Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Właściciele domów weselnych walczą z miastem

Tomasz Mikulicz
Do tej pory zapełnialiśmy dwa kontenery po 1000 litrów. A teraz każecie mi zapełnić cztery kontenery po 10 tysięcy litrów - mówiła właścicielka hotelu i sal bankietowych Santana Izabela Skłodowska (z mikrofonem).
Do tej pory zapełnialiśmy dwa kontenery po 1000 litrów. A teraz każecie mi zapełnić cztery kontenery po 10 tysięcy litrów - mówiła właścicielka hotelu i sal bankietowych Santana Izabela Skłodowska (z mikrofonem). Andrzej Zgiet
To pokłosie kontroli przeprowadzonej przez spółkę Lech. Przedsiębiorcy muszą płacić po kilkadziesiąt tysięcy złotych. Radni wysyłają wniosek do prezydenta i kierują sprawę do rzecznika dyscypliny finansów publicznych

Nie chcemy nastawać na przedsiębiorców - dwa razy powtórzył wiceprezydent Robert Jóźwiak na środowym posiedzeniu komisji zagospodarowania przestrzennego.

Przedsiębiorcy jednak czują, że miasto nie jest im przychylne. - I to jeszcze jak - mówili nam w kuluarach.

A poszło o to, że - gospodarująca białostockimi odpadami - spółka Lech skontrolowała domy weselne. Okazało się, że część z nich od trzech lat płaci zbyt niskie stawki. Jak pisaliśmy już w poniedziałek, właściciele utrzymują, że zostali wprowadzeni w błąd przez urzędników, którzy mieli wręcz sugerować, by przedsiębiorcy podpisywali umowy bezpośrednio z firmami komercyjnymi.

- Nie mogło dojść do takiej sytuacji. Pracownicy instruowali, że wszystkie odpady muszą być odbierane przez gminę - mówiła podczas komisji Aneta Dorosz z Lecha.

- Dlaczego pani kłamie? - rzuciła wzburzona właściciela Santany Izabela Skłodowska.

Spółka Lech jeszcze przed posiedzeniem tłumaczyła się, że gdy gmina nie wywiązuje się z obowiązku odbierania odpadów, przedsiębiorcy mają prawo przekazać śmieci na koszt gminy firmie trudniącej się zagospodarowaniem odpadów w ramach tzw. „interwencyjnych odbiorów”. Te ostatnie mogły mieć miejsce, ale w lipcu 2013 roku, kiedy był ogromny problem z odbiorem śmieci. Gdy ferment się skończył, przedsiębiorcy powinni podpisać umowę z Lechem i wyliczyć liczbę potrzebnych pojemników zgodnie z przyjętym przez radnych regulaminem utrzymania czystości.

- Nikt nas o tym nie poinformował - zarzekała się Izabela Skłodowska.

A radny PiS Marek Chojnowski pytał, dlaczego dopiero po trzech latach Lech poszedł na kontrole.

Aneta Dorosz tłumaczyła, że kontrole trwają non stop i akurat teraz przyszedł czas na branżę gastronomiczną. Podkreślała też, że zdecydowana większość firm poprawnie złożyła deklaracje.

To tylko rozjuszyło Izabelę Skłodowską. - 90 procent właścicieli sal bankietowych przyszło na tę komisję. Trudno porównać nas do baru, gdzie jest 20 krzeseł, z których dziennie skorzysta 100 osób i więcej. W Santanie jest 800 miejsc konsumpcyjnych. Według was codziennie mamy wesela? - denerwowała się.

Bo stawka za śmieci uzależniona jest od liczby krzesełek pomnożonej przez 15 litrów kontenera tygodniowo.

- Powiem, jak wyglądała wasza kontrola. Przychodzicie i liczycie krzesła - nawet te połamane i leżące w magazynie. W hotelu liczycie poduszki. Na łóżku jednoosobowym jak leżą dwie poduszki, to dla państwa znaczy, że łóżko jest na dwie osoby - grzmiała Skłodowska.

Właściciele domów weselnych aż do czasu kontroli byli przekonani, że stawki zależą od liczby pracowników. - Najpierw naliczyli mi za trzy lata 42 tys. zł z odsetkami, a teraz przywieźli pięć kontenerów po 7 tys. litrów każdy. Policzyłam, że to tylko o dwa mniej niż ma galeriowiec w narożniku ul. Boh. Monte Cassino i Wyszyńskiego, czyli jeden z największych bloków w mieście. Oczywiście wszystkie moje kontenery stoją puste - mówiła w kuluarach Joanna Siemieńczuk, właścicielka Domu Weselnego Gracja.

Nieco mniej, bo 32 tys. zł plus odsetki, ma do zapłaty Anna Narel , właścicielka Hotelu Podlasie. - Chcemy, by miasto umorzyło te opłaty. Przez trzy lata nie woziliśmy przecież śmieci do lasu, tylko odbierały je od nas firmy śmieciowe - podkreślała.

Zapytaliśmy ją, czy przypadkiem między właścicielami domów weselnych nie doszło do zmowy na zasadzie: omińmy wyższe opłaty uiszczane miastu, zawierając umowy bezpośrednio z firmami komercyjnymi?

- Myśmy pierwszy raz spotkali się w tym gronie. Na co dzień jesteśmy przecież konkurencją - mówiła.

Pytamy więc, czy nie ma pretensji do firmy śmieciowej, która powinna chyba doskonale znać regulamin utrzymania czystości i poinformować, że to nie z nią należy podpisywać umowy? - Pretensji nie mamy. Firmy śmieciowe chcą zarobić - podkreślała Anna Narel.

Radni z komisji zagospodarowania przestrzennego jednomyślnie przegłosowali wniosek do prezydenta miasta. Chcą, by zwolnił przedsiębiorców z naliczonych opłat. Sprawa trafi też do rzecznika dyscypliny finansów publicznych. - Niech oceni to niezależny organ - powiedział przewodniczący komisji Konrad Zieleniecki z PiS.

Radni chcą też zastanowić się nad zmianą regulaminu utrzymania czystości, tak by opłaty za śmieci w przypadku sal bankietowych były urealnione. Wiceprezydent Jóźwiak zadeklarował, że jest otwarty na rozmowy, jak rozwiązać problem.

Jedna skórka od banana, dwa rodzaje odpadu. W sprawie jest jeszcze jeden ciekawy wątek. Otóż przedsiębiorcy mają prawo podpisywać umowy bezpośrednio z firmami śmieciowymi na odbiór tzw. odpadów poprodukcyjnych. Jak sama nazwa wskazuje, powstają one po jakiejś produkcji. Jeśli więc użyjemy banana do zrobienia sałatki owocowej, to skórka jest odpadem poprodukcyjnym. Jeśli ten sam banan położymy na stole, a klient go obłupi i skórkę wyrzuci, to skórka jest już odpadem komunalnym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny