W miejskim żłobku drogo jak w prywatnym. Miasto planuje nowe stawki

Dotarliśmy do projektu planowanych zmian. Przygotował go białostocki magistrat. Rodzice maluchów są przerażeni. - Po córkę przyjeżdżam zwykle po ośmiu, dziewięciu godzinach, bo tak pracuję - mówi Agnieszka Zajkowska. - Nie może mi pomóc nikt z rodziny i odebrać dziecka wcześniej. Czy to oznacza, że będę płacić ponad 500 zł? To dwa razy więcej niż teraz i prawie tyle, ile kosztował nas prywatny żłobek.

Na razie dokument z propozycją nowych opłat nie jest publicznie znany. Otrzymali go jedynie przedstawiciele organizacji związkowych, bo zgodnie z prawem, muszą wydać w tej sprawie opinię. Wynika z niego, że podwyżki mogą być bardzo duże.

- Jak wyliczyliśmy, mogą sięgnąć nawet 75 procent - ubolewa Agnieszka Rzeszewska z sekcji oświaty NSZZ Solidarność w Białymstoku. - Z pewnością rodzinie to nie będzie służyć.

Projekt zakłada likwidację opłaty stałej, która teraz wynosi około 200 zł miesięcznie. W ramach tej kwoty dziecko ma prawo do maksymalnie 10-godzinnej opieki. Zamiast niej miasto chce wprowadzić stawki godzinowe. Jeśli rodzic wybierze opiekę do 8 godzin, za każdą zapłaci 1,50 zł. Ale już kolejne będą kosztować po 2 zł. Jeśli zaś maluch spędzi w żłobku więcej niż 10 godzin, rodzic zapłaci 20 zł za kolejne - ta opłata się nie zmienia. Projekt zakłada również wzrost dziennej stawki za żywienie z około 5 zł na 10.
- Rodzic płaciłby za faktyczny pobyt dziecka - zauważa Teresa Walaszek, dyrektorka Żłobka Miejskiego nr 1 w Białymstoku. - Z drugiej jednak strony myślę, że to nie wpłynie na zwiększenie wpływów do budżetu. Rodzice będą bowiem kombinować i odbierać dzieci jak najwcześniej.
Nie jest tajemnicą, że w tym roku wpływy z opłat za żłobki będą o około 350 tys. zł mniejsze od zakładanych. Powodem jest fakt, że za nieobecność dziecka rodzice otrzymują zwrot części opłaty stałej, a nie tylko za żywienie, jak było do niedawna. Magistrat twierdzi, że wprowadzając nowe stawki nie chce łatać dziury w budżecie. Jak twierdzą urzędnicy, chodzi o to, by rodzice spędzali więcej czasu z dziećmi. Bo w tej chwili, jeśli rodzice i tak płacą za 10 godzin pobytu, to wykorzystują ten czas maksymalnie.

- Podwyżki w tej formie to jedynie propozycja - zaznacza Adam Kurluta, dyrektor departamentu spraw społecznych w białostockim magistracie. - Z naszych symulacji wynika, że nie będą wcale tak duże. Wielu rodziców nie potrzebuje 8 godzin opieki w żłobku, wystarczy im mniej. Poza tym ustalenie maksymalnej opłaty za żywienie na 10 zł nie oznacza automatycznie jej wzrostu. Chcemy tylko stworzyć taką możliwość.

Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, departament rozważa likwidację żłobkowych kuchni. W ten sposób placówki zyskałyby dodatkowe pomieszczenie, a tym samym możliwość utworzenia nowej grupy.
W ocenie związkowców, podwyżki to sposób miasta na likwidację kolejek. - Podnieść ceny tak, żeby ludzi nie było stać na usługę i potem móc powiedzieć, że nie ma zapotrzebowania - ironizuje Agnieszka Rzeszewska.

Magistrat chce, by nowe stawki opłat zaczęły obowiązywać już po Nowym Roku.