- Jest mi bardzo ciężko. Z jednej strony nie chcę wyciągać rąk do obcych ludzi, bo wiem, że wszystkim jest trudno. A z drugiej, nie mogę pozostawić syna bez pomocy - dodaje Barbara Kucharska, matka chłopca. - A sama nie dam rady. I tak odmawiam dzieciom wielu rzeczy, aby mieć pieniądze na chleb. O leczeniu, na dodatek tak kosztownym, nie ma mowy.
Stara, zniszczona kamienica na obrzeżach Augustowa. Kilkanaście niewielkich mieszkań. Jedno z nich, na poddaszu zajmuje Barbara Kucharska, wdowa od dwóch lat.
- Ciasno, ale dajemy sobie radę - macha ręką gospodyni. - Mamy dach nad głową i to jest najważniejsze.
Kobieta wychowuje troje dzieci. Sandra ma dziewiętnaście lat. Uwielbia tańczyć, ale marzenia będzie realizować później. Rozpoczęła studia na białostockiej uczelni i chce jak najszybciej podjąć pracę. Ośmioletni Paweł szykuje się do pierwszej komunii, a Tomek za dwa tygodnie będzie świętował swoje piąte urodziny.
- Mam nadzieję, że jeszcze zobaczy świeczki na torcie - dodaje Barbara Kucharska.
Gdy znajomi pytają chłopca, co chciałby dostać mówi bez wahania: nowe oczy. Bo Tomaszek z dnia na dzień coraz gorzej widzi. Urodził się bowiem bez mięśni powiek.
To, że syn nie otwiera oczu, Barbara Kucharska zauważyła kilka tygodni po porodzie. Później były bardzo dokładne badania i nie kończące się konsultacje medyczne.
- Jeździliśmy od lekarza do lekarza - dodaje mama Tomka. - Zrobiliśmy setki różnych badań, próbowaliśmy dosłownie wszystkiego, aby syn mógł unieść powieki. I nic. Lekarze mówili, że to bardzo rzadki przypadek. Ale, jak widać, zdarza się.
Koledzy się śmieją
Gdy Tomek skończył rok, trafił do Instytutu Matki z Dziecka w Warszawie. Tam Barbara Kucharska dowiedziała się, że powieki można podwieszać. Ale ten zabieg jest mało skuteczny. Trzeba go powtarzać co kilka miesięcy.
- Wiąże się to z nacięciem skóry na twarzy - opowiada. - Później dziecko ma blizny.
Mimo to, Tomek jeden taki zabieg przeszedł. Widział lepiej przez kilka miesięcy. Teraz powieki mu znowu opadły. Otwierają się zaledwie na kilka milimetrów i to tylko wtedy, gdy chłopak przechyli głowę. A to jest też niebezpieczne. Prowadzi bowiem do skrzywienia kręgosłupa. Nie mówiąc już o tym, że wciąż wytężony wzrok także się męczy.
- Jest coraz gorzej - nie ukrywa zrozpaczona matka. - Skąd się to bierze, nie wiem. Lekarze wykluczają chorobę genetyczną.
Chłopczyk od września chodzi do zerówki. Pewnie będzie musiał ją powtórzyć, ponieważ nie radzi sobie w szkole. Reaguje później, niż inni w grupie, jest nerwowy. Stroni od rówieśników, wstydzi się wychodzić na podwórze.
- Boi się - uważa Barbara Kucharska. - Ludzie, nawet dorośli, nie są tolerancyjni. Bardzo często wytykają palcami każdego, kto jest choć trochę inny. Nie mówiąc już o rówieśnikach. W ich pojęciu chory, znaczy gorszy. A przecież tak nie jest.
Kilka miesięcy temu Barbara Kucharska dowiedziała się, że jest jeszcze jedna szansa, aby dziecko mogło normalnie żyć. Można dokonać przeszczepu mięśnia. Wystarczy wziąć je np. z pośladków i wszczepić w powieki. Tyle tylko, że takie zabiegi w naszym kraju nie są wykonywane. Trzeba jechać do kliniki w Berlinie. I jeszcze jedna sprawa, o wiele ważniejsza niż odległość do szpitala. Przeszczep mięśni kosztuje aż 6 tysięcy euro.
Koszt zabiegu pomogą pokryć Norwegowie
- Dla mnie są to niewyobrażalnie duże pieniądze - dodaje kobieta. - Żyjemy z niewielkiej renty i zasiłków rodzinnych. Mówiąc szczerze, ledwo wiążemy koniec z końcem. Z wielu rzeczy musimy rezygnować, by pieniędzy starczyło na jedzenie. Nie mogę podjąć pracy, bo Tomaszek wymaga stałej opieki. A nie mam tutaj nikogo, kto mógłby zająć się dzieckiem.
Operacja mogłaby się odbyć już 20 listopada. Pod warunkiem, że do tego czasu, na konto niemieckiej kliniki wpłyną pieniądze.
- Liczę na to, że koszt zabiegu pomogą pokryć Norwegowie - nie ukrywa Barbara Kucharska.
Cudzoziemcy gościli w ubiegłym roku w Augustowie, ponieważ współpracują z organizacją, która prowadzi w mieście bezpłatne przedszkole dla dzieci wywodzących się z ubogich rodzin. Do tej placówki uczęszczał też Tomek. Norwegowie zainteresowali się chorym chłopcem.
- Zadeklarowali pomoc, obiecywali, że przeprowadzą u siebie zbiórkę pieniędzy - mówi Barbara Kucharska. - Mam nadzieję, że słowa dotrzymają, a akcja powiedzie się.
Na razie na konto kliniki nie wpłacili ani grosza. Nawet jeśli tego dokonają, to i tak pieniędzy nie wystarczy na wszystko. Nie wiadomo, czy Barbara Kucharska będzie musiała płacić za pobyt z synem, czy nie. Trzeba także dojechać do Berlina oraz wrócić. Później kupić lekarstwa, aby uśmierzyć dziecku ból i przyśpieszyć gojenie się powiek. W końcu niezbędne są wizyty kontrolne w berlińskiej klinice. Ile ich ma być, jeszcze nie wiadomo. Wszystko zależy od tego, czy przeszczep się uda.
- Boję się nawet myśleć, jakie kwoty są potrzebne - dodaje. - Nasze dotychczasowe wyjazdy do warszawskiego instytutu pochłaniały po kilkaset złotych. A co dopiero taka wyprawa.
Zbierali na meczu i w szkole
Z pomocą Tomaszkowi pośpieszyli mieszkańcy Augustowa. Na rzecz chłopca przekazano m.in. dochód z meczu siatkarzy i akcji charytatywnej, która kilka dni temu odbyła się w miejscowym liceum. Udało się zebrać kilkaset złotych.
- To kropla w morzu potrzeb - uważa Teresa Dobko, przewodnicząca Stowarzyszenia na Rzecz Pomocy Społecznej w Augustowie. - Na wszystko na pewno nie wystarczy.
Działacze stowarzyszenia też pomagają Tomkowi.
- Zorganizowaliśmy zbiórkę pieniędzy, uruchomiliśmy specjalne konto, na które można wpłacać datki - dodaje Dobko. - Znamy tę rodzinę. Wiemy, w jak trudnej jest sytuacji. I jak bardzo matka chce, by Tomek był zdrowy.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?