Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiktor Janukowycz wobec Polski. Pragmatyzm wyznaczy politykę.

Janusz Bakunowicz
Wiktor Janukowycz wygrał wybory prezydenckie.
Wiktor Janukowycz wygrał wybory prezydenckie. Fot. Wikipedia
Jeśli nie będziemy w stanie Wiktorowi Janukowyczowi i Ukrainie dać tego, czego oczekuje, to Polskę będzie punktował - mówi Andrzej Szeptycki.

Wiktor Janukowycz wygrał wybory prezydenckie na Ukrainie. Co to oznacza dla samej Ukrainy, Polski i Rosji?

Andrzej Szeptycki, adiunkt Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW: Wybór ten jest potwierdzeniem demokracji na Ukrainie. Po drugie, w sensie symbolicznym jest to koniec okresu Pomarańczowej Rewolucji. Nie twierdzę, że to zakwestionowanie dorobku ostatnich pięciu lat. Niemniej w sensie historycznym, w sensie pewnego okresu w dziejach Ukrainy, w sensie stosunku obywateli do rewolucji, jest to przełom.

W stosunkach polsko-ukraińskich możemy się spodziewać pewnego rozluźnienia współpracy. Prezydent Wiktor Juszczenko, niezależnie od jego licznych słabości, miał z tych czy innych powodów pozytywny stosunek do Polski. Dążenie na Zachód, polityka historyczna, jakaś wdzięczność za poparcie w Pomarańczowej Rewolucji. Wiktor Janukowycz z kolei będzie podchodził do tematu Polski bardzo pragmatycznie. Jeżeli dwustronna współpraca będzie w stanie przynieść jakiekolwiek efekty, to wzajemne relacje zapowiadają się dobrze. Jeżeli jednak nie będziemy w stanie jemu i Ukrainie dać tego, czego oczekuje, to Polskę będzie punktował.

Rosja z kolei cieszy się z tego zwycięstwa. Dla Kremla to koniec Pomarańczowej Rewolucji. Ponad pięć lat temu Putin przedwcześnie gratulował Janukowyczowi. Teraz te gratulacje się spełniają. Jest to dla Rosji nadzieja na odbudowę stosunków rosyjsko-ukraińskich. I wzmocnienie pozycji Rosji w ukraińskim sektorze energetycznym, być może na przedłużenie obecności na Krymie Floty Czarnomorskiej.

Na konferencji poświęconej Pomarańczowej Rewolucji prof. Jarosław Hrycak, historyk z Uniwersytetu Lwowskiego, stwierdził, iż społeczność ukraińska w ciągu pięciu lat będzie potrafiła rozprawić się z Janukowyczem. Z Julią Tymoszenko nie, ponieważ jest to polityk nieobliczalny i nie wiadomo, jaką obierze drogę polityczną. Czy wybór Janukowycza na fotel prezydencki można potraktować jako wybór mniejszego zła? Jaka przyszłość czeka Julię Tymoszenko?

- Janukowycz to bardziej przewidywalna przyszłość. Jeżeli ktoś nie lubi ryzyka, to faktycznie wybiera mniejsze zło. A Tymoszenko z pewnością będzie chciała stworzyć wizerunek żelaznej damy, przywódczyni opozycji. I to jej się uda. Z pewnością jednym z najważniejszych celów Janukowycza będzie stworzenie przychylnej sobie większości parlamentarnej i przychylnego sobie rządu. Prędzej czy później uda mu się pozbyć Julii Tymoszenko.

Jakie były przyczyny klęski obozu pomarańczowych?

- Ten obóz przestał już istnieć w 2005 roku. Możemy jedynie zadać sobie pytanie, dlaczego klęskę poniósł sam Wiktor Juszczenko i dlaczego przegrała Julia Tymoszenko. Ten pierwszy poniósł druzgocącą porażkę już w pierwszej turze. To było symboliczne podsumowanie pięciu lat jego rządów, podczas których nie zrealizował swoich obietnic, nawet wówczas, kiedy miał na to środki. Zamiast tego walczył o władzę z Julią Tymoszenko. Natomiast porażka pani premier to skutek jej premierowania w latach 2007-2010. Ukraińcy boleśnie odczuli skutki kryzysu gospodarczego. Nie chcę udowadniać, że wszystko sprzysięgło się przeciwko pani premier, ale jej pozycja byłaby znacznie lepsza, gdyby sytuacja gospodarcza na Ukrainie nie była tak fatalna.

Czy zwycięstwo Janukowycza oddala Ukrainę od przystąpienia do Unii i NATO?

