Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Virtuti Militari za kozaka

Alicja Zielińska
Krzyż Virtuti Militari
Krzyż Virtuti Militari
Pojechał na zwiad, by zasięgnąć języka o wojsku nieprzyjaciela, a udało mu się wziąć do niewoli żołnierza, który wiózł bardzo ważne dokumenty sztabowe. Za to został nagrodzony Krzyżem Virtuti Militari. Ta historia przytrafiła się memu stryjowi na Podlasiu, podczas wojny polsko-bolszewickiej w 1920 roku - napisał do nas Zbigniew Mazurkiewicz.

Rodzina mego ojca wywodzi się z południa Polski, z okolic Jasła - mówi pan Zbigniew. - Dziadek był młynarzem, młyn odziedziczył po swoim ojcu, po I wojnie światowej stracił go jednak wraz z całym majątkiem. Mimo trudnych warunków przywiązywał wielką wagę do edukacji dzieci. Miał ich pięcioro. Dwóch synów i trzy córki - jedna zmarła jako młoda dziewczyna. Z czworga rodzeństwa troje zostało nauczycielami: Józef właśnie i dwie siostry. Skorzystali oni z możliwości bezpłatnej nauki, którą gwarantowało wtedy państwo osobom, które kształciły się na pedagogów.

Natomiast mój ojciec wybrał studia na Politechnice Lwowskiej. Studiował aż 11 lat, bo rodzina nie mogła mu pomagać finansowo, musiał sam zarabiać, przerywał studia, pracował. W 1936 roku otrzymał dyplom inżyniera. Napisał aplikacje do paru instytucji w Polsce, w których były szanse na zatrudnienie. Postanowił, że kto pierwszy odpowie, tam pójdzie. I pierwszą odpowiedź otrzymał z Białegostoku. Pracował w urzędzie wojewódzkim w zarządzie dróg, potem zaproponowano mu kierownictwo urzędu drogowego w Sokółce i tam się przeniósł.

Ukrywana historia

Stryj Józef często nas odwiedzał. Był zapalonym wędkarzem, wyjeżdżał nad jeziora, żeby łowić ryby. O historii z wojny polsko-bolszewickiej usłyszałem jednak dopiero w latach 60, jako dorosły.

A było to tak. W 1918 roku Józef Mazurkiewicz miał 17 lat i uczył się w Seminarium Nauczycielskim w Krośnie. Kiedy Polska odzyskała niepodległość, na fali entuzjazmu, jak wielu jego rówieśników zaciągnął się do polskiego wojska. O nauce jednak nie zapomniał. Podczas krótkiego urlopu w czerwcu 1919 roku zdał egzamin maturalny. Został nauczycielem, bezterminowo urlopowany z wojska poszedł uczyć w szkole.

Nie cieszył się jednak zbyt długo cywilnym życiem, bo rozpoczęła się wojna z bolszewikami o granice Rzeczpospolitej i w lipcu 1920 roku powołano go do służby wojskowej. I tak z Dywizją Strzelców Podhalańskich, już po Bitwie Warszawskiej, w pogoni za cofającymi się wojskami bolszewickimi trafił na Podlasie.
Wymarsz na zwiad

Po ciężkich walkach z nieprzyjacielem, wymęczone i niewyspane wojsko znalazło się w okolicach Białegostoku. Oddział zwiadu, do którego stryj był przydzielony, otrzymał rozkaz zdobycia języka. Służba nie drużba - więc kilku żołnierzy siadło na koń i ruszyło w nieznane, bowiem sytuacja była niepewna, a pozycje przeciwnika zupełnie nierozpoznane.

Noc, zmęczenie, siąpiący deszcz, jednostajnie człapiące konie, usypiały oddział, a przerwy w jeździe stawały się coraz rzadsze. Gdy po kolejnej, dłuższej drzemce Józef Mazurkiewicz się ocknął, spostrzegł zdziwiony, że jest sam w nieznanej okolicy, a na wschodzie niebo zaczynało się przejaśniać.

W dzień niebezpieczeństwo natknięcia się na oddział sowiecki było duże, więc Józef zupełnie już wybudzony, z natężoną uwagą zawrócił tam, gdzie jego zdaniem, powinny znajdować się wojska własne. Naraz usłyszał odgłos kopyt. Ukrył się w krzakach. Z porannej mgły wyłonił się oddział sowiecki i przejechał drogą. O to chodziło. Ale przecież w takiej sytuacji nie było mowy o wzięciu jeńca.

Cenny jeniec

Jadąc dalej i wyjeżdżając z kolejnego zakrętu, ku wielkiemu swemu zaskoczeniu, zetknął się Józef Mazurkiewicz pysk w pysk (koński) z takimże samotnym żołnierzem sowieckim, równie jak on zaskoczonym widokiem przeciwnika - opisuje pan Zbigniew. - Polak zreflektował się pierwszy i szybciej zarepetował karabinek. Tamten nie miał szans, musiał się poddać. Po skrępowaniu jeńca, zakneblowaniu mu ust i przywiązaniu do konia Mazurkiewicz ruszył do swoich.

Klucząc i ukrywając się przed przejeżdżającymi oddziałkami nieprzyjaciela udało mu się dostarczyć wziętego do niewoli żołnierza do sztabu. Na miejscu okazało się, że porwany kozak był łącznikiem i wiózł ważne, niesłychanie przydatne dokumenty sztabowe. Stanowił więc znakomite źródło informacji.

Odznaczenia w Białymstoku

Dowództwo w pełni doceniło zasługi Józefa Mazurkiewicza i wystąpiło z wnioskiem o przyznanie mu Krzyża Virtuti Militari. Uroczystość odbyła się w Białymstoku na rynku przed ratuszem 3 września 1920 roku. Przybył na nią dowódca dywizji gen. Andrzej Galica w otoczeniu swego sztabu i delegatów wszystkich pułków dywizji górskiej. Jak pisze Tygodnik Podhalański, "mający być odznaczonymi zgromadzili się na obszernym placu". Generał wygłosił płomienną mowę o bohaterstwie żołnierzy. Przy nazwisku Józefa Mazurkiewicza czytamy, że "swoją gorliwość i działalność okazał szczególnie przy wyprawie na Gródek, pełniąc służbę wywiadowcy. Podczas jednego takiego wywiadu wziął do niewoli kozaka wraz z koniem, siodłem, rynsztunkiem i ważnymi rozkazami nieprzyjaciela".

Stryj opowiadał nam, że z Białegostoku wtedy zapamiętał ratusz z przylegającymi wokół żydowskimi straganami z naftą, mydłem i powidłem oraz gęsi pasące się na rynku, które plątały się pod nogami wojska podczas uroczystości.

W ostatniej wojnie Józef Mazurkiewicz nie brał udziału, ale czynnie uczestniczył w konspiracji, należał do AK. W PRL pozostał wierny zawodowi nauczyciela. Wrócił w rodzinne Podkarpacie, został kierownikiem szkoły. Na emeryturze przeniósł się do Jasła. Zmarł w 1976 roku.

Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny