Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uwaga, w szpitalach kradną na potęgę

Beata Terczyńska
K.Kapica
Wartościowe rzeczy lepiej zostawić w szpitalnym depozycie - przestrzegają lekarze. Złodzieje są coraz bardziej bezczelni.

- Złodziej, który już wcześniej grasował na dziecięcym oddziale, znów wrócił. Tym razem na oku miał laptopa 15 - latka. Pielęgniarki go przegoniły. Ale na jak długo, zobaczymy - mówi nam w piątek lekarka z rzeszowskiego Szpitala Miejskiego, wzburzona bezczelnością mężczyzny.

Pani doktor opowiada, jakich sztuczek używają szpitalni złodzieje. Jakiś czas temu zauważyła mężczyznę, rozglądającego się po salach oddziału, rzekomo szukającego dziecka leżącego piętro wyżej, na ortopedii. Kiedy znikła w gabinecie, ten wywołał z sali matkę z dzieckiem pod pretekstem, że ona woła je na pilną konsultację w sprawie podawanych leków. Matka zostawiła przy łóżku torebkę. Złodziej ukradł jej całą wypłatę.

- Inny zastosował identyczną pułapkę z wywabianiem z sali. Zabrał matce laptopa. Gdy szybko zorientowałyśmy się, że doszło do kradzieży, kobieta zdążyła jeszcze komórką zrobić mu zdjęcie przez okno. Pamiętała dokładnie, jak wyglądał. Policji udało się go zatrzymać. Ale właśnie ten znów powrócił - mówi. - Widząc zakapturzonych, młodych ludzi, często pytam, kogo szukają w szpitalu. Podejrzewam, że przed świętami złodzieje zbiorą żniwo.

Dodaje, że upomina rodziców, by nie przynosili pociechom laptopów, na których dzieci oglądają bajki. Ale ci najczęściej tego nie rozumieją i wręcz oburzają się.

Złodzieje mają też inny patent. Chodzą po salach, gdzie leżą gównie starsi pacjenci i namawiają, by kupili np. przepowiednie fatimskie, czy modlitewniki. Za parę złotych. Z reguły chorzy kuszą się na to. Dla złodzieja - "handlarza" to świetna okazja, by podejrzeć, gdzie wtedy pacjenci sięgają po pieniądze. A potem wykorzystując moment, kiedy ci wychodzą z sali na badania, czy do toalety i pędzlują im szafki, torebki.

Z plagą szpitalnych złodziei zmagał się niejeden szpital w regionie. W łańcuckim Centrum Medycznym był taki okres, kiedy w ciągu dwóch miesięcy okradzionych zostało 8 pacjentów z różnych oddziałów. Ginęły pieniądze, telefony komórkowe, natomiast dokumenty i puste portfele złodziej wyrzucał.
- Na szczęście udało się to opanować, choć w 100 procentach trudno się uchronić przed kradzieżami. Mimo, że mamy monitoring. Trudno w odwiedzających rozpoznać, kto jest kuzynem, czy wujkiem pacjenta, a kto wchodzi ze złymi intencjami - mówi Grzegorz Hawro, dyr. ds. lecznictwa w łańcuckim szpitalu. - Trzeba by wszystkich legitymować, a i to nie dawałoby gwarancji.

Opowiada, że ostatnio na jego oddział wszedł podejrzanie zachowujący się mężczyzna. Rozglądał się po salach.

- Kogo pan szuka? Kolegi. A gdzie leży? Dokładnie nie wiem. A jak się nazywa? Zapomniałem - dyrektor przytacza dialog z tym mężczyzną. - Spłoszyłem go, ale czy nie wróci? Od policjantów wiemy, że są specjalnie wyspecjalizowane szpitalne szajki złodziejskie, które przemierzają regiony.

Doktor pilnuje, by personel zamykał gabinety na klucz. Nauczony doświadczeniem, kiedy 10 lat temu złodziej jemu buchnął całą torbę lekarską wraz z pieczątkami i receptami.

- Przeżyłem koszmar - mówi. - Trzeba było zastrzegać druki, tłumaczyć, co się stało. A nie daj Boże, gdyby jeszcze zginęły tzw. "narkotyczne" różowe recepty.

Leszek Czerwiński, dyr. Szpitala Miejskiego w Rzeszowie też jako młody lekarz padł ofiarą złodzieja.
- Nie miałem wtedy w czym wrócić do domu. Złodziej zabrał mi ubranie schowane w szafce - opowiada. - Dziś do szpitala praktycznie każdy może wejść. Trudno rozpoznać, kto jest uczciwy i idzie w odwiedziny do chorego, a kto z nastawieniem, by okraść. Na złodziejaszka jest tylko jeden sposób: nie wolno mu dawać okazji. Dlatego przy przyjęciach prosimy pacjentów, by drogocenne rzeczy zostawili w depozycie szpitalnym. Plakatów nie rozwieszamy, by nie stwarzać atmosfery zagrożenia.

Na oddziałach Szpitala Wojewódzkiego nr 2 w Rzeszowie wiszą plakaty z ostrzeżeniem przed złodziejami.

- Ale zmniejszyliśmy ich liczbę, by pacjenci nie czyli się jak w strefie zagrożenia - mówi Janusz Solarz, dyr. szpitala "na górce". - Mamy ochronę. Chcemy rozszerzyć monitoring. Sami prosiliśmy policję o pomoc, co zrobić, by tych kradzieży było jak najmniej, na co zwracać uwagę. Chorym proponujemy depozyt wartościowych rzeczy.

Personel też jest wyczulony. W jednym ze szpitali pielęgniarka oddziałowa zauważyła mężczyznę, który przeglądał pozostawioną w sali torbę pacjenta. Gdy zobaczyła, że nakłada na rękę leżący na szafce zegarek, nie pozwoliła mu uciec i wezwała policję. Złodziej w tym samym dniu był widziany na innym oddziale. Twierdził, że "szuka dziadunia".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24