W sobotę Tomasz Reszel obudził się o siódmej. Ubrany w piżamę i kapcie wyszedł przed dom nakarmić psy. Wtedy usłyszał przejmujący krzyk od strony pobliskiej Obry. Był przekonany, że ktoś tonie. Wpadł do domu i chwycił kurtkę. Krzyknął do żony, żeby wezwała straż i pogotowie. Zabrał z domku jeszcze kawał kabla i pobiegł nad rzekę. Pod mostem zauważył mężczyznę. Wisiał na sznurze, stopami dotykał jednak lodu. Wołał: - Ratunku!.
- Twarz miał aż siną. Rzuciłem mu kabel, ale nie miałem siły wciągnąć go na górę. Chwycił rękoma za przęsło, ale nie mógł się podciągnąć. Wtedy pobiegłem do domu po nóż, żeby go odciąć - opowiada.
Skwierzynianin odciął wisielca, który spadł na lód. Na szyi miał zaciągnięty sznur, dławił się i krztusił. Reszel podbiegł do niego. Lód zaczął pękać. Mimo tego wciągnął mężczyznę na brzeg i rozplątał dławiący go sznur. Dopiero wtedy zauważył krew na swojej prawej dłoni. - Przeciąłem rękę, skacząc przez płot, kiedy biegłem nad rzekę. Rozcięcie było niewielkie, dlatego początkowo w ogóle się nim nie przejąłem. Aż do chwili, kiedy uratowany przeze mnie mężczyzna wykrztusił, że ma wirusa HIV - wspomina.
Strażacy byli w rękawicach
Nad rzekę przyjechali strażacy i ratownicy medyczni ze skwierzyńskiego szpitala. - Nikt na czole nie ma wytatuowane, że jest na coś chory. My mieliśmy rękawice i ubrania ochronne. Takie są procedury - mówi prezes jednostki OSP Michał Kowalewski, który kierował kolejnym etapem akcji.
Niedoszły samobójca przedstawił się jako Adrian. Wyglądał na dwadzieścia kilka lat. Był zaniedbany, miał brudne ubranie. Został przewieziony do szpitala psychiatrycznego w Międzyrzeczu-Obrzycach. Dla T. Reszela rozpoczęło się natomiast osiem najdłuższych godzin w jego życiu. Przecież dotykał chorego ranną ręką. Mógł się zakazić groźnym wirusem!
- Pojechałem na oddział zakaźny szpitala w Zielonej Górze. Lekarz dał mi leki, które mogą powstrzymać rozwój wirusa. Są jednak bardzo silne, rozwalają śledzionę i wątrobę. Wziąłem jedną tabletkę i czekałem na rozwój wypadków - opowiada T. Reszel.
Żółtaczka też jest groźna
Personel pobrał krew Adriana. Zbadano ją pod kątem zakażenia. Wirusa HIV nie wykryto, okazało się jednak, że młodzieniec ma ostrą żółtaczkę. Na razie nie wiadomo, czy zakaził swojego wybawcę. Choroba może się rozwijać nawet do trzech miesięcy, zanim pojawią się antyciała i zostanie wykryta. Mimo postępów medycyny, żółtaczka nadal jest groźna. T. Reszel odetchnął jednak z ulgą, kiedy po ośmiu godzinach od zdarzenia poznał wyniki badań. - HIV brzmi znacznie groźniej - tłumaczy.
T. Reszel to postać znana w mieście. Był przewodniczącym rady powiatu, obecnie pracuje w zielonogórskim Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego. Czy czuje się bohaterem? A może uważa siebie za ofiarę? - Każdy na moim miejscu postąpiłby tak samo . Gdyby teraz sytuacja się powtórzyła, bez wahania ruszyłbym na pomoc - zapewnia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?