- Perspektywa wstąpienia do NATO istniała kilka lat temu. W 2006 roku można było kreślić realne scenariusze. Potem, od czasu drugiego rządu Janukowycza, wizja ta powoli oddalała się. Na szczycie NATO w Bukareszcie w 2008 r. Ukrainie nie przyznano Planu Działań na rzecz Członkostwa, a jedynie złożono niezobowiązujące obietnice. Po wojnie w Gruzji i dojściu do władzy Baracka Obamy szanse na poszerzenie NATO jeszcze bardziej się oddalały. Zwycięstwo Janukowycza w wyborach prezydenckich stawia kropkę nad i.

Z kolei wejście do struktur Unii Europejskiej to sprawa długookresowa i dalej niepewna. Janukowycz w tej kwestii jest bardziej ostrożny od Julii Tymoszenko, która mówiła otwarcie o członkostwie w UE. Prezydent elekt mówił jedynie o zbliżeniu. Członkostwo w strukturach Unii Europejskiej na pewno nie jest kwestią najbliższych pięciu lat. Można sobie jedynie zadawać pytanie, na ile Janukowycz szczerze i ambitnie będzie realizował to zbliżenie z Unią Europejską, w takich granicach, w jakich jest ono w tej chwili możliwe. Mam na myśli układ stowarzyszeniowy i pogłębioną strefę wolnego handlu. W zależności od tego, jak żwawo czy jak niemrawo będzie szedł tą drogą, to za pięć lat będziemy mogli się zastanawiać, na ile jego prezydentura przybliżyła czy oddaliła Ukrainę od Unii Europejskiej.

Europoseł Jarosław Kalinowski stwierdził, że Unii Europejskiej nie zależy na przyjęciu Ukrainy do swoich struktur, bo wówczas przełamałaby Ukrainę na dwie części. Poza tym stworzyłoby to zagrożenie, że Ukraina zaleje Europę swoim zbożem, przede wszystkim pszenicą.

- Jeżeli chodzi o pszenicę, to ma rację. Ukraińskie rolnictwo, podobnie jak polskie, na poziomie strefy wolnego handlu czy w przyszłości członkostwa byłoby jednym z istotnych wyzwań dla Unii Europejskiej. Jeżeli chodzi o przełamywanie Ukrainy na dwie części, jest to ulubiony mit, stereotyp szerzony przez Rosjan. Już wielokrotnie wieszczono rozpad Ukrainy i do tej pory nic się nie stało.

W jaki sposób na stosunki polsko-ukraińskie mogły wpłynąć ostatnie dekrety wydane przez odchodzącego prezydenta, gloryfikujące Ukraińską Powstańczą Armię i jej lidera Stepana Banderę?

- Dekrety te wpłynęły bardzo źle na stosunki pomiędzy Polską a Ukrainą. Sam Juszczenko nie do końca brał pod uwagę takie reakcje. Z drugiej strony, Polska przyjęła je zbyt nerwowo i emocjonalnie, ulegając presji ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego i środowisk kresowych. Jednak to w pewnym stopniu może zamknąć debatę na ten temat. Myślę, że Janukowycz będzie miał ważniejsze sprawy na głowie niż zajmowanie się tymi dekretami. Mają one niewielkie praktyczne zastosowanie, bo ustępujący prezydent nie ma przełożenia na rząd i parlament. Natomiast mam nadzieję, że w sensie symbolicznym zadowolą one część środowisk na Zachodniej Ukrainie. Ta sprawa powinna stać się częścią historii, a nie elementem debaty politycznej.

Na jednym z forów można przeczytać wpis: Może pod rządami Janukowycza Ukraina znormalnieje, a sam prezydent przytrze uszy skrajnym nacjonalistom na zachodzie kraju. Czy faktycznie Janukowycz może pokusić się na taki krok, uchylając dekrety Juszczenki?

- Niekoniecznie. To jest również pytanie, jak będzie ewaluowała sytuacja polityczna na Ukrainie. Jeżeli będzie rosła w siłę skrajna prawica, mam tu na myśli przede wszystkim Swobodę Oleha Tiahnyboka, to może pojawić się potrzeba i chęć walki z nią. Dopóki będzie to folklor polityczny, to niekoniecznie. Z perspektywy Janukowycza tej prawicowej hydrze, mam na myśli Juszczenkę, już udało się urwać łeb. A jeżeli na jej miejscu pojawi się nowa, to oczywiście Janukowycz stanie na wysokości zadania i będzie z nią walczył w imię pamięci o bohaterach wielkiej wojny ojczyźnianej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny