Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wilkołak czyli gotycki horror w nowoczesnej odsłonie.

Adrian Kuźmiuk
Kadr z filmu Wilkołak
Kadr z filmu Wilkołak Fot. Mat. dystrybutora
To remake klasycznego horroru z 1941 roku. Przedstawiona z hollywoodzkim rozmachem, ale zachowana w gotyckim klimacie, historia człowieka-bestii zmrozi krew w żyłach nawet najodważniejszego widza.

Lawrence Talbot (Del Toro) wraca do rodzinnej posiadłości po tym, jak w tajemniczych okolicznościach zaginął jego brat. Ojciec Lawrence'a (Antony Hopkins) zmuszony jest wyjawić mu rodzinną tajemnicę. Mieszkańców pobliskiej wioski brutalnie zabija spragniona krwi bestia i ma to związek z klątwą, ciążącą nad rodem Talbotów, której członkowie przechodzą metamorfozę w czasie pełni księżyca. Lawrence chce przerwać pasmo zbrodni i ocalić ukochaną (Emily Blunt). Ścigając bestię odkrywa jednak zupełnie nieznaną stronę swojej natury. Uświadamia sobie, jak przerażająca jest jego przyszłość, którą niesie nieuchronny los. Tyle zdradza dystrybutor. Moim zdaniem za dużo, ponieważ psuje element zaskoczenia.

Wilkołak to kolejna historia, w której człowiek cywilizowany, odkrywa w sobie zwierzęcą naturę. Najlepiej określają to sami wieśniacy, którzy odnajdują rozszarpane zwłoki. Rany wskazują na atak dzikiego zwierzęcia, ale brutalność mordu przemawia za człowiekiem. No i mamy wilkołaka. Rzecz oczywiście musi dziać się na głębokiej prowincji, gdzie gusła i zabobony są głęboko zakorzenione w sercach jej mieszkańców. Mroczny XIX-wieczny dwór angielskiej podupadającej arystokracji to wymarzone miejsce na horror w gotyckim klimacie. Smaczku dodaje nocna sceneria lasów, cmentarzy, ale pojawiają się też ulice ruchliwego Londynu.

Oprócz świetnie zachowanego klimatu scenerii, horror zaskakuje dobrą oprawą dźwiękową. Mimo że muzyka przygotowuje nas do ataku bestii (jak w "Szczękach"), to i tak nieraz podskoczymy w fotelu. Do tego dochodzą niezwykle brutalne sceny, w których fruwające ręce, nogi, głowy i wnętrzności dosłownie przytłaczają widza. Nieraz czułem się jak na "Rambo 4", albo "Szeregowcu Ryanie". Film trzyma klimat przede wszystkim do momentu pierwszej przemiany Lawrence'a. Później staje się mniej straszny, przede wszystkim przez odkrycie większości niewiadomych i ujawnienie wizerunku bestii (bo jak można się bać owłosionego goryla z wadą zgryzu). Najstraszniejsze jest to, co nieznane.

Po raz kolejny mistrzostwo kunsztu zaprezentował Antony Hopkins. Prowadzi on grę nie tylko z filmowym synem, ale i z widzem. Jego chłodne i zagadkowe wywody wywołują niepewność, często lęk. Do końca nie wiadomo, o co mu tak naprawdę chodzi i w jakim kierunku zmierza. I w najmniej oczekiwanym momencie następuje atak. Dokładnie jak lew hipnotyzujący zwierzynę. Tak samo jak doktor Lecter w "Milczeniu owiec".

Choć film miejscami wydaje się jakby zszywał go pijany chirurg (sporo niekonsekwencji w fabule i zachowaniu bohaterów) to i tak broni się klimatem. Dlatego każdy, kogo interesuje tematyka wilkołactwa, powinien obejrzeć ten film. Nie zawiodą się też miłośnicy fruwających flaków i fani demonicznych kreacji Hopkinsa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny