Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Walczył w imię dobra rolników. I zwyciężył

Joanna Bajkiewicz
Na ogłoszeniu wyroku nie pojawiła się żadna ze stron
Na ogłoszeniu wyroku nie pojawiła się żadna ze stron Joanna Bajkiewicz
Sąd uwzględnił racje skarżącego. Sprzedawca musi zapłacić mu ponad 4 tysiące złotych i zabrać wadliwe siano

Po dwóch latach od zakupu wadliwego siana i siedmiu rozprawach jego sprawa wreszcie doczekała się zakończenia. Jak mówi pan Andrzej, nie robił tego dla siebie, ale dla rolników.
– Chciałbym, żeby rolnicy się jednoczyli, żeby byli odważni i stawiali czoła nieuczciwym handlowcom - wyjaśnia.
Remisiewicz działa w branży rolnospożywczej od ponad 20 lat. Prowadzi firmę, która zajmuje się m.in. sprzedażą nawozów. W 2015 roku rolnictwo zmagało się z klęską suszy, w konsekwencji której już jesienią powstało ogromne zapotrzebowanie na siano. Chociaż jego firma nie posiadała go w regularnej sprzedaży, postanowiła odpowiedzieć na prośby rolników i pośredniczyć w jego zakupie.
– Dokonaliśmy 100 proc. przedpłat na siano w balotach owiniętych siatką i sznurkiem. Siano miało być paszą dla zwierząt. Jednak to, co przyjechało aż znad morza, nie nadawało się do niczego – tłumaczy Remisiewicz
Pan Andrzej wziął nawet rzeczoznawcę z zakresu rolnictwa. Ten stwierdził, że skład botaniczny nie odpowiadał jakości typowego siana, co więcej stwarzał zagrożenie dla zdrowia ludzi i zwierząt oraz bezpieczeństwa żywności.
– Siano prawdopodobnie zostało źle zabezpieczone po zabelowaniu, zamokło i rozpoczął się proces gnilny. Ze względu na pleść oraz obecność toksyn nie można było stosować go ani jako paszy, ani nawet jako ściółki – mówi przedsiębiorca.
Strona sprzedająca nie uznała jednak reklamacji, więc Remiszewski postanowił wejść na drogę sądową. Tam z kolei musiał udowodnić nie tylko wątpliwą jakość towaru, ale i jego nabycie.
Sprzedawca bowiem, prawnik z Warszawy, przez cały proces twardo trzymał się tego, że jego siano było dobrej jakości. Przyczyn tego, co trafiło finalnie do rąk pana Andrzeja, jego zdaniem trzeba szukać w transporcie.
Remisiewicz domagał się zapłaty 5761 złotych. Sąd przychylił się w wniosku powoda. Ustalił, że między stronami doszło do zawarcia umowy, towar został wydany oraz był dotknięty wadą. Sąd uznał jednak, że zebrany materiał dowodowy pozwala na uwzględnienie jego powództwa w 74 proc. Pozwana będzie musiała zapłacić przedsiębiorcy kwotę 4251 zł oraz odebrać 40 balotów wadliwego towaru, w terminie 10 dni od uprawomocnienia się wyroku.
– Rolnicy nie mają czasu i pieniędzy na takie udawadnianie racji - wyznaje Zdzisław Łuba, przewodniczący Izby Rolniczej w Łomży. Ale przyznaje, że takie praktyki to rolników chleb powszedni niestety.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lomza.naszemiasto.pl Nasze Miasto