Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Walki kogutów, robaki do jedzenia. Tak wyglądają Filipiny. (zdjęcia)

Julita Januszkiewicz
kogutów to jedna z atrakcji jakimi kuszą podróżnika Filipiny
kogutów to jedna z atrakcji jakimi kuszą podróżnika Filipiny Fot. Adam Guzowski
Walki kogutów, robaki do jedzenia - to wszystko sfotografował Adam Guzowski. Jego pasja to podróże na Daleki Wschód. - Pieniądze nie są problemem. Najważniejsza jest chęć i dobre przygotowanie - mówi.

[galeria_glowna]
Zakochałem się w Azji. I to uczucie jest coraz mocniejsze. Nieraz przyłapuję się na tym, że coraz mocniej tęsknię za Dalekim Wschodem, niż za domem. Nie potrafię przestać myśleć o kolejnym wyjeździe, o ludziach, których spotkam, o miejscach i przygodach jakie mnie czekają - mówi Adam Guzowskii z Łap. Ma 32 lata. Z zawodu jest grafikiem komputerowym.

Jak mówi, całkiem niedawno znalazł klucz do własnego szczęścia Otóż, przed trzema laty wyjechał do Szwajcarii na kontrakt. I tam o dziwo, przeżył rozczarowanie światem jaki ujrzał. A on chciał zasmakować prawdziwej przygody. Od tego czasu zaczął marzyć o dalekiej podróży do nieznanego mu świata.

Na początku pochłaniał książki podróżnicze. Z niektórymi globtroterami nawet korespondował. Poznał też podróżnika z Krakowa, a ten po kilku miesiącach zaproponował mu wspólny wyjazd do Azji. Nie przez biuro turystyczne, a prawdziwą wyprawę. Adam nie zastanawiał się ani chwili.

Wybrali się do Tajlandii, Laosu i Kambodży. Potem był na Ukrainie, zwiedził słynną elektrownię w Czarnobylu. Jednak ciągnęło go do Azji. Wyruszył więc znów do krajów , w których był, ale w tym czasie wyprawił się też do Indii oraz Nepalu. A niedawno wrócił ze swojej kolejnej egzotycznej wyprawy. Tym razem szlak jego wędrówki wiódł przez pięć państw. - Rzuciłem sobie nie lada wyzwanie. Chciałem dotrzeć do miejsc, w których rzadko można spotkać białego człowieka.

Przygotowania trwały cały rok. Czytał stare książki o ekspedycjach na Daleki Wschód. Robił notatki, a na mapie zaznaczał punkty, do których chciałby dotrzeć. Wybrał porę, kiedy było najmniej turystów. I wylądował w Honkongu. Ujrzał gigantyczne lotnisko, ogromny port morski, niesamowite drapacze chmur. Ze wzgórza Victorii podziwiał panoramę dzielnicy biznesowej.

Był też w Macau, które słynie z największych i najdroższych kasyn na świecie. Jak opowiada, do niektórych z nich można wejść, ale nie można robić zdjęć. Wejście kosztuje nawet pięć tysięcy dolarów.

Ale tak naprawdę Adam nie tego szukał. Właściwym celem jego podróży były Filipiny. - Manila jest bardzo niebezpiecznym i nieprzyjemnym miastem. W sklepach, hotelach, bankach stoją po zęby uzbrojeni policjanci. W niektóre dzielnice nie warto się zapuszczać.

Na Filipinach Adam zwiedził kilka wysp, czyli Luzon, Palawan, Negros i Bahol.
Na wyspie Negros postanowił zobaczyć jeden z bardziej groźnych wulkanów. Dotarcie na miejsce zajęło mu dwa dni. Drogi były wyboiste, zaś autobusy rozklekotane. W dodatku skończyła się droga. Dalej
Adam musiał wędrować przez mroczną dżunglę. Z trudem znalazł wieś, przylepioną do zbocza wulkanu, zamieszkałą przez 50 rodzin. Okazało się, że przybysz z Europy stał się prawdziwą sensacją. Ludzie wylegali ze swoich domów, by go zobaczyć. Przede wszystkim byli bardzo gościnni i wypytywali go skąd pochodzi. Tłumaczenie nie było łatwe. Stało się im jasne, dopiero kiedy usłyszeli o Janie Pawle II. - Ale takiej kawy jaką mnie wtedy częstowano jeszcze nie piłem - opowiada.

