Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielka inwigilacja już niedługo! Czy bandyci sieciowi zaatakują Polskę?

Mirosław Miniszewski [email protected] tel. 085 748 95 43
fot. Archiwum
Współcześni bandyci sieciowi potrafią włamywać się do najlepiej zabezpieczonych baz danych na świecie, jakie posiada rząd i armia USA. Jaki zatem problem będzie dla nich stanowić zacofany technologicznie kraj na peryferiach Europy?

Do 2011 roku ma powstać centralna superbaza zawierająca wszystkie dane o Polakach. Znajdą się w niej wszystkie możliwe informacje na nasz temat: ile zarabiam, jakie płacimy raty, kredyty, alimenty, rachunki; czy jesteśmy karani itp. Wszystko to zostanie zapisane pod naszym numerem PESEL. Pomysł wyszedł od jakoby liberalnego gabinetu Donalda Tuska, a zostanie przygotowany i wdrożony przez Główny Urząd Statystyczny. To jednak nie koniec.

Budowa tej inwigilacyjnej w swej naturze bazy jest ściśle powiązana z pomysłem na kolejny spis powszechny, który ma się rozpocząć już w 2011 roku. GUS życzy sobie otrzymywać szczegółowe informacje o każdym Polaku. Informacje mają przekazywać ministerstwa oraz takie instytucje jak Zakład Ubezpieczeń Społecznych, Kasa Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego, Narodowy Fundusz Zdrowia oraz Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.

Oprócz tego samorządy będą miały obowiązek ujawnić, kto mieszka na ich terenie, jakie pobiera zasiłki, jakie ma problemy socjalne, kto korzysta z pomocy urzędów pracy.

Mało tego, informacje będą zmuszeni udostępnić także dostawcy energii elektrycznej i gazu oraz firmy telekomunikacyjne. Rzecznik GUS Wiesław Łagodziński entuzjastycznie powiedział, że "po raz pierwszy państwo w takim zakresie wykorzystuje dane z państwowych rejestrów, a nie bezpośrednio od ludności".

Nic dziwnego. Nikt przy zdrowych zmysłach nie udzieliłby jego mocodawcom z własnej woli takiej ilości poufnych informacji o sobie! Niestety, już niedługo wszyscy będziemy do tego zmuszeni. W czasie nadchodzącego spisu powszechnego rachmistrze będą pytać nas o wyznanie, związki partnerskie (w tym te gejów i lesbijek), plany prokreacyjne, dojazd do pracy, planowane i przebyte remonty, numery posiadanych telefonów oraz adresy e-mailowe. Większość odpowiedzi będzie obowiązkowa.

Zdrowo myślący obywatel chciałby zapytać: "Czy ktoś tam zwariował?!". Niestety, nikt nie zwariował. Autor tego projektu, Tomasz Arabski, szef Kancelarii Premiera, który zlecił GUS jego przygotowanie, ma się psychicznie bardzo dobrze. Wydaje się, że doskonale wie, co robi.

Plan jest perfekcyjnie przygotowanym atakiem na wolność obywateli. Według wszelkich definicji klasycznie rozumianej polityki jest to przemoc w czystej formie. Przemoc bowiem nie musi polegać od razu na pałowaniu przez zomowca - jej źródłem może być także biurokracja. Przemoc nowoczesnego państwa w zasadzie ogranicza się do tej formy gnębienia obywateli. Oznacza to, że wchodzimy w nową fazę w dziejach. Polska się wreszcie modernizuje. Tyle że w azjatyckim stylu.

Po co im te dane?

Po co władzy te dane? Biurokrata odpowie, że w ten sposób rząd będzie mógł skuteczniej planować politykę socjalną, redystrybucję dóbr, dbać o rozwój itd. W rzeczy samej, takie informacje dadzą dokładny obraz naszego społeczeństwa. Tylko że takie narzędzie jest prawdziwym mieczem obosiecznym. Nigdy w historii nie było takiego przypadku, że władza chętnie pozbywała się możliwości skorzystania z mechanizmów, które raz zdobyła. Dlatego w duchu jak najdalej idącej podejrzliwości należy tradycyjnie uznać - jak na Polaka przystało - że rządowi chodzi po prostu o więcej władzy, więcej kontroli i więcej możliwości wywierania nacisku na ludzkie masy.

Stosownym będzie powołanie się tutaj na Michela Foucault, który odkrył i opisał mechanizm łączący władzę z wiedzą. Wiedza, jaką chce posiąść nasz rząd, jest takim typem informacji o nas, który da mu przewagę nad obywatelami i pozwoli mu narzucać takie rozwiązania, które w efekcie demokrację uczynią fikcją.

W czasach, kiedy obywatele tylko w ramach konstytucyjnej fikcji są suwerenem, posiadając informacje o jednostkach, z których składa się masa narodu, można doskonale sterować wszystkim zza rządowego biurka. Tak się przynajmniej wydaje rządzącym. Nigdy nie uwierzę w warunkach naszej zepsutej do cna polityczności w dobre intencje władzy.

Nie dam też sobie wcisnąć kitu, że te dane, które będą zebrane z naruszeniem liberalnej i republikańskiej tradycji (na prawo nawet się nie powołuję, bo do tego czasu zostanie ono skwapliwie i odpowiednio zmienione), będą służyły tylko do zacnych celów.

W ten sposób niweczy się dwuipółtysiącletnie dziedzictwo naszej cywilizacji, która od samego początku tworzyła się w atmosferze walki między ludem a władzą, i która wreszcie wydała z siebie twór w postaci wolności politycznej. To na skutek tego długiego konfliktu pojawiło się coś takiego jak konstytucja, prawa człowieka itp.

W dziejach Europy zawsze jednak istniała silna pokusa zaprowadzania porządku politycznego na modłę azjatycką, gdzie władza była absolutystyczna.

Dzisiaj, kiedy technika pozwala na gromadzenie danych w ilości, o jakiej niedawno się nikomu jeszcze nie śniło, absolutyzm czeka tuż za rogiem. Kiedy ktoś wie o nas wszystko, może też zrobić z nami wszystko. Nie ma już intymności i prywatności, a wolność staje się na powrót snem. Może być też tak, że ów rządowy projekt jest wynikiem zagalopowania się i jego twórcy nawet nie zdają sobie sprawy z tego, jakiego demona zamierzają wyhodować i nie mają pojęcia, co nam grozi, kiedy wymknie się on spod kontroli. Jeśli ktoś ma wątpliwości, to nie trzeba daleko szukać odpowiedzi.

Wystarczy lektura takich dzieł z kanonu literatury jak "1984" George'a Orwella czy "Nowy wspaniały świata" Aldousa Huxleya. Książki te już dawno przestały być fantastyką, a nawet fikcją. To zaiste precyzyjne podręczniki nowoczesnej polityki.
Jak mogą być wykorzystane dane statystyczne i demograficzne, można się przekonać z mrożącej krew w żyłach książki Edwina Blacka pt. "IBM i Holokaust. Strategiczny sojusz hitlerowskich Niemiec z amerykańską korporacją", wydanej w Polsce w 2001 roku. Jest to obszerny dokument ukazujący, jak firma IBM pomogła nazistom zrobić spis powszechny, a potem obrobić te dane za pomocą urządzeń sortujących dane, które były poprzednikami komputerów. Dzięki temu w odpowiednim czasie hitlerowcy wiedzieli, gdzie mieszkają Żydzi, ilu ich jest, jaki jest ich status i majątek. Gdyby nie pomoc amerykańskich specjalistów i brak urządzeń przetwarzających informacje, Niemcom nigdy nie udałoby się wymordować tylu ludzi.

Nie chcę w żadnym razie tym przykładem zasugerować, że nasz rząd planuje coś podobnego. Chodzi mi tylko o pokazanie przez skrajność, co można zrobić z ludźmi, kiedy ma się o nich wystarczająco dużo informacji.

Nie dadzą sobie z tym rady

I tutaj dochodzimy do kolejnego problemu. Wydaje się, że nie jesteśmy jako państwo w stanie, po pierwsze, przerobić na razie tak wielkiej ilości informacji, po drugie, zgromadzenie takiej ich ilości w jednym miejscu naraża je na ryzyko informatycznego ataku. Współcześni bandyci sieciowi potrafią włamywać się do najlepiej zabezpieczonych baz danych na świecie, jakie posiada rząd i armia USA.

Jaki zatem problem będzie dla nich stanowić zacofany technologicznie kraj na peryferiach Europy? W przypadku włamania się do bazy GUS-u i wykradzenia tych informacji będziemy wszyscy narażeni na ogromne niebezpieczeństwo. Całkiem prawdopodobne jest to, że współczesne wojny będą się toczyć nie tyle na frontach i w okopach, co w sieci. Niedawny przykład Estonii zaatakowanej przez rosyjskich hakerów jest tylko niewinnym przykładem tego, co może mieć miejsce z nami w przyszłości.

Część z tych danych, które rząd zamierza zgromadzić w jednym miejscu, jest już i tak dostępna w instytucjach, które do ich posiadania są uprawnione. Rozproszone nie tylko są bezpieczniejsze, ale przede wszystkim łatwiej nimi zarządzać i jej analizować. Jest to związane z tzw. problemem obliczalności. Im większy stopień rozproszenia informacji, tym łatwiej z nich skutecznie korzystać. Centralne bazy danych są z góry skazane na liczne i nierozwiązywalne problemy.

Obywatelskie nieposłuszeństwo

Co może w tej sytuacji zrobić obywatel? Kiedy łamane jest ewidentnie jego wywalczone przez wieki prawo do wolności i prywatności, a przepisy to umożliwiające są uchwalone w sposób niezgodny z umowa społeczną, można uznać to za przemoc. Przemoc jest, obok władzy, mocy i siły, jednym z elementów życia politycznego.

Ma ona taką naturę, że działa w dwóch kierunkach. Skierowana w stronę obywateli może w końcu wywołać reakcje w postaci oporu. Opór to przemoc o odwróconym kierunku działania, w tym przypadku przeciw władzy. Najskuteczniejszą i najzacniejszą formą oporu jest obywatelskie nieposłuszeństwo. Jest to potężne narzędzie, lekceważone nader często przez rządzących. A to za jego pomocą Gandhi rozłupał od środka Imperium Brytyjskie i zapewnił Indiom niepodległość.

W przypadku omawianego projektu obywatel może, w ramach obywatelskiego nieposłuszeństwa, odpłacić się przemocą za przemoc i po prostu nie wypuścić rachmistrza (czyt. rządowego szpiega) do domu. Albo jeszcze lepiej zaprosić go do mieszkania i naopowiadać mu bzdur, podając fałszywe informacje na swój temat.

W ten sposób siła GUS-owskiej superbazy zostanie złamana i będzie kompletnie nieprzydatna. Oto moja odpowiedź na zamach na moją wolność i plan tego, co sam zamierzam zrobić. Rząd Platformy Obywatelskiej myśli sobie, że może ze mną robić, co chce. I to jest jego słabość.

Zawarliście z nami umowę

Platforma Obywatelska zawarła z nami, młodymi, dobrze wykształconymi i usytuowanymi w społeczeństwie ludźmi umowę. Poproszono nas, abyśmy pewnego jesiennego, niedzielnego popołudnia wyszli z domu i do urny wyborczej włożyli kartę z krzyżykiem postawionym w stosownym miejscu. My to zrobiliśmy.

Potraktowaliśmy to jak poważny kontrakt. Chcieliśmy normalnego, nowoczesnego państwa. Chcieliśmy polepszenia naszego losu i zagwarantowania nam tego, że będziemy mogli żyć, kształcić się rodzić i wychowywać nasze dzieci w wolnym kraju.

My teraz chcemy wypełnienia warunków tej umowy! I mamy nadzieję, że jest to rządowi Donalda Tuska wiadome. My mamy cały czas siłę głosu wyborczego. Jednego głosu, który zwielokrotniony może dokonać demokratycznego "POgromu" w czasie najbliższych wyborów.

Dlatego dobrze by było, aby rząd zajął się tym, do czego został przez naród wynajęty: pilnowaniem silnego kursu złotego i w efekcie niskiego kursu franka szwajcarskiego, bo wielu z nas spłaca kredyty mieszkaniowe w tej właśnie walucie. Niechże się rząd ten zajmie budowaniem dróg i stadionów przed EURO 2012, bo nie mamy zamiaru kolejny raz się wstydzić przed światem. Czekamy też na zreformowanie skutecznie służby zdrowia i zahamowanie galopującego bezrobocia. Niech działają nasi rządzący skutecznie i stanowczo. Ale niech się odczepią od naszej wolności, naszych poufnych danych i niech nie kombinują z tym jak koń pod górę. Aby skutecznie rządzić, nie potrzeba inwigilować obywateli. Niedługo wybory i wtedy rozliczymy się z zawartej z rządem umowy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny