Historia rodziny okazała się i ciekawa, i złożona. W czasie I wojny światowej pradziadkowie ze strony mamy wyjechali do Rosji - opowiada pan Hieronim. - Tak postępowało wtedy wielu Polaków ze wschodnich terenów, które znajdowały się pod zaborem rosyjskim. Uciekali przed Niemcami i przed działaniami wojennymi.
Moi pradziadkowie z dziećmi trafili do Samary. To stare miasto w Rosji, założone jako warownia do obrony przez najazdami Turków. W 1935 roku bolszewicy zmienili jego nazwę na Kujbyszew, a w 1991 roku znowu wrócono do pierwotnej nazwy Samara. Od drugiej połowy XIX wieku uznawane za ważny węzeł kolejowy, łatwo więc było tam dojechać.
I tam moja babcia Aleksandra wyszła za mąż. Dziadek nazywał się Władysław Klimczuk. W 1918 roku urodziła się im córka Stefania, czyli moja mama. Więcej dzieci nie mieli. Dziadek w Rosji zajmował się handlem, jeździł koleją i sprzedawał słoninę, mąkę, sól. I z tego się utrzymywał.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości wrócili do kraju. Zamieszkali w Dojlidach Górnych.
Z pobytu w Rosji pozostały zdjęcia. Oglądam je z ciekawością, ale ze wzruszeniem. Mimo tylu przeciwności losu, perypetii i wędrówek przetrwały - mówi Hieronim Rybołowicz. - To jest fascynujące. Stanowią świadectwo naszej ciągłości, historii. Bardzo ważne wiedzieć skąd się pochodzi, znać swoich przodków. Ja teraz inaczej patrzę na grób swojej babci, kiedy wiem jak ona wyglądała. Stała mi się bliższa. Dzięki zdjęciom widzę ją jako młodą, piękną i pełną życia osobę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?