Wiadomo, że Filipiny słyną z walk kogutów. Ale to trzeba zobaczyć. Ptaki są specjalnie karmione, myte, a nawet czesane.

Ich hodowla jest intratnym źródeł dochodów. Liczba ptasich wojowników świadczy bowiem o bogactwie właściciela. - Specjalnie dla mnie urządzono walki pokazowe kogutów. Ale zafascynowały mnie również walki pająków - dodaje Adam.

Wielu mężczyzn nosi je przy sobie w szczelnie zamkniętych i schowanych w kieszeni pudełeczkach. Nie są to zbyt duże pająki, ale wyjątkowo bojowe. Kto ma najlepsze owady cieszy się wśród innych poważaniem i szacunkiem.

Ale chwile grozy Adam przeżył na wyspie Cebu. Wiedział, że na miejscowym cmentarzu są nietypowe grobowce, w których mieszkają ludzie. Musiał to zobaczyć, chociaż policjant próbował go zniechęcić.

- Udało mi się wejść. Widok był przerażający. Z kaplic grobowych wychodzili ludzie wychudzeni, brudni, schorowani. Skłamałem, że jestem dziennikarzem. Po godzinie rozmowy zdobyłem ich zaufanie. Nawet zaprosili mnie do swoich “domów", w których żyje ponad sto rodzin. Namawiali mnie też na nocleg. Na pożegnanie podarowałem im 50 peso, czyli dwa i pół złotego. Dla nich to był majątek. Wystarczało im na kilka dni jedzenia. Zostaliśmy przyjaciółmi.

Niesamowite wrażenie zrobiło też na Adamie przejście nurtem podziemnej, ośmiokilometrowej rzeki.

- Istną plagą tego nietypowego spływu były tysiące nietoperzy. Jednak nie przeszkodziły mi one w podziwianiu fantastycznych, wręcz bajecznych formacji skalnych.

Z kolei na wyspie Bahol oglądał słynne Czekoladowe Wzgórza. No i symbol Filipin, czyli malutkie małpki, zwane tarsjuszami.

Wyprawa do tego państwa była też świetną okazją do posmakowania miejscowych i oryginalnych przysmaków. Tym bardziej, że Adam wiedział czego szukać. - Cały dzień spędziłem na odnalezieniu knajpki, która oferowała słynną potrawę tamilok. Kiedy ją zamawiałem, to kucharz patrzył na mnie z wielkim zdziwieniem, bo biali turyści zazwyczaj jej nie jedzą. Były to bowiem żywe, paskudnie wyglądające robaki z drzewa mangrowego podawane wprost na talerzu z dodatkiem soku z limonek.
Potrawa wyglądała nieapetycznie, ale smakowała całkiem znośnie. Przy pierwszym robaku zapomniałem, że trzeba odcinać im ich twarde główki.

Za to naprawdę ohydny był durian, który swoim wyglądem przypominał kolczastą piłkę. I w dodatku nieprzyjemnie pachniał, wręcz śmierdział, jak rozkładająca się ryba. Ale spróbować należało. Adamowi smakowały też rosoły.

Natomiast na Borneo zdobył najwyższy tam szczyt, czyli Kinabalu, którego wysokość sięga powyżej 4 tys. m n.p.m.

- Przez całą drogę lał rzęsisty tropikalny deszcz. Najpierw trzeba było brnąć we mgle przez dżunglę. Czym wyżej, tym roślinność była bardzo skąpa. Dokuczało też przeraźliwe zimno. Na szczyt wchodziliśmy o drugiej w nocy. Mimo zmęczenia rozkoszowaliśmy się niepowtarzalnym wschodem słońca.
Adam Guzowski wybrał się też do gigantycznych jaskiń Niah. A w drodze do malezyjskiej prowincji Sarawak wylądował w maleńkim, ale bogatym sułtanacie Brunei. Opowiada, że nie ma tam bezrobocia, biednych slumsów, a produkty w sklepach nie są opodatkowane.

Planuje już następne wyprawy. Wie, że w przyszłym roku odwiedzi Indonezję i Malezję. Jak mówi, pieniądze nie są problemem. Najważniejsze są bowiem zdrowie, upór i chęci.

Wystawę zdjęć z wypraw Adama Guzowskiego do Azji można oglądać w Małej Galerii Domu Kultury.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny