Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

USK. Karolinka urodziła się chora. Rodzice nie darują szpitalowi

Urszula Ludwiczak [email protected]
Karolinka po urodzeniu ważyła zaledwie 760 gram. Ciągle walczy o życie
Karolinka po urodzeniu ważyła zaledwie 760 gram. Ciągle walczy o życie Archiwum prywatne
Karolinka jest w stanie krytycznym. Rodzice są przy niej przez kilka godzin dziennie - na tyle pozwalają przepisy oddziału intensywnej terapii. Choć lekarze nie dają dziewczynce szans, oni ciągle nie tracą nadziei. I chcą walczyć o sprawiedliwość.

Skala Apgar

Skala Apgar

Skala Apgar - skala używana w medycynie w celu określenia stanu noworodka zaraz po porodzie: w 1., 5. i 15. minucie życia. Dziecko minimalnie może dostać 0, a maksymalnie 10 punktów. Ocenia się kolor skóry, puls, reakcję na bodźce, napięcie mięśni, oddech.

Karolinka miała urodzić się we wrześniu, w Anglii. Tam był lekarz prowadzący ciążę, szpital, gdzie miał odbyć się poród rodzinny. Albo cesarskie cięcie, gdyby dziecko, które było ułożone miednicowo, przed porodem się nie przekręciło. Rodzice: 40-letnia Ewa Gotowicka i jej partner, Adam Krawczyk nie mogli się już doczekać, kiedy przywitają córeczkę na świecie.

Ewa dbała o siebie w każdy możliwy sposób, to miało być jej pierwsze, wyczekane, upragnione dziecko. Ciąża przebiegała prawidłowo. Razem z Adamem chodzili na wszystkie wizyty lekarskie, badania USG. W kwietniu lekarz prowadzący ciąże wyraził zgodę, aby Ewa przyleciała odwiedzić rodzinę w Białymstoku, skąd pochodzi. Powrót do Anglii miała zaplanowany na 26 czerwca. Nikt nie spodziewał się, że te plany już wkrótce legną w gruzach a życie Ewy i Adama zmieni się diametralnie.

Miało być dobrze

Ewa przyleciała do Polski pod koniec kwietnia, w 20 tygodniu ciąży. Przez kilka tygodni wszystko było dobrze. Ale 29 maja rano poczuła, że odchodzą jej wody płodowe. Zaniepokojona od razu poszła prywatnie do ginekologa. Ten dał skierowanie do szpitala.

- Od razu, tak jak stałam, poszłam na izbę przyjęć Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku - opowiada.

Została przyjęta na oddział patologii ciąży. Dostała tu leki, lekarze zalecili leżenie. Mogła chodzić tylko do toalety. Adam przyleciał z Anglii, aby zajmować się Ewą.

- Od lekarzy słyszałam, że każdy dzień dłużej, jest na wagę złota - opowiada kobieta. - Gotowa byłam leżeć w szpitalu do końca ciąży. 31 maja miałam wykonane USG, lekarz oświadczył, że wody się uzupełniają, tętno dziecka jest prawidłowe. Lekarz robiący obchód nad ranem powiedział mi, że poród może się zacząć w każdej chwili, ale zapewniano mnie, że wszystko jest dobrze.

1 czerwca u pani Ewy pojawiły się skurcze, które 2 czerwca zanikły, by kolejnego dnia powrócić. Pojawiły się brunatne plamienia. Nad ranem 4 czerwca pani Ewa obudziła się z wielkim bólem, miała skurcz. Położna zbadała ją, jej zdaniem nie było rozwarcia. Pojawiły się za to zielonkawe wody. Pani Ewa powiedziała o tym lekarzowi.

- Położne też o tym wiedziały, jednak jak lekarz nie panikował to myślałam, że ja też przesadzam - opowiada. - Tego dnia, co 20 minut odczuwałam delikatne skurcze, o czym informowałam położną, która mi mówiła, że mam miękki brzuch. Nie miałam robionych żadnych badań. Ból był do przeżycia.

Adam, który towarzyszył jej przez cały dzień, ok. 20 poszedł do domu. U Ewy zaczęły się jednak coraz boleśniejsze i częstsze skurcze. Ok. godz. 22 zbadał ją lekarz, który zlecił leki przeciwskurczowe. Pani Ewa czuła się coraz gorzej, ciągle wzywała położne, chciała aby te zawołały lekarza.

