Po dwóch latach od zakupu wadliwego siana i siedmiu rozprawach jego sprawa wreszcie doczekała się zakończenia. Jak mówi pan Andrzej, nie robił tego dla siebie, ale dla rolników.
– Chciałbym, żeby rolnicy się jednoczyli, żeby byli odważni i stawiali czoła nieuczciwym handlowcom - wyjaśnia.
Remisiewicz działa w branży rolnospożywczej od ponad 20 lat. Prowadzi firmę, która zajmuje się m.in. sprzedażą nawozów. W 2015 roku rolnictwo zmagało się z klęską suszy, w konsekwencji której już jesienią powstało ogromne zapotrzebowanie na siano. Chociaż jego firma nie posiadała go w regularnej sprzedaży, postanowiła odpowiedzieć na prośby rolników i pośredniczyć w jego zakupie.
– Dokonaliśmy 100 proc. przedpłat na siano w balotach owiniętych siatką i sznurkiem. Siano miało być paszą dla zwierząt. Jednak to, co przyjechało aż znad morza, nie nadawało się do niczego – tłumaczy Remisiewicz
Pan Andrzej wziął nawet rzeczoznawcę z zakresu rolnictwa. Ten stwierdził, że skład botaniczny nie odpowiadał jakości typowego siana, co więcej stwarzał zagrożenie dla zdrowia ludzi i zwierząt oraz bezpieczeństwa żywności.
– Siano prawdopodobnie zostało źle zabezpieczone po zabelowaniu, zamokło i rozpoczął się proces gnilny. Ze względu na pleść oraz obecność toksyn nie można było stosować go ani jako paszy, ani nawet jako ściółki – mówi przedsiębiorca.
Strona sprzedająca nie uznała jednak reklamacji, więc Remiszewski postanowił wejść na drogę sądową. Tam z kolei musiał udowodnić nie tylko wątpliwą jakość towaru, ale i jego nabycie.
Sprzedawca bowiem, prawnik z Warszawy, przez cały proces twardo trzymał się tego, że jego siano było dobrej jakości. Przyczyn tego, co trafiło finalnie do rąk pana Andrzeja, jego zdaniem trzeba szukać w transporcie.
Remisiewicz domagał się zapłaty 5761 złotych. Sąd przychylił się w wniosku powoda. Ustalił, że między stronami doszło do zawarcia umowy, towar został wydany oraz był dotknięty wadą. Sąd uznał jednak, że zebrany materiał dowodowy pozwala na uwzględnienie jego powództwa w 74 proc. Pozwana będzie musiała zapłacić przedsiębiorcy kwotę 4251 zł oraz odebrać 40 balotów wadliwego towaru, w terminie 10 dni od uprawomocnienia się wyroku.
– Rolnicy nie mają czasu i pieniędzy na takie udawadnianie racji - wyznaje Zdzisław Łuba, przewodniczący Izby Rolniczej w Łomży. Ale przyznaje, że takie praktyki to rolników chleb powszedni niestety.
Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?