Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W obronie cukrowni

Julita Januszkiewicz
W czwartek cukrownicy, plantatorzy i samorządowcy po raz drugi zablokowali w obronie cukrowni krajową ósemkę. Tym razem w Jeżewie.
W czwartek cukrownicy, plantatorzy i samorządowcy po raz drugi zablokowali w obronie cukrowni krajową ósemkę. Tym razem w Jeżewie. fot. Archiwum
Chcemy walczyć o swój byt - mówi Józef Rząca, szef "Solidarności" w łapskiej Cukrowni. Przez godzinę cukrownicy blokowali Jeżewo.

Około stu osób wyszło na przejście dla pieszych w miniony czwartek, o godzinie 10. Tym razem na miejsce swojego protestu wybrali Jeżewo.

Rozwinęli transparenty. A na nich przejmujące hasła: "Na rolniczym Podlasiu zakazać produkcji buraka? Absurd i skandal!", "Zaorać Podlasie zrobić skansen!".

Bronią miejsc pracy

- Chcemy zasygnalizować nasz problem. Bronimy miejsc pracy i rejonu plantacyjnego. Dla nas to "być albo nie być" - nie owija w bawełnę Ryszard Łapiński, szef łapskiego oddziału związku pracowników KSC. - Nie mamy innego wyjścia. Wiemy, że to poprzednia ekipa przygotowała plan restrukturyzacyjny. Ale jeżeli minister Sawicki, który też jest rolnikiem i wicepremier Pawlak, wywodzący się ze środowisk wiejskich, pozwolą zamknąć jedyną cukrownię na Podlasiu, to będzie ich klęską - dodaje.

Ma jednak nadzieję, że rząd nie podejmie tak bolesnej decyzji i nie skaże cukrowni na upadek.

Sytuacja jest nieciekawa. Los zakładu wydaje się przesądzony. Spółka złożyła już w Agencji Rynku Rolnego plan restrukturyzacji.

- Już uruchomiono procedurę. Poprzednia ekipa rządząca podjęła decyzję, ale podpisze ją obecny rząd. Jeżeli do tego dojdzie, to politycy będą twórcami dziadostwa na Podlasiu - grzmi Łapiński.

Ucierpią Łapy i całe Podlasie

Nastroje ludzi są niewesołe. Jak ognia boją się bezrobocia i biedy. Dla większości z nich praca w cukrowni to jedyne źródło utrzymania. Z firmą są bardzo związani.

W zakładzie pracują także małżeństwa. Utrata pracy byłaby dla nich podwójną udręką, bo znajdą się bez środków do życia. Na zamknięciu cukrowni ucierpią całe rodziny.

- Nie tylko nasze, ale i rolników. To dramat całego regionu - dodaje Michał Nitecki, który po raz kolejny uczestniczy w pikiecie. Prawie całe swoje życie zawodowe poświęcił cukrownictwu. W łapskiej fabryce pracuje od 28 lat.

- My nie walczymy o politykę. Nas interesują tylko miejsca pracy. Sprawy finansowe nas też nie obchodzą. Chcemy, by w tym zakładzie nadal produkowano - denerwuje się. Przyznaje, że nie wie co będzie dalej.

Średnia wieku załogi to 49 lat. Stąd i obawy większe. Ludzie zdają sobie sprawę, że w tym wieku o zatrudnienie trudno. Jednak cały czas mają nadzieję, że cukrownię uda się uratować.

- Nie byłoby nas tutaj, gdybyśmy w to nie wierzyli. Po prostu szkoda ludzi, pracowników, plantatorów, przewoźników. Ucierpi nasze miasteczko. A region jest bardzo biedny. Ciężko więc będzie nam znaleźć potem pracę - żali się Renata Mielko, w cukrowni spędziła ponad 20 lat.

Waldemar Roszkowski w 1987 roku zatrudnił się w zakładzie. To jego pierwsza praca. Do firmy trafił tuż po szkole. Rzeczywiście jest w ciężkiej sytuacji, bo na utrzymaniu ma rodzinę, w tym małe dzieci.

- Trzeba będzie szukać pracy, bo przecież samym powietrzem wyżywić się nie da. A bez pieniędzy co to za życie? - martwi się. - Na Podlasiu nic się nie buduje. Jeżeli cukrownię zamkną, to bezrobocie będzie tylko większe. Przecież to jedna z większych, nowoczesnych w kraju cukrowni. Nie można zamykać zakładu, w który można inwestować, rozbudowywać - przekonuje Roszkowski.

Czy spółka łamie prawo?

Są i plantatorzy, którzy od lat współpracują z cukrownią. Oni też wiele stracą. Dlatego nie zgadzają się z planami KSC, która uważa, że nie opłaca się produkować cukru w Łapach.

- Ciągle próbuję rozmawiać z ministrem rolnictwa - mówi Karol Tylenda, prezes związku plantatorów buraka cukrowego przy łapskiej cukrowni. Jego zdaniem spółka łamie unijne prawo, bo nie może zmusić rolników do rezygnacji z buraczanych upraw.

- Już prawie 13 procent rolników z Podlasia złożyło takie wnioski. Wynika to z niedoinformowania producentów. Twierdzono, że tacy rolnicy dostaną 300 euro za tonę buraka, a ta suma będzie wypłacana, owszem za tonę, ale cukru - wyjaśnia.

Wielu rolników waha się też czy siać w tym roku buraki - Ja na pewno posadzę - zapewnia Tylenda.

Do protestu dołączył się również Roman Czepe, burmistrz Łap, który od wielu tygodni robi wszystko, by ratować cukrownię.

- Ci z KSC już od lipca pracują w zespole. Mają alternatywne rozwiązania, ale ich nie wykorzystują. Dla nich jedynym celem jest wsparcie regionu kujawsko-pomorskiego. A tu się likwiduje 1/5 regionu plantacyjnego. Wykańcza się rolnictwo i tysiące ludzi. A Pawlak nie zabiera głosu. Nikt nic nie mówi. Nie ma dla nich tragedii. To jest straszne - oburza się burmistrz Łap. - Ja wierzę, że to nie jest walka przegrana. Politycy nie powinni na coś takiego pozwolić. Nie znam takiego przypadku w historii, by zabronić na tak ogromnym obszarze produkcji buraka - dodaje.

Będą walczyć do końca

Po obu stronach blokady ustawiły się długie kolejki tirów. Cukrownicy przepuszczają tylko autobusy i pojazdy uprzywilejowane. Kierowcy czekają. Ich uczucia są mieszane.

- Najwięcej ucierpią kierowcy. Nikt nie poinformował mnie o tej manifestacji. Nawet nie wiem po co jest ten protest - mówi wprost Jacek Budnik, który jedzie tirem do Poznania. Od nas dowiaduje się, że łapianie protestują, bo KSC chce zlikwidować cukrownię.

- Manifestację popieram. Niech ludzie strajkują. Tylko dlaczego tutaj? Powinni zablokować zarząd, drogę wjazdową z cukrowni - proponuje Michał Gwiazdek, który podróżuje tirem do Warszawy.

To już kolejna manifestacja przeciwko planom Krajowej Spółki Cukrowej. A są one proste. Spółka chce zlikwidować obszar plantacyjny wokół cukrowni. Dla ludzi oznacza to tylko jedno - zamknięcie fabryki.

Wcześniej cukrownicy pikietowali pod główną bramą zakładu. W obronie cukrowni zbierali też podpisy pod pomnikiem Józefa Piłsudskiego w Białymstoku. Strajkowali przed biurami poselskimi. A dwa tygodnie temu blokowali ósemkę w Łysych. Dwa razy byli też przed Kancelarią Premiera. Zawieźli petycje, w których proszą Donalda Tuska o ratowanie cukrowni.

Ale to nie koniec. Łapianie nie zamierzają się pogodzić z zamknięciem zakładu. Są zdeterminowani. Nie dają za wygraną. Do końca będą walczyć o miejsca pracy i przyszłość swoich rodzin. - W środę jedziemy do ministra rolnictwa. Porozumiemy się pracownikami. I będziemy blokować cukrownię - zapowiada Tylenda.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny