Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego w Białymstoku obejmuje swoim zasięgiem pomocy ponad 700 tys. mieszkańców woj. podlaskiego. Od 1 września pracuje w mocno okrojonym składzie. Z kontraktów zrezygnowało 100 ratowników medycznych, którzy nie chcą się godzić na dotychczasowe warunki zatrudnienia.
Mimo braków kadrowych zespoły ratownictwa wyjeżdżały do pacjentów przez cały weekend.
- W Białymstoku mieliśmy pełne zabezpieczenie, wszystkie karetki wyjechały do pacjentów i to z pełną obsadą. Jedynie w regionie pojawiły się komplikacje. Jedna karetka nie była obsadzona w Sokółce. W godzinach nocnych, między godzinami 19 a 7, było różnie. Od pięciu do ośmiu zespołów nie było obsadzonych w skali całej naszej firmy. Przypominam, że wszystkich zespołów jest 34 - mówi Bogdan Kalicki, dyrektor białostockiego pogotowia. - Radzimy sobie w trudnej sytuacji, na tyle ile jesteśmy w stanie. Sytuacja jest daleka od dobrej. Ale nie jest też tak dramatycznie, jak było zapowiadane, że 1/3 karetek nie wyjdzie. Robimy wszystko, by pacjenci otrzymali pomoc. W miejscowości, gdzie są dwie karetki, jedna jest całodobowa. Ograniczamy tylko godziny nocne, szczególnie w tych miejscowościach, gdzie wyjazdów jest mało i mamy możliwość zabezpieczenia przez sąsiednie jednostki, gdyby pojawiła się nagła potrzeba wyjazdu do chorego - tłumaczy Kalicki.
Dyrektor dwoi się i troi, by obsadzić wszystkie karetki. Spina grafiki i przydziela dodatkowe dyżury. W pogotowiu pracuje duża grupa pracowników etatowych, którzy - jeśli sytuacja zakładu pracy tego wymaga - mogą być wezwani do pracy w nadgodzinach. Dyrekcja korzysta z z tej możliwości, bo daje mu ją kodeks pracy. To jednak sytuacja przejściowa. Nadal poszukiwani są dodatkowi ratownicy.
- Nowy konkurs uzupełniający został ogłoszony w czwartek. Wpłynęło już kilka ofert. Do środy można się zgłaszać. Wiem, że kolejne osoby planują złożenie ofert. O szczegółach mówić nie powinienem, ale pod koniec tygodnia spotkałem się z ratownikami i rozmawialiśmy o całej sytuacji - podkreśla dyrektor pogotowia.
Przypomnijmy, że na koniec lipca ponad 130 ratowników i pielęgniarek kontraktowych wypowiedziało umowy z Wojewódzką Stacją Pogotowia Ratunkowego w Białymstoku. Ogłoszone zostały już trzy konkursy, ale do pracy wróciła tylko część pracowników. Póki co negocjacje ratowników i dyrekcji kończyły się tylko względnym porozumieniem. Medycy oczekują m. in. podwyżki stawek godzinowych.
Więcej przeczytasz tutaj:Pracownicy Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego zbuntowali się. Nie składają ofert w konkursie ogłoszonym przez dyrektora
W ubiegłym tygodniu doszło do eskalacji emocji. Szykany, wyzwiska, a nawet pocięte opony - do takich działań wobec współpracowników stacji mieli się posunąć niektórzy kontraktowi ratownicy medyczni, którzy od 1 września nie pracują już w białostockim pogotowiu. Dyrekcja WSPR w Białymstoku mówi, że ofiarami ataków są ratownicy, którzy zgodzili się na warunki proponowane w konkursie. Jeden z wpisów z groźbami miał odnosić się też do samego Kalickiego.
- Na szczęście sytuacja się uspokoiła. Nie dotarły do mnie informacje o nowych groźbach pojawiających się na forach internetowych. Paru osobom najwyraźniej puściły nerwy, mam nadzieję, że to nie powtórzy - podkreśla Bogdan Kalicki. Warto podkreślić, że ratownicy kontraktowi, którzy od 1 września pożegnali się z białostockim pogotowiem, stanowczo odżegnują się od incydentu z pociętymi oponami.
Te produkty powodują cukrzycę u Polaków
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?