Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Władysław Pasikowski - Pokłosie. Milczenie silniejsze niż płomienie

Jerzy Doroszkiewicz [email protected] tel. 85 7489532
Pasikowski zrezygnował z dosłowności płonącej stodoły. Ale nie pozbawił filmu wielkich, widowiskowych symboli.
Pasikowski zrezygnował z dosłowności płonącej stodoły. Ale nie pozbawił filmu wielkich, widowiskowych symboli. Apple Film Production/Marcin Makowski, dystr. Mono
Władysław Pasikowski doskonale zdawał sobie sprawę, że kręcąc "Pokłosie" wywoła niemal narodową histerię, ale także obudzi dyskusję. Ważne, by zanim zabierze się głos, film zobaczyć i inaczej spróbować spojrzeć na historię.

Polskie kino od kilku lat znów nie obawia się poruszać ważnych tematów. Co ciekawe, coraz odważniej penetruje społeczności wsi, małych miasteczek, stara się opisać mentalność ludzi, unikając łatwego oceniania. Paradoksalnie, w pewien sposób, wszystko zaczęło się od "Samych swoich", by wzbudzać uśmiech sagą "U Pana Boga" i wreszcie zajrzeć w oczy prawdziwym, niepolukrowanym społecznościom. Ba, tworzyć scenariusze oparte o prawdziwe wydarzenia i przy tym nie rezygnować z wielkiego kina.

Jeśli pierwszą mocną próbą wejrzenia we współczesne wiejskie klimaty był "Lincz" Krzysztofa Łukaszewicza, to "Pokłosie" swoją siłą i przede wszystkim nastrojem inne obrazy pozostawia w tyle. Bo Władysław Pasikowski chcąc zmierzyć się z historią Polski ostatniego stulecia sięga po pełnokrwiste środki wyrazu i buduje historię, która zwyczajnie trzyma w napięciu.

Poplątane losy Polaków

Zawiodą się dyżurni krytykanci, którzy liczyli na czarno-biały propagandowy film, w którym źli Polacy palą swoich sąsiadów z powodu ich odmiennej religii i obyczajowości. W tym filmie prawdziwi Żydzi, w jarmułkach i kiwający się podczas modlitwy za zmarłych pojawiają się jedynie w finale. Nieoczywistym jak cały obraz.

Wcześniej poznajemy losy polskich chłopów. Nieważne, czy mieszkali koło Jedwabnego, Wąsosza czy jak w filmie - niedaleko Łap. W czasach Gierka nie każdemu powodziło się tak samo, również istniały podziały na biedniejszych i bogatszych i zawsze istniała tęsknota za lepszym, łatwiejszym życiem.

Takie życie wybrał filmowy Franciszek Kalina - starszy brat zagrany wyraziście przez Ireneusza Czopa. Opuścił wioskę, pozostawił na gospodarce młodszego brata, starych rodziców i wyjechał za chlebem nie do Irlandii, a Ameryki - jak tysiące Podlasian. Przecież przed stanem wojennym już mawiano "ile miesięcy, tyle tysięcy" o zarobkach i oszczędnościach Polaków mieszkających w Ameryce. A że Franciszek Kalina przebywał i pracował w USA nie do końca legalnie, nie przyjechał na pogrzeby rodziców. Ale wreszcie sumienie go ruszyło. Kiedy to wieś spadła na niego w Chicago w postaci żony i dzieci młodszego brata, wreszcie postanawia sprawdzić, co dzieje się z jego najbliższą rodziną i przylatuje do Polski. Tu będzie musiał zmierzyć się z opinią sąsiadów, zrozumieć nieracjonalne z punktu widzenia wiejskiej społeczności zachowanie brata, wreszcie zmienić swój punkt widzenia i stanąć oko w oko z najbardziej mrocznymi tajemnicami rodzinnymi.

Podlaskie jak żywe

Nad "Pokłosiem" pracowali najlepsi polscy fachowcy. Przede wszystkim uderzająco prawdziwa jest scenografia, którą wykreowano pod kontrolą Allana Starskiego. To nie tylko waląca się chałupa, sypiące się zabudowania, porwany sweter i brudne paznokcie Macieja Stuhra, ale wręcz klimat regionu. Budki zastępujące przystanki, drogi ledwo przykryte asfaltem, spękane jak wyschnięte afrykańskie jeziora, sklepik z mydłem i powidłem i dyżurujący przed sklepem pijaczkowie - w gumofilcach i ubraniach moro. Nawet znajdzie się miejsce na nabazgrany napis "Jagiellonia pany". I gdzieś czająca się podejrzliwość, strach przed obcym, ale i poczucie więzi. Więzi, która w istocie jest wspólną, skrzętnie skrywaną okrutną tajemnicą.

Film działa jak thriller

Wybierając się na "Pokłosie" trudno odsunąć od siebie wszystkie opinie i narosłe wraz z nimi oczekiwania. Zwłaszcza w naszym regionie, gdzie od kilkunastu lat mierzymy się z ujawnieniem światu mordu w Jedwabnem, pogromu w Wąsoszu, podświadomie czując, że to nie koniec skrywanych przez lata historii. Może dlatego od pierwszych scen filmu tak łatwo poddać się skutecznie budowanemu przez Pasikowskiego napięciu. Zanim dojdzie do pierwszego spotkania braci, Ireneusz Czop zdąży wejść do obcego, pulsującego ukrytym życiem lasu, zaliczyć pierwsze rany i stracić dobytek. Wszystko to dzieje się na jego własne życzenie, bo od początku towarzyszy mu nieuchwytne poczucie, że ktoś go obserwuje. I tak będzie aż do koca filmu. Banalne z pozoru sytuacje, są tak pięknie sfilmowane przez Pawła Edelmana, że działają lepiej niż setki amerykańskich horrorów.

Niesamowite wrażenie robi zamysł scenarzysty w połączeniu ze zdjęciami i montażem, kiedy starszy brat odkrywa, że jego rodzina od II wojny światowej gospodaruje na nie swojej ziemi, a w tym czasie młodszy, który wiedziony niezrozumiałą, na poziomie antycznej tragedii niepokonywalną mocą, z czułością odczytuje napisy na macewach wydobytych z obmurówki kościelnej studni. Wtedy już podświadomie czujemy, że lada moment na to pokolenie Kalinów spadnie apokalipsa, ale do końca nie wierzymy, że finał będzie wspomnieniem największego wydarzenia chrześcijańskiego świata.

Gdzie był Kościół

Zanim dojdzie do sceny, przy której zatłuczenie wiejskiego bandyty w "Linczu" wyda się kaszką z mlekiem, warto przyjrzeć się roli Kościoła. Pasikowski dyskretnie korzysta z klisz, kiedy wzburzony tłum, widząc demontaż macew z kościelnego placu przypomina o tym, że "Żydzi zabili Jezusa". Wtedy w obronie staje ustępujący proboszcz (w tej roli świetny Jerzy Radziwiłowicz). Ale i on czuje, że nadeszło nowe, a Andrzej Mastalerz, który ma go zastąpić w tej roli wręcz sugeruje w scenariuszu, że nasłał zbirów, by ciężko pobili młodszego z Kalinów.

Filmuje fatum

Wielkie filmy i wielkie scenariusze mają to do siebie, że od czasów antycznej tragedii pokazują nieuchronność losów. Czyż taki właśnie los zgotował braciom ich ojciec? Młodszy z nich, pozostał na gospodarce, ożenił się, spłodził potomstwo, ale nagle zaczyna coś go gnać, by ratować stare macewy. Hitlerowcy w ich wsi, podobnie jak setkach i tysiącach innych miejsc wybrukowali nimi drogę. Wiedziony chrześcijańskim impulsem czczenia cmentarzy zaczyna je zbierać, gromadzić, uczy się hebrajskiego, wreszcie zaczyna wykupywać od innych. Ogarnięty niewytłumaczalną - do czasu - obsesją poświęca dobro i spokój własnej rodziny, by chronić przeszłość. Starszy brat jest bardziej sceptyczny, Pracował w USA przy azbeście i uważa, że Żydzi na Polakach zbijają kapitał. Ale kiedy zobaczy, że jego młodszy brat cierpi z powodu swoje pasji, z czystej przekory zacznie mu pomagać chronić żydowskie dziedzictwo, dochodzić prawdy, która doprowadzi najpierw do fantastycznej sceny o zagrabieniu majątków, by wreszcie zakończyć film kulminacją w postaci odkrycia w błocie, w ruinach rodzinnego domu zbiorowej mogiły pomordowanych Żydów. To scena, która przejdzie do historii polskiego kina. A unurzani dosłownie i w przenośni w błocie bohaterowie znów zmienią front. Teraz młodszy będzie chciał milczeć, a starszy przyznać się do zbrodni i przerwać zmowę milczenia. Nie wiedzieli skazani na fatum Kalinowie, do czego doprowadzi ich chęć odkrycia prawdy i jak tragiczną niespodziankę w zamian za to odkrycie zgotuje im los i wiejska społeczność.

Zmowy milczenia trwają

"Pokłosie" to nie tylko film o pogromach Żydów i zbiorowej odpowiedzialności. To szerokie spojrzenie na polską mentalność i zmowy, dzięki którym choćby Beata Z. mogła przez lata mordować swoje dzieci w Hipolitowie. Mocne wielkie kino i po prostu świetny film.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny