Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wigierski klasztor może zapaść się pod ziemię

Tomasz Kubaszewski
Wigierski klasztor
Wigierski klasztor Fot. Tomasz Kubaszewski

Klasztor

Klasztor

Znajdujące się nad jeziorem Wigry tereny król Jan Kazimierz podarował zakonowi Kamedułów w 1667 roku. Budowę klasztoru ukończono w połowie XVIII wieku. Dzięki zaradności mnichów, był to w tamtym czasie najbogatszy klasztor w Europie. Czasy świetności jednak szybko minęły. Już w 1800 roku pruscy zaborcy nakazali kamedułom wyprowadzkę z Wigier. Pozostawione przez nich zabudowania stały się siedzibą biskupa. W 1823 roku przeniósł się on jednak do pobliskich Sejn. Od tego czasu były klasztor zaczął popadać w ruinę. Największe zniszczenia przyniosły dwie kolejne wojny światowe na początku XX wieku. Aż do lat sześćdziesiątych nad Wigrami znajdowały się praktycznie tylko ruiny. Wówczas zapadła decyzja o odbudowie obiektu. Jego właścicielem jest Kościół, dzierżawcą natomiast - państwo. Były klasztor, w którym znajduje się Dom Pracy Twórczej podlegający Ministerstwu Kultury, jest jedną z najbardziej charakterystycznych budowli w tej części Polski. Co roku odwiedzają go rzesze turystów. Zainteresowanie obiektem wzrosło jeszcze bardziej po tym, jak w 1999 roku zatrzymał się tu Jan Paweł II.

Przez parę lat większość ścieków produkowanych przez Dom Pracy Twórczej w Wigrach wsiąkała w ziemię. Z użytkowania trzeba było wyłączyć wszystkie eremy - domki, w których kiedyś mieszkali zakonnicy, a później turyści.

Najbardziej znany zabytek Suwalszczyzny znajduje się w tragicznym stanie.

- Sama jestem mocno zdziwiona - przyznaje Jadwiga Milewska, nowy dyrektor DPT. - Przecież przez ostatnie kilkadziesiąt lat na odbudowę i remont byłego klasztoru szły potężne publiczne pieniądze.

Stoi na ściekach

Sytuacja jest bardzo poważna. Klasztor leży na wąskim półwyspie. Grunt nigdy nie był tu zbyt stabilny. Teraz jest jeszcze nasiąknięty ściekami. Osiemdziesiąt procent szło, jak się okazało, wprost do ziemi. Jeżeli prace związane z naprawą sieci kanalizacyjnej oraz osuszaniem gruntu nie zostaną szybko podjęte, konstrukcji grozi to, że zacznie zapadać się pod ziemię.

- Te problemy, to przede wszystkim skutek trzęsienia ziemi, które nawiedziło Suwalszczyznę w 2004 roku - wyjaśnia dyr. Milewska. - Wtedy popękały rury kanalizacyjne.

Przez wiele miesięcy nikt nie zwrócił jednak na to uwagi.

- Zorientowaliśmy się z pewnym opóźnieniem - przyznaje Dariusz Jachimowicz, ówczesny dyrektor DPT.

Potem zaczęło się poszukiwanie przecieku. Trzeba było, metr po metrze, odkopywać rury. W niektórych eremach zamiast podłóg pojawiło się prawdziwe szambo. Domki zostały natychmiast zamknięte. Kiedy znowu będzie można tu przyjmować turystów, nie wiadomo. Na kapitalny remont kanalizacji i osuszanie wzgórza (włącznie z wymianą części ziemi) dyr. Milewska potrzebuje 3 mln zł. Niedawno połowę tej kwoty przyznał Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Reszta ma pochodzić z dotacji Ministerstwa Kultury oraz, być może, z odszkodowania wypłaconego przez PZU. DPT był tam ubezpieczony także od klęsk żywiołowych. Jednak wypłata pieniędzy odwleka się w czasie. Firma ma bowiem wątpliwości, czy wszystkie zniszczenia są rzeczywiście skutkiem trzęsienia ziemi, a nie np. wcześniejszych zaniedbań.

Co rok - milion

Były klasztor jest odbudowywany i remontowany od prawie czterdziestu lat. Pierwszy kierownik, kucharz z wykształcenia, zasłynął z tego, że nie zrobił praktycznie nic. Miejscowi żartowali, iż razem z klasztorem budowało się kilka pobliskich wsi. Tylko małej przenikliwości ówczesnych organów ścigania należy zawdzięczać to, że kierownik nie znalazł się za kratami.

- Tam panował potworny bałagan - wspomina Bogumiła C., która w DPT zaczęła pracować w 1979 roku.

Wkrótce sama została szefem ośrodka. Jej rządy trwały aż do 2002 roku.

Były klasztor zmieniał się niemal z dnia na dzień. W eleganckich eremach przyjmowano najznamienitszych gości, wszystko lśniło i błyszczało. Przynajmniej z zewnątrz. - W ciągu roku na remonty wydawałam około 1 mln zł - mówi Bogumiła C.

Pod koniec lat dziewięćdziesiątych, kiedy pojawiła się jeszcze nieoficjalna informacja, że podczas kolejnej pielgrzymki do Polski Jan Paweł II może zatrzymać się nad Wigrami, dyrektorka ośrodka żadnych obaw nie miała.

- Ojca Świętego możemy gościć w każdej chwili - zapewniała. - Wszystkie najważniejsze remonty mamy już za sobą.

W związku z wizytą Papieża rząd przeznaczył na były klasztor bliżej nieokreśloną sumę pieniędzy. Nikt nie chce zdradzić, jaka to była kwota. Nasi informatorzy twierdzą, że rachunek był cały czas otwarty i dyrekcja DPT mogła wydać niemal każdą sumę.

W 2002 roku Bogumiłę C. odwołano bez podania przyczyn. Parę miesięcy później została zatrzymana. Prokuratura zarzuciła jej m.in. organizowanie fikcyjnych przetargów i małą dbałość o wydawanie publicznych pieniędzy. Była dyrektorka, która nie przyznaje się do winy, trafiła na osiem miesięcy do aresztu. Prokurator oskarżył nie tylko ją, ale też kilku najbliższych jej współpracowników. Proces wciąż trwa.

Dariusz Jachimowicz, następca Bogumiły C., już po wstępnym rozeznaniu przeraził
się stanem obiektów.

- W większości przypadków remonty ograniczyły się do malowania fasad - mówi. - Tak olbrzymie pieniądze, które państwo dawało na ten klasztor, powinny być wykorzystane na gruntowne remonty. A część chyba rzeczywiście poszła w błoto.

O swoich wątpliwościach poinformował organy ścigania. Tak zaczęła się afera związana z byłym klasztorem.

Tylko fasady

Po czterech lata rządów Jachimowicz został odwołany w podobnych okolicznościach, jak Bogumiła C. Bez uprzedzenia i bez podania przyczyn. Czy nowa dyrektorka też wkrótce podzieli się swoimi wątpliwościami z prokuratorem, nie wiadomo.

Bogumiła C. zarzuca Jachimowiczowi, że zupełnie nie dbał o stan obiektów.

- Tego wszystkiego trzeba codziennie pilnować - wykłada swój punkt widzenia. - I niemal bez przerwy remontować.

Jachimowicz nie chciał jednak zamalowywać pojawiającego się na ścianach grzyba. Chciał go zwalczyć. Twierdzi, że szybciej działać nie mógł, bo tak długo trwają procedury gromadzenia dokumentacji, ogłaszania przetargów i innych podobnych rzeczy.

Tuż przed świętami rząd ogłosił listę projektów, które mogą być sfinansowane w ramach specjalnego Programu Rozwoju Polski Wschodniej. Znalazł się na niej wigierski klasztor. Projekt opracowany został jeszcze za czasów dyrektora Jachimowicza. Z tej puli będzie można sfinansować m.in. część remontów.

Według osoby blisko związanej przez wiele lat z klasztorem, która woli jednak pozostać anonimowa, prawdziwy problem polega na ... odległości od Warszawy. DPT podlega bezpośrednio ministerialnym urzędnikom. To oni tak naprawdę pompowali przez lata gigantyczne pieniądze w ten zabytek i niespecjalnie kwapili się, aby sprawdzić, jak zostały one wydane.

- Kiedyś wysłaliśmy do Warszawy pismo dotyczące kolejnych niezbędnych remontów - opowiada. - W odpowiedzi otrzymaliśmy zapytanie o plan imprez wakacyjnych i wolne miejsca w ośrodku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny