilka dni i przenosiły się w różne miejsca Moskwy. Po powrocie do teatru Wysocki zagrał spektakl i zniknął. Zdarzało mu się to zresztą nie po raz pierwszy.

Kłopoty

Od dawna sposobem Wysockiego na odreagowanie trudnych chwil był "zapoj" - picie na umów. Zawsze znajdował odpowiednie towarzystwo. Kończyło się to zwykle w szpitalu pod kroplówką. Tak było i tym razem. Dopiero w połowie lutego jego forma się poprawiła. Ze szpitalnego łóżka wożono go na przedstawienia.

W marcu już był na chodzie. Ale, bez poinformowania dyrektora Lubimowa, Wysocki zostawił teatr i wyjechał daleko na Syberię - z koncertami swoich pieśni. Po powrocie na Tagankę otrzymał wymówienie z pracy.

Więc znowu zaczęło się picie, wędrówki po restauracjach i cudzych mieszkaniach, w końcu znowu szpital. W kwietniu Wysockiego wypisano ze szpitala do domu. Aktor przyszedł do teatru, przeprosił Lubimowa - a ten, lubiąc jego ochrypły głos i gitarę, znów mu wybaczył.

Nagonka

Wiosną 1968 roku władze radzieckie, a głównie złowieszcze KGB, pod wrażeniem wydarzeń mających miejsce w Czechosłowacji, zaczęły baczniej przyglądać się rodzimym dysydentom, zbyt samodzielnie myślącym artystom, studiującej młodzieży. Na celowniku znaleźli się również twórcy piosenki autorskiej, tacy jak Aleksander Galicz, Jurij Wizbor czy Włodzimierz Wysocki. W nagonce przeciwko nim szczególną rolę odegrała prasa, inspirowana przez partyjnych bonzów od kultury.

W czerwcu 1968 roku pojawił się na łamach "Sowietskoj Rossii" tekst pt. "O czym śpiewa Wysocki". Zarzuty były pryncypialne. Wysocki w swoich utworach miał obrażać pracowitych i praworządnych ludzi radzieckich, a wychwalać różnych złodziejaszków, pijaczków i łagierników. Wkrótce ukazały się utrzymane w tym samym tonie publikacje w prasie centralnej i regionalnej.
Wysocki próbował protestować. Napisał nawet w tej sprawie list do Komitetu Centralnego. Odpowiedzialny towarzysz wyjaśnił mu, jak powinien być przedstawiany w sztuce człowiek radziecki.

Polowanie na wilki

W lipcu i sierpniu Włodzimierz Wysocki zajęty był pracą na planie filmu "Gospodarz tajgi" Włodzimierza Nazarowa. Do ostatniej chwili nie wiedział, czy dostanie w nim rolę. Dostał.

Ekipa filmowa mieszkała na wsi na Syberii Wysocki dzielił kwaterę ze swoim przyjacielem z Teatru na Tagance, Walerijem Zołotuchinem. Przedsiębiorczy Walerka potrafił to wykorzystać. Pokazywał ukradkiem przez okno pracującego nad tekstem roli "tego" Wysockiego miejscowym wielbicielom jego piosenek. W zamian dostawał miejscowe specjały: jabłka, śmietanę, pyszne bliny.
Wysockiemu nie układała się współpraca z reżyserem. Chodził wściekły. Mówił: - Wszystko nie tak, przepadło lato i dobry nastrój.

Czy rzeczywiście przepadło? To przecież tam, w dalekiej tajdze, mając w pamięci niedawną nagonkę prasową na jego osobę i twórczość, stworzył Wysocki swoją najsłynniejszą, żarliwa i sugestywną balladę "Polowanie na wilki". Jej pierwszym słuchaczem był, oczywiście, Zołotuchin. Już później, kiedy pieśń ta krążyła po całym Związku Radzieckim na taśmach magnetofonowych, znany poeta Jewgienij Jewtuszenko przysłał Wysockiemu do Moskwy telegram: Słuchaliśmy Twojej piosenki dwadzieścia razy pod rząd, padam przed Tobą na kolana.

Od momentu powstania "Polowania na wilki" zmieniła się zdecydowanie tematyka utworów Wysockiego. Odeszły na bok piosenki "błatnyje", pojawiły się dobitne i celne ballady, niekiedy metaforyczne i bajkowe, o prawdziwym obliczu radzieckiej rzeczywistości.

Znowu kłopoty

Jesienią 1968 roku z Paryża do Moskwy przyleciała znana aktorka francuska Marina Vlady, od niedawna wielka miłość Wysockiego. Ponieważ jego druga żona, Ludmiła odeszła z synami, Wołodia i Marina nie musieli już ukrywać swojego związku. Kochali się i to było dla nich najważniejsze. Nie doskwierała im nawet tułaczka po wypożyczanych "na chwilkę" mieszkaniach moskiewskich przyjaciół.

W końcu zadomowili się pod dachem mamy Wołodii - Niny Maksimowej. Wysocki bardzo dużo tu pracował. W dzień próby w teatrze, koncerty, wieczorem spektakle, a w nocy pisanie i komponowanie nowych piosenek. Musiało to w końcu podłamać siły i nerwy poety. Zwłaszcza że Lubimow zarzucał mu brak zaangażowania w role teatralne, a "Sowietskaja Rossija" zjadliwie komentowała jego twórczość. Nic dziwnego, że autor "Polowania na wilki" sięgnął jak zwykle po wypróbowany ratunek - "zapoj".
Tym razem wielodniowym libacjom przyglądała się zdumiona Marina. Ktoś dzwonił, jechała pod wskazany adres i zabierała stamtąd prawie nieprzytomnego męża. Kiedy była taka potrzeba, pojawiali się też profesjonalni sanitariusze.

Na początku grudnia Wysocki znowu trafił do moskiewskiej kliniki im. Sklifasowskiego. Był w bardzo złym stanie. Lekarze kiwali głowami i dawali mu - przy takim trybie życia - jeszcze jakieś trzy lata, nie więcej"!

Znowu jednak pomocną dłoń wyciągnęli dyrektor Lubimow i przyjaciele z Taganki. W połowie grudnia Wysocki powrócił do zespołu. To była dla niego pierwsza radość. Drugą zafundował sobie sam. Pod koniec grudnia dał kilka koncertów w moskiewskim kinie "Arktyka". Śpiewał jak za dawnych, dobrych czasów. Stare piosenki przeplatał nowymi, pisanymi nawet na szpitalnym łóżku. Pojawiła się wówczas świeżutka "Moskwa-Odessa", która wkrótce podbiła serca słuchaczy w całym ZSRR.

I zaczął się rok 1969. Włodzimierz Wysocki 25 stycznia popijawą w Teatrze na Tagance jak zwykle rozpoczął obchody swoich kolejnych, trzydziestych pierwszych urodzin. Miał przed sobą jeszcze jedenaście lat życia.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny