Zamieszkanie w bielskich przychodniach i aptekach zaczęło się już pod koniec grudnia, gdy zaniepokojeni pacjenci stali w długich kolejkach, by kupić leki na zapas.
- Realizowano recepty nawet na trzy miesiące z góry. Ludzie męczyli się w kolejkach, kupowali część leków drożej niż mogliby je dostać zgodnie z zasadami refundacji w nowym roku - mówi farmaceuta Marcin Żychoń.
Jednak po 1 stycznia kłopoty pacjentów wcale nie zmalały. - W jednej z przychodni na ul. 3 Maja mój tata dostał cztery recepty. Na wszystkich były pieczątki, a brakowało numeru oddziału NFZ - opowiada pani Agnieszka.
Poszukiwania "życzliwego aptekarza", które doradzali na ekranach telewizorów urzędnicy z Warszawy, okazały się w Bielsku dosyć pracochłonne.
- W trzech bielskich aptekach sieciowych usłyszałam, że recepty są źle wypełnione i nie dostanę leków, nawet kilkakrotnie za nie przepłacając - opowiada pani Agnieszka. - Dopiero w wigilię prawosławnych świąt dyżurna apteka przy Jagiellońskiej zlitowała się nad moim tatą.
Jednak i tam trzeba było donieść legitymację ubezpieczeniową emeryta. - Taki protest lekarzy jest niedopuszczalny, bo uderza w pacjentów - mówi pani Agnieszka.
Sami lekarze podkreślali, że ich protest nie był skierowany przeciwko pacjentom.
- Wypełnialiśmy tylko powinność wobec Okręgowych Izb Lekarskich, do których należą wszyscy lekarze. A Izby, podobnie jak Porozumienie Zielonogórskie, zalecały taką formę protestu - mówi Ałła Sosna-Pawluczuk z NZOZ Medycyny Rodzinnej Medica w Bielsku Podlaskim.
Jak zapewniła, lekarze z jej przychodni starali się ułatwiać życie pacjentom.
- Cały czas mieliśmy kontakt z lokalnymi farmaceutami i staraliśmy się być elastyczni. Nasi pacjenci otrzymywali wypisane przez nas leki w cenie zgodnej z refundacją. Zresztą sami podchodzili do naszej akcji ze zrozumieniem - mówi doktor Ałła Sosna-Pawluczuk.
Do protestu nie przystąpił bielski szpital.
- Nasi lekarze nie powinni stawiać na receptach pieczątek. Znalezienie na ekranie komputera stopnia refundacji trwa zaledwie parę sekund - zapewnił dr Arsalan Azzaddin, wicedyrektor ds. lecznictwa SP ZOZ w Bielsku Podlaskim.
Przyznał jednak, że to nie lekarz ma określać stopień refundacji ceny leku. - Powinien to regulować elektroniczny system informacji o pacjencie - mówi dr Azzaddin, który kilka lat temu był szefem departamentu leków w warszawskiej centrali NFZ. - Wtedy była szansa, by wprowadzić taki system. Mogliśmy go dostać tanio w ramach tzw. offsetu za zakup F-16. Ale zabrakło zgody politycznej.
Jednak niektórzy lekarze szpitalni włączyli się do protestu.
- Część recept ze szpitala też miała pieczątkę - opowiada pani Małgorzata, farmaceutka z jednej z bielskich aptek. - Myśmy je realizowali. Tylko jeśli na recepcie nie było numeru oddziału NFZ, prosiliśmy o poświadczenie ubezpieczenia.
Większym problemem była niemożliwość wymiany danego leku na tańszy i niestarannie wypisane recepty.
- Aż do ostatniego piątku realizowaliśmy recepty z pieczątkami. Przestaliśmy, gdy wezwały nas do tego organizacje aptekarskie - mówi Marcin Żychoń. - Ta reforma była źle przygotowana i źle wprowadzana. Jej koszty zrzucono na nas, aptekarzy, lekarzy i głównie na pacjentów - dodaje.
W poniedziałek protest pieczątkowy zawiesiła część bielskich lekarzy.
- Nie stawiamy już pieczątek, a stopień refundacji leku wypisujemy tylko wtedy, gdy w danym preparacie jest on różny dla różnych schorzeń - mówi doktor Ałła Sosna-Pawluczuk.
- My takie recepty honorujemy - zapewniają aptekarze. - Ale jeśli wrócą pieczątki, to leku ze zniżką już nie wydamy.
O proteście aptekarzy czytaj też w wydaniu głównym "Kuriera Porannego"
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?