- Usłyszałam, że lekarz został powiadomiony i że powiedział "że ma boleć i będzie jeszcze bardziej boleć." Zwijałam się z bólu, płakałam, krzyczałam, że umieram. Dopiero po 4,5 godziny, ok godz. 2.50 przyszedł lekarz. Kazał mi iść do zabiegowego na badanie. Nie dałam rady wstać z łóżka, lekarz zbadał mnie na sali. Od razu kazał jechać na porodówkę.

Ewa zdążyła zadzwonić do Adama, który w kilka minut dojechał do szpitala. Ale do Ewy go nie wpuszczono.

Tymczasem na porodówce zjawił się inny lekarz. - Jak mnie zbadał od razu krzyknął, że już nóżki wychodzą - wspomina Ewa.

Nie było czasu na znieczulenie czy -- najprawdopodobniej wskazane w tym przypadku - cesarskie cięcie. - Ten lekarz, który mnie badał, krzyczał na tego pierwszego. Okazało się, że miałam zakażenie, którego rzekomo wcześniej nie było - wspomina. - Powiedziałam jeszcze, że jest miednicowe ułożenie. Lekarz kazał przeć i poczułam, że wychodzi ze mnie dziecko.

Była godz. 3.13. Karolinka urodziła się bez czynności życiowych. Dostała 0 punktów w skali Apgar. Ważyła 760 gram. Reanimowało ją trzech lekarzy, po 10 minutach udało się im przywrócić akcję serca. Dostała 1 punkt w skali Apgar. Od razu pojechała na oddział intensywnej terapii.

Adam, który czekał przed salą porodową usłyszał od lekarzy, że dziecko jest niedotlenione, jego stan jest krytyczny.

- Lekarze nie dają córce szans, ale my mamy wielką nadzieję - mówią rodzice. Codziennie są w szpitalu. Ewa ściąga pokarm, karmi córeczkę. Ich dotychczasowe życie legło w gruzach. Chcą walczyć o to, aby winni stanu dziecka, ponieśli konsekwencje.

Rezydent został zawieszony

10 czerwca powiadomili o możliwości popełnienia przestępstwa białostocką prokuraturę. - Żądamy ścigania i ukarania lekarzy, którzy zaniedbali swoich obowiązków, wzywałam lekarza przez 4,5 godziny, było ich dwóch, żaden się nie zjawił - argumentuje Ewa. - Chcemy też ukarania położnych, które zaniedbały swoje obowiązki informowania lekarzy o moim stanie, który pogarszał się z minuty na minutę.

- 11 czerwca zostało wszczęte postępowanie w sprawie narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu - mówi Marek Winnicki z Prokuratury Rejonowej Białystok-Południe. - Prokurator zabezpieczył dokumentację medyczną dotyczącą dziecka, są przesłuchiwani świadkowie. W tej sprawie niewątpliwie potrzebna będzie też opinia biegłych. Trzeba też będzie sprawdzić, czy na niebezpieczeństwo nie zostało narażone zdrowie matki dziecka. Wiele też zależy od tego, co będzie dalej z samym dzieckiem.

Wewnętrzne postępowanie prowadzi też szpital. Lekarz, który zajmował się Ewą, to rezydent (lekarz na ostatnim roku robienia specjalizacji z ginekologii i położnictwa), który powinien o pogarszającym się stanie pacjentki poinformować lekarza specjalistę, który nadzorował jego pracę na oddziale. Ale tego - według władz szpitala - nie zrobił. Już został zawieszony w pełnieniu dyżurów na porodówce. A to jeden z elementarnych składników robienia specjalizacji. Obecnie lekarz jest na urlopie.

- Do pełnego wyjaśnienia sprawy musimy poczekać aż wróci - mówi Katarzyna Malinowska-Olczyk, rzeczniczka USK. - Chcemy też poprosić o wyjaśnienia wszystkie osoby, które tego dnia były na dyżurze. Jeśli okaże się, że były popełnione błędy, konsekwencje będą wyciągnięte.

- Spotkaliśmy potem tego lekarza - mówią rodzice Karolinki. - Pytaliśmy, czemu nie pomógł Ewie, gdy wzywała pomocy. On tego nie komentował. Spuścił głowę i wyszedł z sali.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny