Bo sama historyjka jest stara jak świat rozrywki. Jest facet, który jednocześnie spotyka się z trzema pannami, każdej obiecał ożenek, z żadną żenić się nie zamierza i oczywiście jedna o drugiej i trzeciej nic nie wie. Jak w grafiku z filmu Barei, jedną żegna, drugą wita i wszystko byłoby OK, gdyby nie zaburzenia klimatu, czy wprowadzenie na trasy zamiast tupolewa boeinga. Zatem nie ma co liczyć na wyżyny intelektu czy hamletowskie „być albo nie być”, bo te Camoletti zamienił na „jak nie stracić głowy z trzema narzeczonymi”. To jednak nie to samo i wybierając się na spektakl trzeba o tym pamiętać. Jeśli godzimy się, że idziemy na farsę, czyli okazję po prostu do niezbyt wyszukanego humoru – zabawa będzie przednia.
To przede wszystkim zasługa aktualnego tłumaczenia Bartosza Wierzbięty, który właściwie podaje na tacy reżyserowi szkielet pracy. Otóż mamy dwóch, za przeproszeniem dupków, i trzy szukające za wszelką cenę męża panny. Zatem do grania aktorzy nie mają za wiele. Bernard Bania jako kolekcjoner narzeczonych w mundurkach stewardes i jego sceniczny kuzyn – Dawid Malec muszą robić z siebie niezbyt sympatyczne postaci, krzyczeć, biegać – jak to w farsie. Aktorki grające stewardesy mają jeszcze gorzej – głównie muszą biegać w szpilkach, eksponować zgrabne nogi, wypinać pupy – wszystko to wygląda bardzo estetycznie, ale też przypomina, że to farsa, gdzie role zostały jednoznacznie wyznaczone i to w sposób, dziś powiedzielibyśmy, dość seksistowski. Ale Marc Camoletti napisał jedną postać wręcz genialnie. A Witold Mazurkiewicz nie zawahał się wykorzystać potencjału Arlety Godziszewskiej, jako aktorki komediowej, by tę postać pozwolić jej brawurowo wykreować. Znana choćby z rewelacyjnej roli Papkina aktorka, tu jest rosyjską pomocą domową Nadią. Podobnie jak Dorota Białkowska-Krukowska grająca amerykańską stewardesę wplatającą angielskie słówka w dialogi, czy Paula Gogol – Niemkę używającą niemieckich wtrąceń – Godziszewska, kiedy trzeba powie „charaszo” czasem też „żopa”, ale i tak powtarzana jak mantra kwestia „ja nic nie mówiłam” działa niezawodnie. A napisane dla niej monologi, dylematy pomocy domowej – to satyra najwyższej próby. I jak łatwo się domyślić – to ona swoją energią kradnie show całemu zespołowi.
Dzięki prościutkiej scenografii Tomasza Tobysa i sześcioosobowej obsadzie, „Boeing, Boeing” świetnie nadaje się jako „towar eksportowy” Teatru Dramatycznego, szczególnie w sytuacji zapowiadanego remontu. Sztuka jest do zagrania praktycznie w każdej sali, a i gwarantuje widzom sporą dawkę humoru. Może tylko dałoby się nieco skrócić – 150 minut to jednak za długo nawet na najlepszą farsę. I może ruszać w Polskę.
,,Boeing, Boeing’’
Marc Camoletti
Reżyseria, kostiumy, opracowanie muzyczne i wizualizacje: Witold Mazurkiewicz
Tłumaczenie i adaptacja: Bartosz Wierzbięta
Asystent reżysera: Dawid Malec
Scenografia: Tomasz Tobys
Ruch sceniczny: Paula Gogol
Obsada:
Dorota Białkowska-Krukowska
Arleta Godziszewska
Kamila Wróbel-Malec
Bernard Bania
Dawid Malec
Paula Gogol (gościnnie)
Premiera: 2021 r.
Czas trwania: ok. 150 minut
Bilety na spektakl w cenie: 55 zł – normalny, 45 zł – ulgowy, 30 zł – studencki oraz 45 zł – grupowy, dostępne są w Kasie teatru oraz w sprzedaży internetowej na stronie: dramatyczny.pl.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?