Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wieś Berżniki. Starosta wyciągnął rękę po pole schorowanej staruszki

Agata Masalska [email protected]
Jestem właścicielką gospodarstwa, czy to podoba się staroście, czy nie - mówi Marianna Namiotko. - Wyroki sądu, a takie posiadam, powinien szanować.
Jestem właścicielką gospodarstwa, czy to podoba się staroście, czy nie - mówi Marianna Namiotko. - Wyroki sądu, a takie posiadam, powinien szanować. Agata Masalska
Starosta sejneński chciał pozbawić mnie dorobku życia - skarży się Marianna Namiotko ze wsi Berżniki. - Jeździł po moim polu, orał je, obsiewał i kosił trawę. Rządził się, jak na swoim. A na dodatek straszył policją.

Radni też chcą wiedzieć

Radni też chcą wiedzieć

Kilka tygodni temu opozycyjni radni powiatu sejneńskiego zażądali od starosty wyjaśnień. Uznali bowiem, że to nie przystoi, aby tak wysoki rangą urzędnik naruszał prawo. Piotr Alszko stwierdził wówczas, że kobieta zażądała od niego pieniędzy. Chciał je przekazać, ale za potwierdzeniem. Na to z kolei nie zgodziła się właścicielka nieruchomości. Opozycja zastanawia się, czy nie złożyć wniosku o odwołanie starosty.

Kobieta mówi, że z tego powodu straciła kupę nerwów. - Mało brakowało, a wpędziłby mnie do grobu. Jestem schorowana, z trudem się poruszam - dodaje rozżalona emerytka. - Tymczasem zamiast zająć się sobą, muszę biegać po sądach.

Starosta nie poczuwa się do winy. - Zostałem wprowadzony w błąd - przekonuje Piotr Alszko.

Berżniki, rozciągnięta na ścianie lasu przygraniczna wieś w gminie Sejny. Głośno o niej było parę lat temu, gdy ludzie bronili księdza. Nie chcieli go, wbrew decyzji biskupa, wypuścić z parafii. Pilnowali duchownego przez kilka dni i postawili na swoim. Teraz znowu o wsi jest głośno, za sprawą starosty. Tyle tylko, że ludzie go nie bronią.

Dali ziemię za grosz

Gospodarstwo Namiotków znajduje się na końcu wsi. Zadbane, choć opuszczone obejście. Trudno się dziwić, ponieważ pani Marianna ma 78 lat.

- Nie mam siły, aby cokolwiek hodować - mówi poruszająca się o kuli gospodyni.

Do wsi sprowadziła się wraz z mężem ponad trzydzieści lat temu. Na gospodarstwo, które podarowała im ciocia.

- Namówiła nas, abyśmy tutaj przyjechali. Dziś tego żałuję, bo wszystko było potwornie zaniedbane - wspomina. - Budynki chyliły się ku ziemi, dachy były dziurawe, do środka wlewała się woda. A na polu pełno perzu i kamieni. Harowaliśmy od świtu do nocy, aby jakoś to uporządkować.

Kilkanaście lat później mąż zachorował. Namiotkowie postanowili więc wydzierżawić pole mieszkającemu w sąsiedniej wsi Piotrowi Alszko, wówczas nauczycielowi, a dziś staroście sejneńskiemu.

- Można powiedzieć, że oddaliśmy mu te hektary za symboliczną złotówkę - precyzuje gospodyni. - Za dzierżawę około 27 hektarów płacił bowiem 50 zł rocznie. Ludzie śmiali się z nas. Mówili, że chyba nam w głowach się poprzewracało. Ale cieszyliśmy się, że pole nie leży odłogiem i nie porasta chwastami.

Jeździł, jak po swoim

Kilka lat później pani Marianna pochowała męża. Przeprowadziła postępowanie spadkowe i została jedynym prawowitym właścicielem gospodarstwa. Posiada na to wyrok sądu. Ale prawo do ziemi to jedno, a ręce do pracy - drugie. Gospodarstwem dalej nie było komu się zająć.

- Dzieci pokształciły się, osiadły w miastach - dodaje. - Zresztą, nie próbowałam ich przekonywać, aby wrócili.

W 2004 roku Marianna Namiotko zawarła więc kolejną umowę dzierżawy z Alszko. Znowu u notariusza i znowu na dziesięć lat.

- Tym razem warunki były dla mnie znacznie korzystniejsze - kobieta pokazuje dokumenty. - Najemca miał płacić podatki za budynki oraz 600 złotych czynszu rocznie. Mało? Fortuny zbić nie chciałam. Cieszyłam się, że mam z czego dołożyć do zakupu lekarstw, ponieważ renta, którą otrzymuję jest śmiesznie niska.

W lutym minionego roku umowa wygasła. Pani Marianna mówi, że dzierżawca nie zabiegał o jej wznowienie, nie podpisał kolejnej umowy. Ale przysłał pismo, w którym informował, że jest użytkownikiem pola i zamierza na nim w dalszym ciągu pracować. A wszelkie próby utrudniania będzie zgłaszał policji. Kobieta sądziła, że to jakiś żart. Ale w połowie kwietnia okazało się, że się myliła. - Pewnego dnia zobaczyłam, jak Alszko robi na moim polu obsiewkę - opowiada. - Poszłam zapytać o co tu chodzi, ale nie chciał za mną rozmawiać. Wezwałam policję.

Parę tygodni później sytuacja się powtórzyła. Były dzierżawca miał wówczas zaorać cztery hektary pola i zasiać je gryką. A później zabrał się za koszenie trawy. Gdy Namiotko ustawiła na polu znaki zakazujące wjazdu, Alszko napisał do niej, że prowadzi tam działalność rolniczą. A w takiej sytuacji nie wyraża zgody na umieszczanie jakichkolwiek tablic. Zażądał, aby właścicielka je zabrała i przypomniał, że może być za to ukarana.

- Straszył mnie - denerwuje się kobieta i ociera łzy. - Rządził się jak na swoim i jeszcze mnie straszył. To nie mieści się w głowie! Pewnie chciał wykurzyć starą babę pod most.

Jesienią minionego roku dostała od Alszki kolejne pismo. Tym razem były dzierżawca informował, że ziemia do niej nie należy. O co chodziło? Otóż, okazało się, że krewni pani Marianny postanowili podważyć umowę darowizny sprzed 35 lat. Prawnicy mówią, że nawet gdyby były ku temu podstawy, to kobieta majątek już zasiedziała. Ale sąd musi to stwierdzić.

- Nie mam na to dowodów, ale podejrzewam, że stoi za tym starosta - dodaje Marianna Namiotko. - Podburzył kuzynów, aby wystąpili przeciwko mnie.

Sąd ukarał starostę

Czy tak było, nie wiadomo. Fakt, że poruszająca się o kuli starsza kobieta, zamiast dbać o swoje zdrowie od paru miesięcy nie wychodzi z sądu. Odbyło się już kilka procesów. Z różnego powodu. - Alszko chciał, abym zapłaciła mu dziesięć tysięcy złotych odszkodowania - pokazuje dokumenty. - Za to, że nie może kupić ziemi.
Tłumaczył bowiem, że gdyby o tym wiedział, to postępował by z ziemią inaczej. Np. nie zbierałby kamieni z pola. Sąd uznał jednak, że to roszczenie bezzasadne. A w innych postępowaniach zakazał staroście dalszego użytkowania pola. Ukarał go też za to, że na cudzej ziemi, czyli pani Marianny, skosił trawę. - Na podstawie prawomocnych już wyroków powinien mi zapłacić ponad 5 tysięcy złotych - wylicza kobieta. - Mijają miesiące, a pieniędzy nie ma. Będę prosiła o pomoc komornika.

Jest jeszcze jedna sprawa, w prokuraturze. Ta ustala, czy starosta doprowadził Namiotko do rozstroju zdrowia. Wprawdzie śledczy chcą postępowanie umorzyć, ale kobieta złożyła skargę na tę decyzję do sądu. Ten ją rozpatrzy w połowie lipca.

Piotr Alszko nie przyjmuje faktu, że Namiotko jest właścicielką nieruchomości. - Toczy się postępowanie spadkowe - tłumaczy. - Ale sprawa jest bardzo skomplikowana, ponieważ uprawnionych do majątku jest około 50 osób.

Pani Marianna mówi, że spór niemal wpędził ją do grobu. - Strasznie to przeżyłam, bo ja nigdy po cudze ręki nie wyciągałam - dodaje. - A starosta chciał pozbawić mnie wszystkiego.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny