Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiktor Wołkow: Moja praca wariactwo czyste

Jerzy Szerszunowicz
Spotkanie z Wiktorem Wołkowem oraz promocja albumów "Bocian” i "Czar Podlasia” odbędzie się 19 grudnia, o godz. 18.30 w kinie Forum w Białymstoku. Wstęp wolny. Teksty "O nas, bocianach i Podlasiu” Edwarda Redlińskiego, Zygmunta Glogera, Sokrata Janowicza i Mikołaja Samojlika będzie interpretował Ryszard Doliński. W programie pokaz slajdów o życiu bocianów. Po spotkaniu będzie można kupić albumy "Bocian” i "Czar Podlasia” w dobrej cenie ze świąteczną dedykacją autora.
Spotkanie z Wiktorem Wołkowem oraz promocja albumów "Bocian” i "Czar Podlasia” odbędzie się 19 grudnia, o godz. 18.30 w kinie Forum w Białymstoku. Wstęp wolny. Teksty "O nas, bocianach i Podlasiu” Edwarda Redlińskiego, Zygmunta Glogera, Sokrata Janowicza i Mikołaja Samojlika będzie interpretował Ryszard Doliński. W programie pokaz slajdów o życiu bocianów. Po spotkaniu będzie można kupić albumy "Bocian” i "Czar Podlasia” w dobrej cenie ze świąteczną dedykacją autora. Fot. Bogusław F. Skok
Rozmowa z Wiktorem Wołkowem.

Kurier Poranny: Album "Czar Podlasia" jest wydawnictwem przygotowanym niezwykle starannie - piękna szata graficzna, z wyczuciem dobrane teksty, przemyślany układ zdjęć. To wszystko Pana dzieło?

Wiktor Wołkow: W tym albumie palce maczało dwóch profesorów, dwóch magistrów i ja - człowiek fizyczny, od robienia zdjęć (śmiech).

Ci dwaj profesorowie to...
- Leon Tarasewicz, którego obrazy otwierają kolejne działy, kolejne pory roku, i Tomasz Kukawski, który wybrał zdjęcia i opracował graficznie całą książkę. Magister Edward Redliński napisał wstępy do czterech rozdziałów, a magister Andrzej Kalinowski zredagował wszystko i wydał.

Wspomniany magister Kalinowski twierdzi, że to Pana najważniejszy, najlepszy album...
- Nie wiem, czy najlepszy, ale ważny, bo jubileuszowy - moje dziesiąte wydawnictwo autorskie. Najważniejszy pozostanie chyba mój pierwszy, czarno-biały album z 1983 roku. Przez lata stał się kultowy. Zdał próbę czasu. A to bardzo się liczy, bo czas jest wobec fotografii okrutny: tylko nieliczne zyskują na wartości - większość przepada. Mój debiut autorski ma już ćwierć wieku i ciągle jest ceniony przez odbiorców.

Podoba się Panu wybór zdjęć i koncepcja "Czaru Podlasia"?
- To i owo bym jeszcze dołożył, na przykład ptaki na początku, ale nie będę z profesorem się spierał i podważał jego wizji (śmiech). Poważnie mówiąc, siedzieliśmy razem z Tomkiem Kukawskim i wybieraliśmy slajdy, zasadniczych sporów nie było. Nie tylko wybrał zdjęcia, ale też przymusił mnie do pisania.

To chyba pierwsza taka duża próbka literacka w Pana karierze?
- Wcześniej już pisałem do swoich albumów, ale tym razem było tego więcej. Trochę się musiałem namęczyć. Prowadziłem coś w rodzaju pamiętnika. Trzeba było niektóre zdjęcia opisać dokładniej, jak choćby zdjęcie z Palmowej Niedzieli...

Pisze Pan: "Kwiecień 1972 r. Wieś Łyse w woj. białostockim. Jadę na Palmową Niedzielę z pracownikami Muzeum Okręgowego. Robię tam kilka kolorowych negatywów, wywołuję i chowam do archiwum. Odbitki robię po 35 latach". Dlaczego tyle musiały czekać?
- Temat mnie aż tak bardzo nie interesował, ale chodziło przede wszystkim o możliwości techniczne. Materiały, szczególnie papier do odbitek kolorowych, były wtedy takie marne, że trudno było uzyskać poprawne technicznie zdjęcie. Szkoda czasu i męki. Teraz nie ma z tym kłopotu. Z tego starego negatywu można zrobić wszystko. A jak dobrze był negatyw wywołany, dobrze wypłukany, to 30 lat przetrwa bez problemu. Najtrwalsze są negatywy czarno-białe - wytrzymują nawet 200 lat.

Dużo ma Pan negatywów z tamtego okresu?
- Niewiele, znajdzie się kilka setek...

Kilkaset to niewiele?!
- Teraz robię rocznie 15-20 tysięcy klatek slajdów.

Nie musi Pan zbyt często sięgać do archiwum...
- Przyroda się nie zmienia albo zmienia bardzo powoli. Jeden gatunek się rozwija, drugi cofa, ale ciągle wszystkie pozostają dostępne. Natomiast gwałtownie przekształca się krajobraz kulturowy - pewne elementy znikają. Bo proszę sfotografować współcześnie stogi siana na łące. Kiedyś banalny obrazek, teraz niemal nieosiągalny. Podobnie chaty kryte strzechą - tylko w skansenie. Dlatego tak ważne są albumy dokumentujące czas, w którym żyjemy. One są trwałe: za 50 czy 100 lat będzie można do nich zajrzeć tak, jak teraz - zobaczyć coś, co bezpowrotnie zniknęło.

Niemal pół wieku fotografuje Pan Podlasie. Nie czuł Pan nigdy znużenia tematem?
- Zawsze twierdziłem i twierdzę, że ta moja praca to wariactwo czyste. Ale dobrze mi z tym i chyba wytrzymam do końca. A temat jest nieskończony. Czasem o zrobieniu dobrego zdjęcia decydują sekundy. Potem kończy się dobre światło i wszystko przepada. Żeby znów trafić na taki moment, trzeba odczekać dzień, czasem miesiąc, a często nigdy nie zdarzy się podobna sytuacja.

Co najbardziej lubi Pan fotografować?
- Moim tematem numer jeden jest Biebrza. Jednak wiele zależy od pory roku. Wiosną rozlewiska Narwi i Biebrzy są bezkonkurencyjne. Za to zimą najpiękniejsza jest Puszcza Knyszyńska. Oczywiście nie taką zimą jak obecnie.

Nie miał Pan nigdy żadnego poważnego konkurenta?
- Trudno ze mną konkurować, bo ja chodzę od zawsze własnymi drogami. Podręczniki radziły krótkie obiektywy do krajobrazu, ja wybrałem długie - od początku robiłem lustrzankami 500 i 1000 milimetrów.

Jaki to daje efekt?
- Choćby taki, że po latach nie muszę podpisywać swoich zdjęć, bo są łatwo rozpoznawalne w Polsce i Europie. To dość duże osiągnięcie, zważywszy na tysiące fotografów, którzy obecnie działają w naszym kraju. Konkurencja złośliwie twierdzi, że łatwo poznać moje zdjęcia, bo są nieostre.

A są?
- Niektóre tak. Przy tak dużej ogniskowej, przy fotografowaniu z dużej odległości, trudno uniknąć drgań powietrza, wyeliminować nieostrości.

Może nowszy sprzęt rozwiązałby problem?
- Nie uznaję fotografii cyfrowej. To nie dla mnie - musiałbym się wszystkiego od nowa uczyć, a już nie czas na naukę. Zresztą ciągle jakość dużego slajdu przewyższa możliwości aparatów cyfrowych. Poza tym współcześnie produkowanym sprzętem dobrze wytresowana małpa z powodzeniem zrobi poprawne zdjęcie. Jednak sztuką nie jest zrobienie zdjęcia dobrego technicznie, lecz oddanie ducha czasu i miejsca. Najdoskonalszy sprzęt nie wyręczy człowieka w myśleniu. Nie wstanie też za niego z łóżka.

Czyli kiedy?
- Na ogół odpowiednia pora to godzina przed wschodem słońca i dwie godziny po wschodzie. Potem już nie ma takiego dobrego światła. Trzeba wstać w nocy, dojść na miejsce, przygotować się na nadejście świtu i pracować. Dobre zdjęcie przychodzi niespodziewanie. Często trzeba naświetlić setki klatek, żeby wybrać jedną. A bywa, że i z tego tysiąca żadna nie jest taka, jaka powinna być.

Fotografuje Pan cały rok czy są okresy zastoju?
- Ostatnio pogoda tak się porobiła, że nie ma ładnych zim, lata też byle jakie - przeważa szaro-bura aura. Ale jak tylko jest słońce, to codziennie staram się być w terenie i coś robić.

O której Pan wstaje?
- W lecie o godzinie drugiej w nocy. Śpię na tarasie, więc jak się w nocy budzę i widzę gwiazdy, to wiem, że czas startować. A jak jest pochmurno, to śpię dalej. Najgorzej jest wiosną. Przylatują gęsi, łabędzie, żurawie i wtedy nie ma w zasadzie kiedy spać. Fotografuje się od świtu do zmierzchu, a noce są bardzo krótkie. Zresztą jak księżyc świeci, to też się nie śpi: warunki oświetleniowe ekstremalne, ale efekty można uzyskać niesamowite. Którejś wiosny zdarzyło mi się, że zasnąłem, jadąc motorem...

Spędza Pan noce w terenie?
- Bardzo chętnie. Od kwietnia do października wiele nocy spędzam na ambonach myśliwskich i tarasach widokowych. Najbardziej lubię wieżę widokową na Białym Grądzie.

Nie boi się Pan sam siedzieć w nocy w lesie?
- A czego mam się bać? Nawet wilk ucieka przed człowiekiem. Raz mnie mało dziki nie stratowały, stado żubrów szło na mnie, ale... Uważam, że co ma być, to będzie. Zawsze byłem niepoprawnym optymistą.

Konkurencji nigdy Pan nie miał. A wychował Pan sobie jakiegoś następcę?
- Było kilku takich, co się dobrze zapowiadali, ale gdzieś przepadli, wykruszyli się. Jest wielu dobrych fotografików przyrody. Ale kogoś, kto robiłby wszystko, dokumentował cały krajobraz kulturowy Podlasia, nie spotkałem. Trzeba być specyficznym wariatem, trzeba to miejsce pokochać, żeby się tu zakopać na całe życie.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny