Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wizna 1939. Kapitan Raginis: Ja tu zginę. Góra Strękowa jak polskie Termopile.

Alicja Zielińska
Niemcy w Wiźnie
Niemcy w Wiźnie
Panie kapitanie, wszyscy możemy zginąć, toż to wojna - odpowiedziała mu moja mama. On pokręcił głową: Nie, ja tu zostanę na zawsze. I aż oczy zatarł, bo łzy mu się zakręciły. Byłam w kuchni. Serce mi się ścisnęło z żalu.

Pasek

Pasek

W niedzielę, 6 września, w Wiźnie odbędą się wojewódzkie obchody 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej. W Górze Strękowej zostanie odtworzona bitwa o Wiznę. Wystąpi też z koncertem szwedzka grupa Sabaton, która nagrała piosenkę o obrońcach Wizny.

We wrześniu 1939 roku Kazimiera Puchowicz miała 17 lat. W domu jej rodziców, Stefana i Marianny Szumowskich w Górze Strękowej koło Wizny, kwaterował kapitan Władysław Raginis. W tych okolicach rozegrała się jedna z ważniejszych bitew II wojny światowej na Podlasiu. Przez blisko trzy dni, od 7 do 10 września 1939 roku, polscy żołnierze pod dowództwem kapitana Władysława Raginisa przeciwstawiali się wielokrotnie liczniejszym oddziałom niemieckim. Obrona Wizny jest nazywana polskimi Termopilami. Taki przekaz historyczny funkcjonuje od 70 lat.

Tu mieszkał Raginis

- Kapitan Raginis jakieś dwa tygodnie u nas kwaterował - wspomina Kazimiera Puchowicz. - Bo nasz dom był nowy, drewniany, świeżo postawiony, najlepszy we wsi. Mieliśmy dwa duże pokoje, to jeden rodzice oddali kapitanowi. Nie jadł u nas, żołnierze mieli swoją stołówkę. Tylko mleko pił, chwalił, że dobre.

Jak te schrony tu budowali, to niczym w Warszawie wyglądało. Ludzi było moc. I więźniowie pracowali, i maturzyści, i junaki, żeby tylko szybciej postawić. Nawet światło zaprowadzili, bo beton ciągano na górę. Na odbiór przyjechał sam Rydz-Śmigły z całą świtą. Pięcioma taksówkami!

Kapitan Raginis, wychodząc od nas do tego schronu, powiedział: Zginę. A mama mówi do niego: Panie kapitanie, wszyscy możemy zginąć, toż to wojna. On pokręcił głową: Nie, ja tu zostanę na zawsze. I aż oczy zatarł, bo łzy mu się zakręciły. Byłam w kuchni. Serce mi się ścisnęło z żalu.

My całą wioską uciekli do Zawad. Niemcy walili seriami jedna za drugą. Aż ziemia dudniła. Myśleliśmy, że koniec świata będzie. I jeszcze z góry, z samolotów strzelali. Samoloty tak nisko latały, że drzewa pokosiły, pniaki sterczały tylko. Polacy nie mieli żadnych szans.

Kapitan i 720 żołnierzy

Jak wyglądały walki? Pierwsze pododdziały niemieckiej 10. Dywizji Pancernej pojawiły się pod Wizną 7 września, podejmując próbę przebicia się w kierunku Brześcia. W opisach podaje się, że siły niemieckie liczyły pod Wizną 32 tys. żołnierzy (a wg niektórych źródeł mogło być nawet ponad 42 tys.) i 160-350 czołgów. Do tego dochodziła silna artyleria i lotnictwo. A polskie siły to zaledwie 6 dział, 24 ciężkie karabiny maszynowe, 18 ręcznych karabinów maszynowych, 2 karabiny przeciwpancerne. I tylko 720 żołnierzy - czytamy na stronie internetowej Stowarzyszenia Wizna 1939.

Zdając sobie sprawę z wielkiej przewagi wroga, Raginis, dla wzmocnienia ducha walki wśród swoich podkomendnych, z dowódcą artylerii por. Stanisławem Brykalskim złożyli przysięgę, że żywi nie opuszczą bronionych pozycji.

8 września Niemcy rozpoczęli atak artyleryjski. Jednak w niewielkim stopniu naruszyli polski system obrony. W nocy wielogodzinny ostrzał wsparły z góry samoloty. 9 września gen. Guderian osobiście objął dowództwo nad siłami Wehrmachtu. Po południu ruszyły do walki czołgi, które okrążały poszczególne schrony i blokowały je. Piechota niemiecka coraz bardziej wdzierała się w głąb polskiej obrony. Mimo to Niemcy dopiero po wielu godzinach sforsowali większość umocnień, ponosząc przy tym duże straty własne.

Siły Polaków jednak wyraźnie słabły. Od odłamka pocisku artyleryjskiego zginął por. Brykalski, a kpt. Raginis został ciężko ranny.

