Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W czasie niemieckiej okupacji dzieci musiały pracować

Alicja Zielińska [email protected] tel. 85 748 95 45
60. urodziny taty (stoi w środku), rodzina przed domem na Kurpiowskiej.
60. urodziny taty (stoi w środku), rodzina przed domem na Kurpiowskiej.
Trwała okupacja niemiecka. Pracować musiały też dzieci. Jako 13-latek zostałem skierowany przez Arbeitsamt do roboty przymusowej w zakładach graficznych na rogu ulicy Lipowej i Kupieckiej (Malmeda), tam gdzie przez wiele lat później mieścił się stary Cristal. A poza tym uczyłem się na tajnych kompletach i handlowałem w getcie. To była przyspieszona szkoła życia - opowiada Zdzisław Jachimowicz.

Jak wszyscy pracowałem dziesięć godzin, od szóstej rano do szesnastej, a często i na nocnej zmianie, z krótką przerwą 15 minut na zjedzenie kanapki. Do moich obowiązków należało utrzymanie porządku i czystości w halach maszyn drukarskich. Budynek pamiętał jeszcze czasy carskie, zimą musiałem napalić każdego dnia w czterech piecach, przedtem oczywiście narąbać drzewa, przynieść torf, oraz myć wałki maszyn drukarskich i same maszyny. Smary, szkodliwe chemikalia (bez żadnych zabezpieczeń), brak światła i przenikliwy chłód tak zimą jak i latem, mocno dawały się we znaki. Ponadto trzeba było uważać, by nie podpaść Niemcowi, który zarządzał drukarnią. Szmidt, inwalida z frontu wschodniego, który stracił rękę, odgrywał się za swoje kalectwo i walił drewnianą protezą gdzie popadło i kogo popadło.

Jeżeli nie było pracy w hali maszyn, Szmidt kierował nas do noszenia cegieł i mieszania betonu przy nowo stawianej hali maszyn. Poza tym musiałem także palić w piecach w mieszkaniach prywatnych personelu niemieckiego przy ulicy Lipowej. Po upływie roku, w kwietniu 1944 roku stanąłem przy maszynie drukarskiej, a moi miejsce zajęli młodsi koledzy. Pracowałem na tym stanowisku do 25 lipca 1944 roku. Tego dnia, pamiętam jak dzisiaj, nie wpuszczono nas do środka. Oddziały wojskowe przystąpiły właśnie do niszczenia dokumentów. Usłyszeliśmy rozkaz: uciekajcie stąd, wciśnięto każdemu po belce papieru, a za dwa dni już weszła Armia Czerwona. Niemcy uciekając w popłochu podpalili budynki, w tym nową halę z maszynami gotowymi do druku.

Szkoda, to budynek ładnie się prezentował od frontu, nowoczesny z oszklonymi drzwiami. Drukarnia działała już w latach 20. Znałem tam każdy zakątek. Tuż za ogrodzeniem znajdowało się getto.

Ogrodzenie ciągnęło się od ulicy Nowy Świat do Artyleryjskiej, Poleską aż do magazynów wojskowych, na ulicy Fabrycznej załamywało się i znowu wracało do miasta, do śródmieścia. Chodziłem tam często, wiedziałem gdzie są tajemne przejścia, wystarczyło odsunąć deskę, która w takich miejscach zwykle trzymała się na jednym gwoździu. W getcie handel szedł na całego. Było dużo różnych towarów, które oficjalnie sprzedawano, z tym że po cenach horrendalnych, na które samych Żydów zwykle nie było stać, bo oni nie dostawali za swoją pracę pieniędzy. Kupowaliśmy kawę, herbatę, tytoń. Do getta natomiast, ja na przykład nosiłem żarówki o małej mocy, najlepiej 15-tki, 25-tki, żeby jak najmniej prądu zużywały. Nabyte za to towary potem sprzedawaliśmy Niemcom, za kawę gotowi byli zapłacić każdą cenę.

Oczywiście chodziło tu o wojskowych, zwykłych żołnierzy, bo ci z gestapo, służby porządkowej czy z SS mieli wszystkiego pod dostatkiem, a i potrafili zabrać bez żadnych skrupułów co im się podobało. Prości żołnierze mieli tyle co dostali z przydziału, więc też kombinowali na różne sposoby. Sprzedawali buty, papierosy, nawet broń. Jasne, że trzeba było uważać, w każdej chwili groziła wpadka, a wtedy więzienie, obóz, czy rozstrzelanie w razie ucieczki. Kiedyś pamiętam szmuglowałem chyba z 50 żarówek, nosiłem taką długą jesionkę, w poły za podszewkę pakowało się te żarówki i tak obładowany ruszałem. Poszliśmy we trójkę, ja i dwóch braci Beckerów, Janek i Czesiek, ich ojciec był folksdojczem, podziemie wydało na niego później wyrok za współpracę z Niemcami. Szliśmy wtedy nie przez drukarnię, tylko obok budynku, gdzie mieszkało dwóch Niemców, to było wbrew pozorom bezpieczne przejście. I ci bracia Beckerowie najpierw mnie wystawili, kazali iść pierwszemu. Miałem farta, udało mi się, a gdy oni wyszli akurat napatoczył się patrol niemiecki i wpadli. Ale wywinęli się, ojciec miał dobre znajomości. Gdyby mnie złapali, to obóz murowany. Ale co tam, w takim wieku nie ma strachu. Nie miałem w ogóle świadomości, że ryzykuję. Cieszyłem się, że jako gówniarz zarabiałem więcej niż mój tata.

Ponadto uczyłem się. Do godziny szesnastej robota w drukarni, a od siedemnastej tajne komplety u pani Parzyńskiej. To była wspaniała nauczycielka, odważna, z poświęceniem. Chudzinka, przygarbiona, włosy rozwichrzone, uczyła nas polskiego, historii, matematyki i geografii oraz niemieckiego. Byłem tak przygotowany, że jak poszedłem zdawać po wojnie do ogólniaka, to trzy zadania z matematyki rozwiązałem w 15 minut. Była ogromna chęć nauki, człowiek łaknął tej wiedzy, wprost wsysał w siebie. wsysał dosłownie.

My mieszkaliśmy przy ul. Kurpiowskiej 6, tuż przy Angielskiej, a pani Parzyńska przy Bema 28, u państwa Łosiów. Jak szedłem na komplety, to przez podwórza, z posesji na posesji, żeby nie chodzić po ulicach, gdzie można było natknąć się na patrol. Nikt nikomu nie zabraniał. Ludzie ze sobą żyli jak w rodzinie. Na komplecie było nas pięcioro: Wiesia Wojciechowska, Stasia Dziejma, Mirek Abramowicz, Zbyszek Szeps i ja. Któregoś razu podczas nauki przyszli Niemcy. Pani Parzyńska w porę zauważyła, od razu złapała śpiewnik niemiecki, usiadła przy pianinie i zaczęła grać, a my zaczęliśmy śpiewać po niemiecku. Niemcy pokiwali głowami, gut, gut - powiedzieli i poszli. Pani Łosiowa jednak bardzo się wystraszyła i panią Parzyńską przyjęła na kwaterę pani Miklasz, mama kolegi mego brata. Oni obaj należeli do AK, wpadli w zasadzkę, Romek zginął pod Białymstokiem, a mego brata rozstrzelano w Grabówce.

Pani Parzyńska przez całą okupację prowadziła tajne komplety. Zajęcia odbywały się na dwie zmiany, jedna grupa z rana, druga po południu. Wieczorem, świecąc karbidówką odprowadzałem młodszych do domu. Takie to było czasy. Dzisiejsza młodzież nie jest w stanie nawet tego sobie wyobrazić.

Za tydzień dalsza część opowieści pana Zdzisława o trudnych latach powojennych.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny