Więźniowie będą pracować w Białymstoku
Pan Łukasz ma 37 lat. I wyrok czterech lat więzienia za jazdę pod wpływem alkoholu. - Bo trochę się tego nazbierało, ale na szczęście bez żadnych tragedii - przekonuje.
Skazany od prawie pół roku pracuje w jednej z białostockich szkół. - Teraz wymieniamy oświetlenie, remontujemy sale - opowiada mężczyzna. I cieszy się, że może pracować. W szkole jest od godz. 7.30 do 14. Oprócz weekendów. - Nie mogę się doczekać poniedziałku, kiedy znowu tutaj wrócę. Bo mam kontakt z ludźmi i jestem jakby na wolności - opowiada pan Łukasz.
Obecnie w Zakładzie Karnym w Białymstoku przebywa około 300 więźniów. - Mało kto wie, że codziennie ponad stu osób wychodzi poza mury zakładu i na terenie miasta wykonuje różne prace - mówi płk Piotr Kondraciuk, dyrektor Zakładu Karnego w Białymstoku.
W środę podpisał umowę z władzami miasta. Dotyczy zatrudnienia skazanych. Wyremontują oni trzy mieszkania dla niepełnosprawnych intelektualnie mieszkańców. - Przykładowo mają oni 40 lat, a ich rodzice zdają sobie sprawę, że niedługo odejdą. Co się więc stanie z ich dziećmi? - pyta Adam Kurluta, dyrektor departamentu spraw społecznych w białostockim magistracie.
- Chcemy więc takie osoby nauczyć samodzielności, by wiedziały co to jest wartość pieniądza. I żeby - daj Boże - znalazły pracę - dodaje Adam Kurluta.
Stąd narodził się pomysł z mieszkaniami. Niepełnosprawni intelektualnie mają tu żyć samodzielnie. Ale pod okiem opiekunów. - Myślę, że te mieszkania będą gotowe w połowie roku - ma nadzieję Rafał Rudnicki, wiceprezydent. Co ważne, miasto nie poniesie żadnych kosztów związanych z zatrudnieniem więźniów. - Podpisana z zakładem karnym umowa to kontynuacja współpracy z 2015 roku - przypomina Rafał Rudnicki.
Wtedy skazani odnowili również trzy mieszkania. W dwóch znalazły schronienie matki z dziećmi, które padły ofiarami przemocy domowej. Do trzeciego wprowadziła się osoba z zaburzeniami psychicznymi.
Rafał Rudnicki liczy, że w przyszłości powstaną kolejne mieszkania dla potrzebujących. - I będą je remontowali więźniowie - ma nadzieję.
Piotr Kondraciuk przypomina, że białostocki zakład karny jest w krajowej czołówce w zakresie zatrudnienia skazanych. - Praca jest nieodpłatna, a mimo to garną się oni do niej. Jest to dla nich jakby furtka do wolności - przyznaje szef zakładu.
Więźniowie biorą udział w porządkowaniu m.in. Cmentarza Wojskowego, czy pracach remontowych w szkołach.
Rozmowa
Czy skazani chętnie są zatrudniani?
Płk. Piotr Kondraciuk, dyrektor Zakładu Karnego w Białymstoku: Współpracujemy z wieloma przedszkolami, szkołami, żłobkami. Jest też zainteresowanie firm prywatnych. Ustawiają się do nas kolejki pracodawców, w tym dużych firm. Proszą nas o skazanych do pracy. Nie ma więc oporu społecznego.
Czy więźniowie dostają wypłaty?
W prywatnych firmach pracują za płacę minimalną. Dla pracodawcy to nieduża stawka. Skazany z tej kwoty otrzymuje ok. 1/3 do własnej dyspozycji. Reszta pieniędzy jest przeznaczana na różnego rodzaju fundusze. Na przykład ostatnio w Polsce jest popularna budowa hal na terenach zakładów karnych, gdzie mogliby pracować skazani.
Co takim osobom daje praca?
Oni wiedzą, że wzorowe zachowanie w trakcie pracy spowoduje, że zostaną dobrze ocenieni przez nas. To pozwoli im skorzystać z przepustek, spotkać się z rodzinami. Będą też mogli ubiegać się o wcześniejsze zwolnienie.
Czy każdy może pracować?
Przyjęliśmy zasadę, że u nas mogą wyjść do pracy na zewnątrz osoby nieskazane za poważne przestępstwa. Za termin bezpieczny uznaliśmy 3 lata do końca kary. Uważamy, że taki więzień nie popełni nowego przestępstwa i nie ucieknie. Do pracy wychodzi ponad 100 osób. W 2016 roku nie wróciły z niej 3-4 osoby.
Przeczytaj też: Czy podlascy policjanci znów będą na ustach całego kraju?
Kto musi dopłacić do podatków?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?