Kpt. Wacław Szmidt tak wspominał ostatnie chwile walki: "Około godziny 15 straciłem pierwszy ckm, zostałem tak oślepiony, że straciłem wzrok. Nieprzyjaciel uszkodził wszystką broń maszynową w obiekcie, raniąc ciężko mnie i pięciu szeregowców. Stan rannych w jednej, zupełnie ciemnej izbie, wśród stłoczonych dwudziestu sześciu ludzi, stale się pogarszał, broni maszynowej już nie było. Zdecydowałem się poddać obiekt".

Opór Polaków został złamany. Rankiem 10 września niemieckie kolumny podążały już na Brześć. Schron na Górze Strękowej, dowodzony przez kpt. Raginisa, jeszcze się bronił. O godz. 10 okrążyły go przygotowane do ostrzału trzy czołgi. Wówczas do schronu podszedł niemiecki parlamentariusz i postawił polskiemu dowódcy ultimatum, że jeśli się nie podda, wszyscy jeńcy wzięci do niewoli, na mocy rozkazu Guderiana, zostaną rozstrzelani.

Ciężko ranny kpt. Raginis poprosił o czas do namysłu, choć wiedział, że to już koniec walki. Żołnierze byli wycieńczeni, ogłuszeni, oślepieni, brakowało amunicji. Nie było żadnych możliwości obrony. Upłynęła jednak ponad godzina, zanim kapitan podjął decyzję. Zwrócił się do podwładnych, powiedział, że spełnili swój żołnierski obowiązek, a następnie rozkazał im wyjść. Sam został na miejscu.
Ostatni schron opuścił Seweryn Biegański. "Kapitan spojrzał na mnie ciepło i łagodnie ponaglił" - opisywał ten moment. "Gdy byłem już w wyjściu, uderzył mnie w plecy silny podmuch i usłyszałem wybuch. To kpt. Raginis rozerwał się granatem, pozostając wierny złożonej przysiędze".

Niech zostanie z nami!

- Kiedy wróciliśmy do wsi, widok był przerażający - opowiada pani Kazimiera. - Same ruiny i zgliszcza. Wszystko spalone. Kołek w płocie nie został cały. Nie mogliśmy trafić na swoje podwórze. Dom poznaliśmy tylko po piecu kaflowym. Nie wiedzieliśmy, co z kapitanem, więc tata, który był odważny, bo w ruskim wojsku przed wojną służył, zakradł się po kryjomu do bunkra. Raginis leżał przy drzwiach, piersi miał wyrwane, to znaczyło, że granatem się rozerwał. Porucznik Brykalski znajdował się na pryczy. Parę dni obaj tak leżeli. Ludzie chcieli ich pochować, ale bali się Niemców, którzy stale tam krążyli. W końcu ojciec i sąsiad Śledziewski nie wytrzymali, co będzie, to będzie, poszli do Niemców. Jakoś się dogadali z nimi na migi. Pokazali na górę, że tam już śmierdzi od tych zwłok i że tyfus albo jaka inna zaraza może wybuchnąć. Wtedy Niemcy widocznie się wystraszyli, bo dali zgodę. Tata wrócił do domu i zawołał mnie: Chodź, Kazia, będziemy chować kapitana. Ale ja nie poszłam. Bałam się. Nie chciałam oglądać go zabitego.

Wolałam zachować go w pamięci żywego, jak w mundurze chodził, jak mu mleko w dzbanku przynosiłam. On tam ze mną nie rozmawiał, nie powiem tego, bo i tematu nie miał. Poważny był, kapitan, a ja zwykła wiejska dziewczyna. Nie wdawał się w niepotrzebną gadkę. Przyszedł, przespał się i dalej do swoich obowiązków.

Pochowali ich zaraz przy bunkrze. Jak tato przyszedł, to zapytałam, czy ziemią przysypali tylko, bo przecież wojna, nijakich warunków do pochówku. A tata mówi: Nie. Wykopali dół, pałatką wyścielili, obu położyli obok siebie i mogiłę usypali jak należy. I w tym miejscu, żeby znak zostawić, posadzili drzewko.

Po 17 września, kiedy weszli Ruskie i kilku z nich zginęło w okolicy, to razem z nimi chciano zabrać kapitana Raginisa i pochować wszystkich w zbiorowym grobie w Białymstoku. Przyjechała specgrupa zabierać trupy. Ludzie się jednak postawili. Ruskich możecie zabierać i chować, gdzie chcecie, ale kapitana nie oddamy. Tu zginął, niech tu spoczywa w pokoju.

Opis walk pod Wizną pochodzi ze strony internetowej Stowarzyszenia Wizna 1939

Polemika z mitem kapitana Raginisa: Obrona Wizny, czyli Polskie Termopile inaczej: Wizna to tylko mit

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny