Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Witold Zajkowski: Łyżwiarstwo stało się pasją

Marian Olechnowicz
Życiową pasją Witolda Zajkowskiego było i jest łyżwiarstwo.  - W korytarzu wiodącym do sali gimnastycznej mamy niezłą wystawę pucharów - mówi pan Witold.
Życiową pasją Witolda Zajkowskiego było i jest łyżwiarstwo. - W korytarzu wiodącym do sali gimnastycznej mamy niezłą wystawę pucharów - mówi pan Witold. Fot. Archiwum
Od ponad trzydziestu lat szkoła podstawowa w Turośni Kościelnej zdobywa czołowe miejsca w rywalizacji sportowej w województwie. Przez te wszystkie lata ojcem tych sukcesów był Witold Zajkowski.

Ten emerytowany nauczyciel wychowania fizycznego zna w szkole wszystkie zakamarki. Zna wysokość stopni schodów, wie gdzie znajdują się włączniki światła. Ale tylko na trasie od drzwi wejściowych do gabinetu nauczycieli w-f, magazynu sprzętu sportowego i sali gimnastycznej. Bo pan Witold do niedawna uczył wychowania fizycznego w Turośni Kościelnej.

Człowiek z pasją

- Moim dzieckiem jest przyszkolne lodowisko - mówi z dumą pan Witold. - Oświetlone, z głośnikami, muzyką. No i przede wszystkim ciągle pełne sportowców. Już w 19079 roku założyłem SKS Tur.

Od tego czasu na lekcjach wychowania fizycznego i SKS zaczęła dominować piłka ręczna dziewcząt i łyżwiarstwo i tenis stołowy. Dzieci zaczęły uczestniczyć w biegach przełajowych i lekkiej atletyce.

- Na początku mojej pracy zadałem sobie pytanie - wyjaśnia pedagog. - Czy w szkole, z salką gimnastyczną 12 x 6 metrów, można zachęcić dzieci do uprawiania sportu? Czy można pomarzyć o choćby małych sukcesach?

Witold Zajkowski znalazł dyscypliny, które nie wymagają pełnowymiarowej sali. Może poza piłką ręczną. Na turnieje szczypiorniaka zawodniczki jeździły z rakietkami do tenisa. I od razu szukały stołów do gry.

- Nigdy nie pracowałem na rozwojem sport owym dziecka w jednej dyscyplinie - tłumaczy pan Witold. - To nie ten wiek. Szczypiornista był też hokeistą lub przełajowcem. Zimą, z braku miejsca na sali, zawodnicy zakładali narty lub łyżwy. Moją pasją stało się łyżwiarstwo. I po kilku latach staliśmy się wręcz fenomenem. W województwie przegrywaliśmy tylko ze szkołą mistrzostwa sportowego w Białymstoku.

Przez wiele lat powielał się taki schemat: pierwsze miejsce zdobyła SP nr 2 w Białymstoku, zaś drugie i trzecie sportowcy z małej szkoły w Turośni Kościelnej.

Wychowani przez sport

Najbardziej Witold Zajkowski cieszy się z życiowych sukcesów swoich wychowanków. Kilkunastu jest dzisiaj nauczycielami wychowania fizycznego. Na pewno Urszula i Beata Bukłaho, Przemek Szewczuk, Ula Leszczyńska i Beata Baranowska. Inni zaś grali w renomowanych polskich klubach.

- Ewa Kołodko, piłkarka ręczna, grała w Skrze Warszawa - wylicza Witold Zajkowski. - Basia Mielech była cudownym dzieckiem sportu. I taką ja pamiętam z początku lat osiemdziesiątych. No i dwie Muszyńskie: Edyta i Monika. Zresztą trudno wszystkie wymienić. W każdym roczniku były jakieś perełki.

Największym sukcesem i wyróżnieniem był udział Turośni w międzynarodowym turnieju pod szyldem reprezentacji Polska II.

- Zajęliśmy trzecie miejsce, ulegając Słowenii i Czechom. Wygraliśmy z Polską I. Ciekawy był ten nasz wyjazd - uśmiecha się nasz rozmówca. - Zadzwoniłem do wójta z pytaniem, czy mammy jechać jak dzieci ze wsi, czy wyglądać jak reprezentanci?

Andrzej Jurczak w lot zrozumiał intencje trenera i zakupił dziecięce profesjonalne stroje sportowe.

Po założeniu Uczniowskiego Klubu Sportowego udało się dokupić sprzęt. I znowu fenomen. Dzieci z Turośni zaczęły odnosic sukcesy na Podlasiu i w kraju. Tym razem w short tracku.

Człowiek sukcesu

- Z tym moim sportem i sukcesami jest dość ciekawie - mówi pedagog. - Szczególnie jak na to patrzę z perspektywy lat. Jak to się wszystko stało? Dzieci w piłkę ręczną grały lepiej ode mnie. Każdy nauczyciel marzy, aby uczeń dorównał nauczycielowi. A tu od początku było odwrotnie. To samo z jazdą na łyżwach i tenisie stołowym. Nieraz nieźle potrafiły mi dołożyć. Ale wesoło też było podczas meczów wyjazdowych lub zimowisk. Bo któż by tam się spodziewał, że piłkarki ręczne albo łyżwiarki mogą dołożyć rywalom przy stole tenisowym. A nieraz dziewczęta wyglądały naprawdę całkiem niepozornie.

Witold Zajkowski sam przyznaje, że miał od początku ambicję, aby jego dzieci wygrywały. Dyscypliny sportowe narzucił mu brak normalnej sali. Sukcesów szukał w ilości godzin spędzonych na treningach. Dzieci to też zrozumiały. Kto chodził w kratkę, ten szybko odstawał w rozwoju.

Z niczego zrobił coś

- Najmilej wspominam czasy, kiedy mieliśmy tylko tę marną salkę.- mówi Witold Zajkowski. - I dwa razy byliśmy mistrzami województwa szkół podstawowych. Bez boiska do piłki ręcznej mieliśmy drugie miejsce w województwie. Dziesięciokrotnie mieliśmy mistrzostwo.

Trener i jego podopieczni najbardziej byli dumni ze zwycięstw z zespołami warszawskimi: - Reprezentację stolicy pokonaliśmy pięć razy - chwali się Zajkowski. - Ale to były inne czasy. Kiedyś mali sportowcy potrafili poświęcić się dla uprawianej dyscypliny.

Rodzice zawsze dopłacali do wyjazdów na zawody, a pan Witold nie siedział z założonymi rękami. Od Rosjan kupił kilkadziesiąt par dobrych łyżew. Innym razem żona posła podesłała cały worek piłek.

- To było tak - wspomina nauczyciel. - Najpierw zaczęliśmy osiągać sukcesy. Potem zbudowano salę gimnastyczną i dostaliśmy doskonały sprzęt. W pewnym momencie trzeba powiedzieć dość. I ja tak zrobiłem. Po trzydziestu latach pracy jestem stuprocentowym emerytem - mówi pan Witold. - Ale bez smutku lub żalu. Jestem człowiekiem całkowicie wolnym. Ale przecież lodowisko, to moje ulubione dziecko - dodaje Witold Zajkowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny