W piątkowy wieczór (8 maja) rodzice niektórych uczniów uczęszczających do Szkoły Podstawowej nr 43 w Białymstoku otrzymali od dyrektora maila z informacją, że ich klasy przestaną istnieć. Jak przeczytali w wiadomości, decyzją prezydenta miasta od roku szkolnego 2020/2021, klasy o liczebności mniejszej niż 25 osób, należy połączyć, redukując liczbę oddziałów.
To był piątek, więc nietrudno sobie wyobrazić, jak czuliśmy się przez cały weekend. Po tej wiadomości pan dyrektor się nie odzywał. Nie odpisywał na nasze wiadomości. Kontakt z nim pojawił się dopiero po interwencji wiceprezydenta Rudnickiego. Ta lakoniczna informacja od dyrektora bardzo nas zabolała. Nie byliśmy włączeni w proces decyzyjny. A przecież to nas dotyczy - mówi Agnieszka Chołopiak.
Klasa jej syna liczy 20 uczniów i to ona, jako jedna z trzech w SP nr 43, padła ofiarą redukcji.
- Matematyka pokazała panu dyrektorowi, że sytuacja jest jednoznaczna i klasa 6E podlega pod ten przepis, więc zostanie rozdzielona na pozostałe. Moje dziecko jest w niej dopiero od początku tego roku szkolnego. Poprosiłam o przeniesienie, ponieważ w innej przez ostatnie pięć lat było ofiarą hejtu. W poprzedniej klasie wychowawczyni proponowała jedynie skorzystanie z poradni psychologiczno-pedagogicznej. Jednak gdy przeszedł do tej, okazało się, że to nie w nim jest problem. Wszystko zmieniło się o 180 stopni. Tu został zaakceptowany przez wychowawcę i uczniów. Ma przyjaciół. Pani wychowawczyni tak ją prowadzi, że nie ma żadnych konfliktów. Ponadto klasa jest druga w rankingu klas szóstych i ma dobre wyniki z zachowania. Niełatwo jest więc pogodzić się z tą decyzją - opowiada pani Agnieszka.
Dyrektor SP nr 43 sytuację przedstawia z drugiej strony. Jak przyznaje, musi wykonać wytyczne prezydenta i stara się robić to jak najlepiej.
- Musieliśmy przyjąć jakieś kryteria. I myślę że wybraliśmy najbardziej obiektywne, czyli najmniej liczne klasy. Staramy się jak najlepiej pomóc dzieciom i rodzicom odnaleźć się w nowej sytuacji. Nikt nie lubi zmian, ani dorośli ani dzieci. Boimy się ich. Rozumiem więc i podzielam ten ból - mówi Andrzej Danieluk.
Zaznacza też, że cała sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby nie panująca w naszym kraju epidemia. Obecne obostrzenia nie pozwalają mu bowiem na organizowanie zebrań z rodzicami. Podkreśla, że cała sprawa nie jest zamknięta i czeka na opinie i sugestie z ich strony. Z niektórymi z nich spotkał się i omawiał sytuację w środowe popołudnie.
- Pan dyrektor niestety mija się z prawdą. Rodziców dzieci, których klasy zostaną rozwiązane, zostały wysłane dopiero po tym, jak pojawiły się przecieki i kiedy zaczęły się pytania. A nas, rodziców uczniów, których klasy powiększą się np.. o 30 proc., szkoła w ogóle nie informowała o swoich poczynaniach. Dowiadujemy się wszystkiego z plotek. Najbardziej przykre jest to, że szkoła miała bardzo dużo czasu na to, żeby o tym z nami porozmawiać. Dyrektor wiedział przecież o konieczności reorganizacji jeszcze przed pandemią – przyznaje mama jednej z uczennic SP nr 43.
O szczegółowe informacje na temat wspomnianego przez dyrektora wytycznych zapytaliśmy w urzędzie miasta. Okazuje się, że w roku szkolnym 2020/2021 w 20 szkołach podstawowych w Białymstoku rozwiązane zostaną w sumie 34 oddziały, w tym na poziomie klasy: II – 1 oddz., IV – 12 oddz., VI – 13 oddz., VII – 5 oddz., VIII – 3 oddz.
-Najlepszym wyjściem z sytuacji rekomendowanym przez Miasto jest utrzymywanie właściwej komunikacji pomiędzy rodzicami uczniów, uczniami a dyrektorem szkoły. Sprawy, które istotnie wpływają na sytuację uczniów w szkole powinny być konsultowane z ich rodzicami, a także z samymi uczniami. Staramy się rozmawiać z dyrektorami o tych trudnych sytuacjach, przypominając przede wszystkim o dialogu - mówi Kamila Bogacewicz z UM Białystok.
Przewidywana wysokość rocznych oszczędności łączenia klas w szkołach podstawowych to 3,1 mln zł.
Publiczne przedszkola w regionie wciąż zamknięte. Działa już za to klika placówek prywatnych
O opinie na temat podzielania klas poprosiliśmy psychologa. Jak usłyszeliśmy, takie decyzje mogą znacząco odbić się na dzieciach.
- Myślę że okres pandemii nie jest odpowiedni na wprowadzanie takich zmian. Dzieci i tak są narażone na duży stres w związku z zamknięciem szkół. Te grupy społeczne, w których funkcjonowały do tej pory, rozpadły się. I może się okazać, że już do nich nie wrócą. Pomysł jest więc na pewno pomysł ryzykowny. Będzie dużo zamieszania, chaos i trudności w skupieniu. Zżyte ze sobą dzieci będą miały problemy z nawiązaniem nowych relacji - mówi Diana Homa. - W dzisiejszych czasach dzieci są bardzo rozproszone. Nauczycielowi bardzo ciężko jest pracować na dużej grupie dzieci. Nawet w mniejszej niełatwo jest sprawić, by ta praca była efektywna. Jeśli klasy będą coraz liczniejsze, to poziom nauki na pewno w jakimś stopniu się obniży - dodaje.
Przy VII LO w Białymstoku powstaje sala widowiskowo-teatraln...

Dom drzewa w Miliczu. Nadleśnictwo Milicz
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Dzieje się w Polsce i na świecie – czytaj na i.pl
- Dzicy lokatorzy sterroryzowali Barcelonę. Walczyło z nimi 300 policjantów!
- Gembicka chce listy firm importujących zboże z Ukrainy. "To musi być transparentne"
- Wiemy, jak wyglądała pomoc dla 14-latki z Andrychowa. Kto ją odnalazł i reanimował?
- Skandal w Brazylii! Żywa kobieta znaleziona w worku w kostnicy