Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Włodek Pawlik Trio - Pawlik/Moniuszko: Polish Jazz

Jerzy Doroszkiewicz
Jerzy Doroszkiewicz
Włodek Pawlik Trio - Pawlik/Moniuszko: Polish Jazz
Włodek Pawlik Trio - Pawlik/Moniuszko: Polish Jazz
Włodek Pawlik, polski laureat Grammy, wziął do ręki „Śpiewnik domowy” Stanisława Moniuszki, usiadł przy fortepianie i zagrał. Towarzyszyli mu Paweł Pańta na kontrabasie i Adam Zagórski na bębnach.

Formuła jazzowego tria idealnie pozwala wyeksponować urokliwość i przebojowość melodii twórcy opery narodowej. Włodek Pawlik układając repertuar na krążek „Pawlik/Moniuszko: Polish Jazz” nie certolił się – sięgnął po najbardziej znane pieśni i miał rację. Bo już pierwszy utwór to absolutny killer.

Słuchacze Radia Białystok, tego z lat 50 i 60. XX wieku dobre pamiętają motyw „Prząśniczki” który był sygnałem regionalnej stacji na falach średnich. Mam wrażenie, że jazzu wówczas nie było za wiele, pojawił się na białostockiej antenie dopiero w latach 70. Za to w brawurowej interpretacji Pawlika, słychać go od pierwszego uderzenia w klawisze. Ta „Prząśniczka” nie tylko swinguje, ona wręcz zatraca się w latynoskiej fieście. Pawlik wirtuozerskimi pasażami prezentuje się jako znakomity pianista improwizujący, Adam Zagórski rewelacyjnie swinguje, a jednocześnie słychać, że przed wejściem do studia S4 Polskiego Radia ten materiał został starannie zaaranżowany. Solówka Pawła Pańty, także w oszałamiającym tempie daje tylko chwilę oddechu, bo… Zagórski też popisze się kilkoma taktami perkusyjnego szaleństwa. A wszystko zamknięte w singlowym czasie trzech minut i tuzina sekund. W innych czasach, kiedy muzyka znaczyła o wiele więcej niż dziś, nie zdziwiłbym się, gdyby nie do końca legalna prywatna inicjatywa, wypuściła pocztówki dźwiękowe z tym utworem. A tak – trzeba liczyć na łaskawość stacji radiowych i fanów Pawlika, którzy tę porywającą, a jednocześnie zrozumiałą chyba dla każdego słuchacza muzyki nieco bardziej wysublimowanej niż disco polo, zechcą odtwarzać w domowym zaciszu.

I jak na faceta, który ma nosa do Grammy przystało, trio idzie za ciosem. Wielbiciele „Halki” pewnie rozpoznają melodię arii „Szumią jodły na gór szczycie”, ale jestem przekonany, że rozsiani po świecie fani Krzysztofa Komedy mogliby uznać tę interpretację, za jakąś zaginioną balladę kompozytora „Kołysanki Rosemary” odkrytą przez Pawlika. Myślę, że i wielbiciele nagrał tra Marcina Wasilewskiego dla ECM-u nie byliby zawiedzeni. A jednocześnie w tych improwizacjach słychać słowiańskie melodie, niekoniecznie oddające wiernie arię Jontka. Bo to jest prawdziwy jazz – europejski, światowy, a jednocześnie bardzo „Polish”.

Ileż niepokoju włożył do staroświecko brzmiącej arii Skołuby „Ten zegar stary” w swojej interpretacji Włodek Pawlik. A co ciekawe, ten teatralny klimat, zmienia się w porywającej improwizacje, by powrócić w finale.

Cudowna ballada przypominająca walca to ni mniej ni więcej tylko pieśń „Znasz-li ten kraj”. Właściwie w takich momentach krążka „Pawlik/Moniuszko: Polish Jazz” nasuwa się tylko jedno pytanie: która z wokalistek jazzowych odważyłaby się zaśpiewać z triem Pawlika? I nie jest ono wyrazem jakiejś rozdmuchanej dumy narodowej – po prostu to jest „Polish jazz”.

A teraz trzeba sobie wyobrazić wschód słońca, gdzieś nad kresowymi polami, błękitne niebo, położyć się w pachnącej rosą trawie i dać się ponieść melodii „Gdyby rannym słonkiem”. Bo znów przypomina ona bossa novę, tyle że nie pachnie oceaniczną bryzą, a zapachem ziół. I znów Paweł Pańta czaruje kontrabasową wycieczką w krainę improwizacji, z której całe trio wraca do kresowego dworku. Gdyby nie II wojna światowa, czy dziś jakiś młody panicz nie grałby tak przy otwartym oknie, kusząc przechodzące dziewczęta?

I znów słowiańskość wybucha z linii melodycznej „Pieśni wieczornej”, tyle że nie ma w niej cepeliowskiej rzewności, jest uniwersalny język swingu, który podkręca Włodka Pawlika do zagęszczania improwizowanych partii. I znów podkreślam – dialog, jaki nawiązuje ze słuchaczami nie wymaga znajomości obcych języków ani kanonu jazzu – jest uniwersalny i… wzruszający.

Pawlik nie byłby sobą, gdyby nie puścił do słuchaczy muzycznego oka. Wszak pieśń wieśniaczą znad Niemna „Kum i kuma” usiłowali interpretować członkowie grupy skifflowej No To Co. Chyba nigdy nie przypuszczali, że spod palców Pawlika ta moniuszkowska humoreska zabrzmi jak poważny jazzowy standard, w dodatku z niemal jazz rockowymi improwizacjami. To się nazywa fantazja.

Pieśń „Matko, już nie ma Cię!” wieńczyła nagraną przez Jolantę Pszczółkowską-Pawlik wraz z Elwirą Janasik płytę z pieśniami Moniuszki wydaną w 2014 roku. Nic zatem dziwnego, że małżeński team i w sprawie repertuaru jest nadzwyczaj zgodny, a wzruszająca melodia, zyskała na melancholii, kiedy znów rolę improwizatora przejmuje kontrabasista. Ale nie wątpliwości – nastrój to dzieło zespołowe.

Krążek kończy przepięknie zinterpretowany „Motyw z kurantem”. Tak, by nikt na świecie kończąc słuchanie krążka, nie miał wątpliwości, że to polski temat i bardo polskie nuty.

Włodek Pawlik jako pierwszy jazzman w świecie nagrał płytę wyłącznie z pieśniami Stanisława Moniuszki. W muzyce jego tria jazz, obywatel świata podaje rękę spętanemu przez zaborców Polakowi, który w niewoli potrafił komponować melodie, jakie poruszyłyby i mieszkańców Harlemu i bywalców Broadwayu. W XIX wieku nie mieli na to szansy, w XXI – mają. Nawet jeśli ten głos z przeszłości nie dotrze za Atlantyk, nad Wisłą powinien stać się przebojem.

Zobacz też: Włodek Pawlik Kantata Myśląc Ojczyzna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny